partyzant partyzant
30
BLOG

Ekonomiczny galimatias

partyzant partyzant Gospodarka Obserwuj notkę 19

Choć do wyborów prezydenckich pozostał jeszcze rok z malutkim okładem, to minister Rostowski postanowił już teraz, nie czekając na nic, wytoczyć ku nam ciężkie PR-owe armaty. I skoro prawdziwi patrioci z PiS-u nie mogą się dobrać lemmingom do tyłków (i umysłów) , to wiadomość o planowanym na rok 2010 deficycie budżetu państwa, będzie na nich musiała podziałać niewątpliwie, jak nie przymierzając, pies na jeża.

Przeto zabrali się ekonomiści maści wszelkiej do analizowania, o co też może chodzić temu Rostowskiemu, który jeszcze nie tak dawno wzbraniał się, poganiany przez PiS i lewicę, by się bardziej zadłużyć, jak diabeł przed święconą wodą.

Oczywiście podatków podnosić nie wolno, a jeśli już to dla kulczykopodobnych. Nie od dziś bowiem wiadomoo, że panuje wśród nich patriotyczne umiłowanie dla polskiego fiskusa. Wpływy budżetowe, niechybnie więc wzrosną. Wydatków także nie należy obcinać. Ba, je należy nawet zwiększać, pamiętając przy tym o żelaznej regule każdego planisty, że większy wydatek poniesiony, wraca większym zyskiem zwróconym. Jakkolwiek by dużo z tych wydatków, nie szło po prostu, jako sztywne zobowiązanie państwa wobec własnych obywateli.

Skoro nie zwiększymy podatków i nie obetniemy wydatków, to skąd nagle znaleźć dodatkowe środki, jak i deficytu najlepiej nie ruszać? PiS, to miał przynajmniej sensowną koncepcję, czy wzrost gospodarczy był +4 czy +7, to nad wszystkim czuwała 30-miliardowa tzw. kotwica Gilowskiej. To nowatorskie posunięcie powodowało, iż żadne zagrożenie nadmiernym deficytem całego sektora finansów publicznych nam de facto nie groziło, gdyż kwota o jaką się zadłużaliśmy była mniejsza, niż rozpędzona gospodarka zdołała wygenerować wzrostem PKB. Traf i Andrzej Lepper chciał, iż się tylko reformy finansów publicznych nie doczekaliśmy. Podobno, już , już leżał projekt w ministerialnych biurkach, ale jak to bywa po zmianie politycznej warty, nowa ekipa zaczęła od wymiany biurek.

Obeszliśmy więc się reformatorskim smakiem jedynie, i takiego stanu postanowiła nam nie zakłócać nawet Platforma, która szła do wyborów ze sztandarami całościowej reformy finansów publicznych. No dobrze. Podatków podnosić nie możemy, wydatków nie obcinamy, deficytu nie ruszamy (już), to może chociaż coś sprywatyzujemy? Nic z tych rzeczy. Srebrami rodowymi nie handluje się za przysłowiowe judaszowe srebrniki, w dodatku z obcym, wrogim Polsce i Polakom kapitałem. A nawet jakbyśmy sprywatyzowali, to gdzie później powsadzamy szalenie kompetentnych kolegów partyjnych, jak już nawet znoszących złote jaja spółek skarbu państwa zabraknie?

Co prawda minister Glapiński, już wczoraj odkrył drugie dno tej hiobowej wieści o dziurze w budżecie, mówiąc, że to takie straszne wszystko teraz, by w trakcie kampani Tuska okazało sie mniej straszne, a nawet miłe dla potencjalnego wyborcy. Ale kolega rewident, gapami nie karmiony, swoje wie,  więc pisze:

 

Ze względu na próg konstytucyjny 60% (maksymalny stosunek zadłużenia do PKB) i wzrost długu o około 100 miliardów w 2010, możemy mieć wcześniej selektywną egzekucję poszczególnych izolowanych obszarów sfery budżetowej (np. nauczyciele). Będzie się to wiązało zapewne z agresywnym, czarnym PR zmierzającym do zdyskredytowania tych grup (obiboki, mało pracują, mają 2 miesiące wakacji itp.)

 

Doprawdy, prawdziwy galimatias. Nie można już nikomu wierzyć. Chyba nawet ministrowi, który pewnie odpowie, że wrzesień, to normalny czas tworzenia przyszłorocznej ustawy budżetowej. A gdzie drwa rąbią, tam i wióry polecą....

partyzant
O mnie partyzant

Ptaki i różności -tutaj

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Gospodarka