Recenzji nie będzie. Odpuszczam, odechciało mi się robić analizę za darmo, gdy delegaci na etatach lecą w chuja za kasę.
W zamian, proponuję zestaw gotowców, inspirowany prasowymi omówieniami "Wojny", pod wspólnym tytułem "Śluz słowny". To taki krótki przewodnik antykoncepcji dla młodych recenzentów, czyli - jak bezpiecznie pierdolić.
Film być może ma pewne mankamenty, ale nie pozostawia nikogo obojętnym.
Film jest znakomitym punktem wyjścia do podjęcia dyskusji. Przy czym, ponieważ nie wiadomo, o czym miałaby ta dyskusja być, sami oczywiście jej nie zaczynamy.
Być może film zyskałby, gdyby go nieco skrócić. To wtedy, gdy mamy wrażenie, że przez ostatnie pół godziny projekcji widzieliśmy omyłkowo doklejone odpady z montażu.
(W tej roli świetna ...). Prosty chwyt, wpisujemy nazwisko aktorki, która nic do filmu nie wniosła.
I na koniec, złota zasada ratunkowa młodego recenzenta, który sam czuje, że jest cienkim bolkiem:
Oceniamy film jako arcydzieło, piszemy, że w filmie nie ma fabuły, bo nie w tym rzecz, a następnie, z braku laku, wypełniamy recenzję opisami poszczególnych scen. I piszemy, że pewnie publiczność będzie walić drzwiami i oknami - no bo jak ma nie walić, skoro napisaliśmy, że to arcydzieło?
Inne tematy w dziale Kultura