Soren Sulfur Soren Sulfur
227
BLOG

Patriotyzm nie idiotyzm

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 1

Z jakiegoś dziwnego powodu panuje stereotyp, że "patriota to idiota" skupiający się na martyrologii, przeszłości, abstrakcyjnych i zbędnych walkach o nic, robiący z igły widły, który za piedź "ziemi, tej ziemi" jest w stanie oddać swoje życie i przy okazji odebrać je wszystkim dookoła (propaganda przeciwko upamiętnianiu Powstania Warszawskiego). Przedstawia się więc patriotyzm jako coś irracjonalnego lub negatywnego (wykluczenie odmienności). Ten obraz kompletnie nie przystaje do rzeczywistości.

Ojczyzna bowiem to nie państwo, to nie obiekt martwy, tylko ludzie. Czyli - wspólnota. Na początku dla każdego człowieka punktem odniesienia jest mikro-wspólnota - przeważnie rodzina. Potem większa - okoliczna. Wieś, miasteczko, potem miasto, kolejne jednostki podziału terytorialnego aż sięgamy poziomu całego kraju. Historycznie właśnie tak przebiegała ewolucja cywilizacji. Czyli docierano z wspólnotowością do tej właśnie zbiorowości ludzi na jakimś terenie - największym, jaki jest możliwy ze względu na bliskość i podobieństwo interesów. Podobieństwo to wyrasta nie z próżni między pragnieniami indywidualnych jednostek, lecz z języka, kultury, historii, geografii - tworzących razem trwałą zbiorowość przez podobieństwo i bliskość. Tym jest właśnie naród - maksymalnym zasięgiem tej bliskości i tym samym naturalną granicą danej wspólnotowości.

Odruchowym punktem odniesienia dla każdego człowieka jest zawsze jakaś forma wspólnoty - sam bowiem jest bezradny i tylko współpracując z innymi ludźmi jest w stanie coś osiągnąć. To zaś wymaga zdolności samoorganizacji. Człowiek - to zwierzę polityczne, mawiali starożytni Grecy. Polityka jest wynikiem konieczności rozumowania wspólnotowego, jest narzędziem do organizowania się. I z potrzeby jej uprawiania, z potrzeby działania razem celem realizacji dobra wspólnego - wyrasta pojęcie i potrzeba patriotyzmu. Czyli - umiłowania dobra wspólnego, stojącego ponad podziałami. Dobra, które jest wcielone w idę państwa jako organizacyjnego wymiaru wspólnoty. Patriotyzm to zdolność poświęcenia swojego interesu partykularnego w imieniu tego, co służy nie tylko jednostce, ale i ogółowi, tym samym przynosząc owoce każdemu.

Tym właśnie jest patriotyzm - umiejętnością współpracy w ramach wspólnoty, poprzez podniesienie do rangi jednej z najwyższych wartości jej niezawisłe istnienie. Przez wartości do materialności. Przez zrozumienie podobieństwa i bliskości do praktyczności.

Bez tej więzi wiele osiągnięć współczesnej cywilizacji nie byłoby możliwe, gdyż instytucje pełniłyby role strażników interesów wąskich grup lub samej władzy. Jednym z czynników który doprowadził do obecnego rozwoju politycznego, naukowego i filozoficznego było właśnie powstanie państw narodowych, które zniosły uprzednie struktury ucisku, ograniczającego wolność ludzką. Jednostka oderwana od narodu jest bowiem bezradna nawet w momencie największego komfortu i bezpieczeństwa. Jej dobro jest wtedy kompletnie niezależne od jej woli. Zaś jednostka w narodzie jest władna sterować swym losem nawet w momencie największej biedy i upodlenia.

Człowiek nie będący zahaczony w wspólnocie nie jest częścią żadnej całości, nie ma więc możliwości obrony przed silniejszymi - gdyż nikt nie przyjdzie mu z pomocą. Dlaczego miałby? Gdy nie ma poczucia więzi, tedy każdy z nas postępuje według racjonalności wyboru, decydując tak, żeby było to najlepiej tylko w jego własnym interesie. Brak wspólnoty to niemożność zapanowania nad swoim losem, to pozostanie na łasce innych, przeważnie dzierżących jakąś formę wpływu, władzy - politycznej, militarnej czy ekonomicznej. Dlatego też bez wspólnoty - i poczucia jej wartości, a więc patriotyzmu - niemożliwe jest efektywne współdziałanie międzyludzkie. Bez wspólnotowości i patriotyzmu ludzie stają się ofiarami silniejszych, którzy tłamszą ich naturalną chęć rozwoju w imię swojego własnego zysku. Powinno to być oczywiste.

Niezbędnym składnikiem nauczania o tej oczywistości jest historia. Bez tej wiedzy człowiek ma trudności w pojęciu gdzie się znajduje, co się dookoła niego dzieje - przeszłość bowiem determinuje teraźniejszość, jest jej wynikiem. A przede wszystkim bez tej wiedzy - daje sobą łatwiej manipulować, nie mając odpowiedniego kontekstu i nie potrafiąc dojrzeć motywacji oraz powodów dla których jedni robią to, a drudzy tamto. To jak z tą asteroidą przelatującą w pobliżu Ziemi - jeśli nie zna się parametrów jej lotu nie uda się określić, czy w planetę trafi, czy muśnie ją tylko. Historia pozwala właśnie na określenie tych parametrów, dzięki temu, że pokazuje jak splot dziejów doprowadził nas do tego momentu, w którym jesteśmy - a więc jednocześnie wskazuje drogę jaką możemy podążać.  Jest więc nieocenioną kotwicą i kompasem w jednym.

Tymczasem na naszych oczach kolejne pokolenia wychowywane w Polsce stają się coraz bardziej osamotnione, oddzielone od narodu i pozbawione odruchów patriotycznych, co pogarsza się na przykład marginalizacją historii w nauczaniu powszechnym. Tym samym są niezdolne do efektywnej współpracy w większej całości i przez to walki o swoje interesy. Efekty - widać na każdym kroku w jakości naszego państwa. Zamiast bycia częścią bieguna wartości poprzez naród, ludzie stają się więc opiłkiem żelaznym podążającym tam, gdzie akurat pole silniejsze. A to do Wlk.Brytanii, a to do Niemiec, a to do Nowej Zelandii. Tam zaś ich praca staje się dorobkiem służącym innym. Innym wspólnotom, które swojego patriotyzmu nie włożyły w kieszeń.

Wydarzenia z 11 listopada jeszcze raz dowiodły, że istnieje wielka potrzeba wsród Polaków na patriotyzm, na wspolnotowość. Ale wszystko to jest kompletnie niezborne, rozrzucone, zdesperowane. Działania elit nie pomagają nadawać tym oddolnym pragnieniom, instynktom narodowym kształtu ani celu. Wręcz przeciwnie, odnosi się wrażenie że są zaprojektowane by te pragnienia podzielić, by móc je kontrolować i wykorzystać.

Próbuje się też czasem argumentować, że myślenie kategoriami narodu i patriotyzmu to niby przeżytek, że doba jednoczącej się Europy, globalizacja i tym podobne. Ale to nonsens. Nie da się bowiem eliminować żadnego poziomu wspólnotowości ani działać przeciwko nim w imię jakiejś wyższej, abstrakcyjnej łączności międzyludzkiej - taka łączność może być budowana tylko na już istniejących więzach. Nie zaś - na ich niszczeniu czy ignorowaniu. To tak, jakby próbować budować domek z kart, wyciągając te, które są na samym spodzie. Czy nowoczesne państwa powstały, niszcząc mniejsze jednostki samoorganizacyjne? Czy może zostały zbudowane na nich i z godnie z ich wolą? Tak samo Unia Europejska, jeśli chce przetrwać, nie może niszczyć państw narodowych, ale musi się z nimi zharmonizować.


Sulfur

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka