Stuknęło naszemu państwu 25 lat niepodległości i zapanowała moda na podsumowania. Oczywiście dominuje ton optymizmu - więcej się udało niż nie udało, skok cywilizacyjny, pieniądze z Unii itepe. Problem w tym, że to "analizy" kompletnie fałszywe - z powodu metodologii.
Metodologia tych porównań opiera się bowiem na zestawieniu tego, co było wcześniej z tym, co jest dzisiaj. W takich kategoriach można myśleć potocznie, ale nie jeśli chce się napisać poważny tekst oceniający syntetycznie dorobek III RP. Bo jeśli używać tej metody, to praktycznie zawsze otrzymamy wynik pozytywny a nie negatywny. Jeśli porównamy okres sprzed I wojny światowej a okres z pierwszych lat PRL-wypadnie on pozytywnie. Jeśli porównamy II RP z latami 60-tymi - znowu wypadnie pozytywnie. Więcej mieszkań, lepsza komunikacja, więcej samochodów, radioodbiorników i telefonów, samolotów, fabryk, elektryczności, książek...i tak dalej. Powód tego jest prosty - patrzymy wtedy na linearność wzrostu, który jest normlanym stanem rzczy a nie anomalią. W normalnych warunkach gospodarka zawsze rośnie, ludzie zawsze coś zbudują, kraj zawsze coś osiąga - nawet taka Korea Północna. Proszę, 25 lat temu nie miała rakiet balistycznych i bomby atomowej - dziś ma. Ba! ma nawet nieco internetu. Sam zysk, jeśli porównać z tym, co było. Ogólny bilans - dodatni. O ile mi wiadomo nie ma ani jednego państwa na tej planecie które w ostatnich dwóch dekadach nie zanotowało wzrostu jakości życia.
To oczywiste, że jeśli sięgamy w przeszłość, zawsze będzie ona miała gorszy poziom dobrobytu. Dlatego też nie jest to żaden wskaźnik faktycznego wykorzystania szans. To tak, jakby cieszyć się, że świetnie żywiliśmy i wychowaliśmy dziecko, bo pięć lat temu miało 120 centymetrów wzrostu a dziś ma już 150 centymetrów. Albo że po trzech latach nauki w liceum nasza pociecha staje do matury. To naturalna kolej rzeczy, a nie powód do chwały. Pytanie powinno brzmieć - a jakim zdrowiem się cieszy? A jakie ma oceny? Ile wzrostu powinna mieć, jakie ocenny powinna dostawać?
W ekonomii nie mierzy się samej czynności przynoszącej zysk, bo to żadna miara. Kapitał puszczony w ruch z zasady przynosi jakiś zwrot. Wiele rzeczy przynosi profity, ale kiedy my poświęcamy się jednemu sposobowi zarabiania, ten sam wysiłek i talent mógłby zostać użyty inaczej i dać być może zyski większe. Różnica między profitem niższym a wyższym, nie osiągniętym, nazywa się kosztem utraconych możliwości. I to on decyduje o tym, czy inwestycja była trafiona czy też nie. Jeśli zainwestujemy milion złotych kapitału w przedwsięwzięcie o stopie zwrotu stu złotych na miesiąc, to powinniśmy to porównać nie z stanem braku inwestycji, ale z inwestycją alternatywną - bo ten kapitał mogliśmy użyć jeszcze na kilka sposobów, w tym taki, który pozwolilby nam na stopę zwrotu tysiąc złotych na miesiąc. To w takim razie pytanie - jeśli wybraliśmy opcję za sto złotych, to zyskaliśmy czy straciliśmy? Odpowiedź - straciliśmy. Dokładnie 900 złotych na miesiąc.
Dokładnie tak samo jest z oceną postępu jaki poczyniliśmy jako kraj. Punkt wyjścia jest ten sam - rok 1989. Ale miarą sukcesu nie jest to, że w ogóle mamy coś lepiej, lecz powinno być - porównanie kosztu utraconych możliwości. Jeśli jest on mały (np.5-10% różnicy absolutnej w PKB) lub nie występuje, wtedy możemy sobie pogratulować. Nasze decyzje były poprawne i wykorzystaliśmy nadarzające się szanse.
Czy tak jest w przypadku Polski?
Jeśli cieszymy się stanem gospodarki, to należy wskazać ile nas kosztowało złe prawo, w tym odejście od tzw. ustawy Wilczka. W USA gdy szacunkowo dokonano takich porównań (Dawson, Seater 2013) okazało się, że od lat 60-tych do dzisiaj zmarnowano potencjał ponad trzykrotnie przewyżaszający obecny PKB tego kraju. Czyli, innymi słowy, roczny PKB USA jest trzy razy niższy niż powinien być - na wskutek głupich, szkodliwych decyzji legislacyjnych nagromadzonych przez 50 lat. Koszt możliwości utraconych wręcz olbrzymi.
Także i u nas dokonano takich szacunków, ale tylko w skali roku. Zrobiło je parę lat temu Ministerstwo Gospodarki, oceniając koszta zbędnych przepisów na ponad 2% gospodarki rocznie. Gdzie byśmy byli dziś, gdyby nie ta kula u nogi? Gdzie byśmy byli, gdyby nie patologiczny system emerytalny który powoduje kryzys demograficzny, bezrobocie i masową emigrację? Gdzie byśmy byli, gdyby te prawie 3 miliony ludzi, które stąd wyjechały zostały w kraju i mogły zostać produktywnymi obywatelami? Ile żeśmy wysiłku i energii zmarnowali przez 25 lat boksując w miejscu tylko po to, by ruszyć się o centymetr do przodu?
Można to prosto pokazać. Załóżmy, że rozważamy tylko ciężar tych zbędnych przepisów z raportu Ministerstwa Gospodarki. I teraz do wzrostu gospodarczego historycznego, który wygląda tak:
Kraj |
1989 |
1990 |
1991 |
1992 |
1993 |
1994 |
1995 |
1996 |
1997 |
1998 |
1999 |
2000 |
Polska |
3.82 |
-7.17 |
-7 |
2.0 |
4.28 |
5.23 |
5.8 |
6.72 |
7.08 |
4.98 |
4.52 |
4.25 |
Kraj |
2001 |
2002 |
2003 |
2004 |
2005 |
2006 |
2007 |
2008 |
2009 |
2010 |
2011 |
2012 |
Polska |
1.2 |
1.4 |
3.86 |
5.34 |
3.61 |
6.22 |
6.78 |
5.12 |
1.6 |
3.7 |
4.4 |
2.0 |
Dodajmy 2% rocznie, by wyglądał tak:
Kraj |
1989 |
1990 |
1991 |
1992 |
1993 |
1994 |
1995 |
1996 |
1997 |
1998 |
1999 |
2000 |
Polska |
3.82 |
-7.17 |
-7 |
2.0 |
6.28 |
7.23 |
7.8 |
8.72 |
9.08 |
6.98 |
6.52 |
6.25 |
Kraj |
2001 |
2002 |
2003 |
2004 |
2005 |
2006 |
2007 |
2008 |
2009 |
2010 |
2011 |
2012 |
Polska |
3.2 |
3.4 |
6.86 |
7.34 |
5.61 |
8.22 |
8.78 |
7.12 |
3.6 |
5.7 |
6.4 |
4.0 |
Przy czym uznałem, że lata 1989, 1990, 1991 oraz 1992 nie ulegają zmianie z powodu transformacji.
Gdzie byśmy byli gdyby tak wyglądał nasz wzrost przez te 25 lat? W 2012 roku PKB Polski mierzony parytetem sił nabywczej wynosił 813.8 miliarda dolarów, per capita daje to sumę 21 118 dolarów. W stosunku do naszego scenariusza "Dwa Procent" to za mało o 46%, prawie o połowę! Faktyczny PKB powinien wynosić 1193,84 miliarda dolarów! 380 miliardów wyparowało na wskutek złego rządzenia, a faktyczny per capita powinien wynosić 31 416 dolarów... wiecie państwo ile to jest? 89% średniej UE i 79% wyniku Niemiec. Czy z takim wynikiem wyjechałoby stąd 3 miliony ludzi? Ależ skąd. Wręcz byśmy ściągali Polaków żyjących za granicą.
W 1989 roku Korea Południowa była na tym samym poziomie rozwoju, co Polska. Obecnie to potęga gospodarcza, z gospodarką wielkości 1,640 miliardów dolarów i PKB per capita wynoszącym 32 800 dolarów.
Znaczy to, iż gdyby nie złe prawo, Polska byłaby dziś na poziomie Korei Południowej.
A to przecież tylko regulacje. Ile jeszcze jest takich rzeczy? Podatki? Drogi? Kolej? Szpitale? Szkolnictwo? Prywatyzacja? Sądownictwo? Demokracja? Brak uwłaszczenia i ustalenia praw własnościowych? Brak rozprawy z nomenklaturą?
Polska przez 50 lat była jak człowiek niesłusznie zamknięty w wariatkowie. W końcu poznano się na błędnej diagnozie i nas wypuszczono. Nie możemy więc standardów wariackich przystawiać do normalności. To, że z kranu cieknie woda to stan normalny. To, że się buduje drogi i że są pełne półki w sklepach również. Jeśli nie wyrwiemy się mentalnie z tego odnoszenia się do nienormalności, to będziemy dalej marnować szanse i cieszyć się byle czym jak głupi do sera.
Ostatnie 25 lat to pasmo klęsk i porażek. Zmarnowaliśmy nasz czas. Taka jest prawda obiektywna. A nie - subiektywna. Subiektywnie nam się powiodło - na tle regionu nie wypadamy źle, inni nas doceniają, jest lepiej niz kiedyś. Ale to poklepywania żebraków swojego kolegi, który znalazł dziesięć złotych i może poczuć się jak panisko.
Sulfur
Inne tematy w dziale Gospodarka