Śmialiście się z „ płynięcia głównym nurtcie” a teraz główny nurt może was zatopić, Polacy, jeśli nadal będziecie bezpłciowi. Brexit obnaża nie tylko UE, ale i brak zrozumienia jej przez Polską prawicę.
Sześć państw założycielskich UE spotyka się właśnie by omówić Brexit. Sześciu książąt Europy i ich namiestnicy właśnie dyskutują jak sprawić, by w obliczu Brexitu nie zniósł ich bunt chłopów pańszczyźnianych. Rewolucja bowiem leży na ulicy…
Polska nie weszła do UE dla idei. Polska weszła z dwóch powodów: bo nie być w oznaczało paść ofiarą UE, a być w pozwalało nam budować z wewnątrz UE politykę Polską. Jak to ujął kiedyś Sikorski, miało to służyć „bezkrwawemu zjednoczeniu Europy środkowo-wschodniej”. Czyli miało prowadzić do koncepcji którą dziś prawica nazywa Międzymorzem. Wewnątrz UE.
Budowa sojuszu wewnątrz UE oparta o nasze geopolityczne interesy miała służyć wielu sprawom. Po pierwsze, by zwiększyć swoją siłę głosu w UE i nie być tylko obserwatorem i przytakiwaczem, ale kształtującym - wespół z resztą państw Międzymorza. Po drugie, miało zwiększyć nasz wpływ na Imperialne Centrum, czyli USA, ponieważ większy wpływ na UE pozwalał na bycie ważniejszym partnerem dla Waszyngtonu. I po trzecie, najważniejsze - było budowaniem planu B na wypadek rozpadu Unii Europejskiej. Mieliśmy wytworzyć sojusz wewnętrzny tak, by w razie zmiany warunków on przetrwał. Innymi słowy UE miała być inkubatorem dla Międzymorza.
I właśnie brak realizacji tego celu przez min. poprzednią ekipę należy uznać za błąd. „Płynięcie z głównym nurtem” było wyborem taktycznym, który służyć miał osiągnięciu celów strategicznych, jaką była budowa Międzymorza w oparciu o UE. Wszelkie kompromisy i szkody z tym związane były rachunkiem za ten cel. Problem w tym, że go nie realizowano. Za cel uznano samo „płynięcie” i tym samym prowadzono szkodliwą, negatywną dla kraju politykę która nie dawała nam żadnych korzyści (gdyż uczestnictwo w UE pod względem gospodarczym na naszym bilansie oscyluje w okolicy zera - to co zyskujemy zaraz nam w jakiś sposób się odbiera, dużo w tym naszej jednak winy).
Ale „płynięcie z głównym nurtem” ma swoją logikę, której polska prawica nie rozumiała i nadal nie rozumie. Bo łyknęła bujdę o jednoczeniu się dla idei, co potem większe państwa wyrodziły w walkę o interesy. No cóż, nie, nigdy tak nie było.
UE to projekt geopolityczny wykorzystujący to, co rozbijało Europę od zawsze - przeciwko tym procesom rozbijającym. Na swój sposób metoda jest genialna, a prosta. Francja podłączyła pod siebie okulawione Niemcy, oferując im nowy start na swoim grzbiecie, i tym samym stała się de facto hegemonem kontynentu - osiągnęła to, co zawsze chciała, i co zawsze inne państwa próbowały zatrzymać. Teraz już nie mogły. Francja jednak wyciągnęła do nich rękę i powiedziała: słuchajcie, a co jeśli byście się dołączyli? Pozwolimy wam mieć coś do powiedzenia w tym interesie. Zgadzacie się? Oczywiście że się zgodzili. Jeśli by nie wykorzystali tej szansy, hegemon by ich rozwalcował na placki. Robiłby sobie z nimi, co chciał. Lepiej było dołączyć, niż pozostać na zewnątrz. Lepiej było pozwolić by hegemon forsował swoje pomysły naszym kosztem, ale w zamian za możność wpływania na ich wielkość, niż być na zewnątrz i paść ofiarą tych samych celów hegemona, ale bez możliwości jakiegokolwiek wpływu.
To logika kuli śnieżniej. Kiedy tylko Francja złączyła się z Niemcami, inne kraje nie miały wyboru. Jedynym wyjściem było przyłączyć się, albo zostać zniszczonym. Nie było żadnej idei zjednoczonej, chrześcijańskiej Europy, ani lewicowej, ani pozbycia się państw narodowych i innych fantasmagorii. Była alternatywa: przyłączysz się - żyjesz. Nie przyłączysz się - giniesz. Tak myśleli wszyscy przywódcy, bo rozumieli sytuację i jej geopolityczne konsekwencje. Słowa jednak wypowiadali gładkie i pełne wzniosłych fraz. UE nie miała być „atrakcyjnym projektem cywilizacyjnym”. Była bezalternatywnym rozwojem sytuacji geopolitycznej na kontynencie.
Im większa UE się stawała, tym bardziej bezalternatywna była, i tym bardziej inne kraje musiały - po prostu musiały - dołączyć, inaczej stałyby się ofiarą bloku, dyrektoriatu franko-germańskiego.
Nie inaczej było z Polską. Weszliśmy dlatego, bo pozostanie poza UE oznaczało padanie jej ofiarą tak czy siak. Będąc w środku, mieliśmy szanse na ograniczenia tego efektu. Tym właśnie było zawsze „płynięcie z głównym nurtem”. Uniemożliwianie zniszczenia nas przez ten mechanizm geopolityczny.
Strategią Polski było - czy winno było być, bo taki był jej obiektywny interes - doprowadzenie do sytuacji, gdy z „płynących w głównym nurcie” czyli przytakiwaczy, staniemy się wpływającym na jego kształt, czy wręcz że staniemy się jego twórcami. Że odbierzemy sześciu książętom władzę, stając na czele rewolucji. Strategią było stanie się jednym z większych ogniw łańcuchu małych państw UE, które dołączyły bo musiały: a były to wszystkie oprócz Francji i Niemiec i ich czterech dokooptowanych na zasadzie łaski towarzyszy. Innymi słowy Polską strategią miało być budowanie frondy anty-centralnej. W wielkiej UE, mającej kilkadziesiąt państw, to było możliwe, bo Rdzeń nie był już w stanie w takich warunkach równie efektywnie pacyfikować podobnych wysiłków. Polskim celem była faktyczna integracja europejska z korzyścią dla większości poprzez równość państw. Było to zawsze - i jest nadal - niekorzystne dla Francji i Niemiec. Bo wielki ma korzyści z wielkości wtedy, gdy można traktować innych nierówno. Równość zaś niweluje siłę. Mały jest zainteresowany równością, wielki – nie. UE miała nam umożliwić oszukanie geopolityki, osłabić Niemcy, osłabić wielkich i z tego punktu rozprawić się z Rosją poprzez przyparcie jej rozszerzeniem takiej UE do muru, sprawiając ze nie miałaby innej alternatywy niż wejście w struktury Zachodu.
Teraz jednak widać, jak lata siedzenia bezczynnie i nie rozumienia tych celów spowodowały, że jesteśmy „goli i weseli” w godzinie próby. Nie jesteśmy w stanie w ten sposób działać, nawet się do tego nie zbliżyliśmy, bo nie z budowaliśmy wymaganych sojuszy, zaczynając od Grupy Wyszehradzkiej. Zmarnowaliśmy lata w UE, ponieśliśmy koszty i nic z tego nie mamy. A wymogi, interes - się nie zmieniły. My MUSIMY te rzeczy robić, tu nie ma wyjścia i nie ma grymaszenia ani żadnej „kwestii opinii”. Ale nie mamy z czego lepić.
Po Brexicie zwołano szczyt 6 krajów założycielskich. Polski na liście nie ma. I nie będzie. Rządzą wielcy. Reszta 21 państw UE jest ignorowana. Są zmiażdżonymi przez kulę śnieżną państwami. Nikt ich nie słucha. Wszyscy są spacyfikowani przez Dyrektoriat. Sześciu książąt wie, co się szykuje, wie, co im grozi. Boja się tego. W swojej twierdzy więc opracowują właśnie jedyny plan jaki im został - skok do przodu. Powtórzenie kuli śnieżnej. Budowa ”twardego jądra UE”, by wytworzyć nowy brak alternatyw, utrzymać władzę nad chłopami. A chłopi dookoła twierdzy są zdezorientowani.
Ale Polska nie ma luksusu powiedzenia ”trudno, robimy nowe rozdanie”. Trzeba zagrać va banque. Powstanie czas zacząć mimo mizernych przygotowań. Te 21 państw wykluczonych należy ruszyć. Jest nas więcej, Twierdza Rdzenia jest osłabiona i w chaosie po tym, jak obrażony niedopuszczaniem do stołu siódmy książę zabrał swoje zabawki. Postawmy się. Bo Sześciu znowu będzie narzucać warunki. Nie dajmy się. Weźmy widły i kamienie i zmuśmy ich do przyznania praw chłopom pańszczyźnianym. Fronda po całości!
Sulfur
Inne tematy w dziale Polityka