Soren Sulfur Soren Sulfur
878
BLOG

Podatek zawistny

Soren Sulfur Soren Sulfur Gospodarka Obserwuj notkę 23

Poprzednią notkę poświęciłem niedawnej wypowiedzi Kaczyńskiego na temat systemu podatkowego. Zakończyłem ją własną propozycją, lepszą moim zdaniem PR-owo, lepiej wpisującą się w dotychczasowy, merytoryczny kształt największej partii opozycyjnej. Mianowicie - postulat likwidacji najniższej stawki PIT.

Likwidacja taka ma następujące podstawy. Po pierwsze, budżet w 2/3 opiera się na podatkach pośrednich, natomiast na podatku dochodowym tylko w ok. 15%. Z czego jedną trzecią opłacają podatnicy z najwyższej, 32 procentowej stawki, a pozostałą część podatnicy PIT 18%. Przy czym ilościowo podatników płacących 32% jest wyraźnie mniej, bo - jak można w różnych miejscach znaleźć, od 6 do 4%. Swego czasu Dziennik Gazeta Prawna z tych liczb wysnuł wniosek że "stać nas na liniowy". Jest to zgodne z hasłami liberalnymi, ale nie do końca odpowiada ich sensowi, bowiem sporą część ludzi płacących podatek najwyższy stanowią pracownicy najemni - różnego rodzaju menadżerowie, kierownicy, prezesi. Ich pensje są płacone przez firmy, a ich kontrakty specjalnie tak skonstruowane, by stratę wywołaną podatkiem dochodowym kompensować. Ich obchodzi tylko płaca netto, a brutto - to niech się firma martwi. Drugą grupą, która wybija się podatkowo, są wysocy urzędnicy państwowi, gdzie nie dość, że pensja pochodzi z podatków, to do tego jeszcze państwo samo sobie niejako ją zmniejsza, każąc sobie odprowdzać od tego PIT.

Sytuacja taka jest efektem tego, iż w momencie, gdy wprowadzono CIT 19% każdy rozsądny przedsiębiorca natychmiast na niego się przerzucił. Impuls więc "liberalny", jaki można było dostarczyć podatkiem liniowym dochodowym już w praktyce jest. Zabawa ostatnią stawka PIT to już tylko kosmetyka, bez istotnego wpływu na gospodarkę. Toczenie więc o nią bojów politycznych byłoby błędem.

Bo o to też chodzi, by nie tylko postulat był sensowny ekonomicznie i fiskalnie, ale by był realny politycznie. Czyli że można by sobie wyobrazić złożenie takiej propozycji i jej przegłosowanie, zbudowanie jakiejś koalicji wokół niej, przekonanie innych. Próba lansowania podatku liniowego dochodowego napotkałaby oczywisty problem - ponieważ jednocześnie wszyscy są płatnikami podatku VAT, który jest wliczony w ceny produktów i usług, tedy w praktyce proporcjonalnie nadal płaciliby więcej biedni. Dlatego, ponieważ wydają większość swoich zarobków na utrzymanie się. Czysta matematyka.

Likwidacja PIT 18% jest nakierowana więc właśnie na nich, a jednocześnie pozwala utrzymać hasło o "sprawiedliwości" systemu podatkowego. Bogaci nadal płacą bowiem znacznie więcej. Zarówno ci, którzy wpadają w stawkę 32%, jak i ci którzy płacą CIT 19% (doliczając do tego koszty prowadzonej przedsiębiorczości, wypłatę pensji, opodatkowanie pracy).

Teoretycznie korzystniej byłoby właśnie zmniejszyć koszty pracy - pomogłoby to nie tylko biznesowi, ale przede wszystkim biedniejszym, szukającym zatrudnienia czy bezrobotnym, zwiększyłoby bowiem zdolność pracodawców do zatrudnienia większej ilości osób. Jednak ze względu na sytuację systemu emerytalnego, który opiera się na opodatkowaniu pracy, jest to znacznie mniej realne politycznie, gdyż wymagałoby zasadniczej, rewolucyjnej zmiany całego systemu socjalnego.

Tymczasem skasowanie najniższej stawki PIT dałoby kilka realnych korzyści - zwiększyłoby pensje realne, napędziłoby konsumpcję i oszczędzanie, przekładając się na większą aktywność gospodarczą, a nawet jeśli nie - z pewnością ułatwiłoby ludziom spięcie rachunków. Pełniłoby też pewną zastępczą i niepełną do polityki prorodzinnej rolę. Może nie stać nas na wydatek stypendium demograficznego dla wszystkich, ale za to stać nas na nie zabieranie 1/5 dochodu większości zatrudnionych. Co pełniłoby w praktyce rolę właśnie takiego ograniczonego stypendium. Do tego spełniłoby się postulaty o neutralizowaniu degresywości polskiego systemu podatkowego. Krótko - propozycja i merytoryczna i populistyczna w jednym..

Oczywiście kasacja podatku PIT ze względu na sytuację kryzysową odbywać musiałaby się powoli - np. automatycznie, jedna ustawą wprowadzono by sztywne obniżanie opodatkowania o półtora procent rocznie, zmuszając w ten sposób budżet do dostosowania się. Straty byłyby częściowo niwelowane przez zwiększone wpływy z VAT, ale trudno sądzić że rozdęte obecnie wydatki, nagminnie marnotrawione, nie skorzystałyby na takiej wymuszonej kuracji dostosowawczej.

Czy to pomysł naprawdę dobry - można by dyskutować. Był to zresztą pomysł "ad PiaReum", jako rozsądniejsze hasło mające dodać Kaczyńskiemu wyborców a utrzymać tych, których uzyskał do tej pory, zamiast gróźb podnoszenia podatków dochodowych. Zaskoczyła mnie jednak reakcja niektórych komentujących, którzy stwierdzili, sumując, co następuje: nie, lepsza jest kwota wolna od podatku, za to należy podnieść najwyższą stawkę i może wprowadzić trzecią, do maksimum 50%. Wspomniano też coś o katastralnym.

Trudno taką logikę zrozumieć. Dlaczego płacenie podatku przez biedniejszych, ale nieco mniejsze, ma być lepsze, niż nie płacenie podatku przez nich w ogóle? Czym jest lepsza różnica 32 punktów procentowych między stawką 18 a 50 aniżeli między 0 a 32? Dlaczego większość ma nadal płacić i zadowolić się tylko tym, że mniejszość będzie płacić więcej niż przedtem?

Jest to postawa kompletnie niezrozumiała. Pomińmy już argumenty czysto ekonomiczne, wskazujące iż dziesięć procent różnicy w opodatkowaniu to mniej-więcej pół procenta wzrostu gospodarczego rocznie - tego bowiem wielu orędowników sprawiedliwości i wyrównywania różnic jako argumentu nie przyjmuje, mają po prostu inną hierarchię wartości. Ale jeśli tak, to dlaczego propozycję wychodzącą im naprzeciw, pozwalającą biednym ulżyć w całości, a nadal obciążając proporcjonalnie więcej bogatych - odrzucają? Co jest takiego złego w płaceniu podle zasad progresywnych, ale mniej? Dlaczego system 18, 32, 45 ma być lepszy od 0, 32?

Wygląda to tak, jakby jedynym celem systemu podatkowego nie było rozsądne finansowanie państwa, ale dokopanie jak najbardziej tym, którzy go finansują. Tak, jakby naczelną zasadą nie była ani sprawiedliwość społeczna ani rozsądek fiskalny przy jak najmniejszej szkodliwości dla aktywności gospodarczej, lecz folgowanie zawiści.


Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Gospodarka