"Janosik - historia prawdziwa", ostrzegają nas twórcy już w tytule i po części tę zapowiedź, wydaje się, realizują. Po której części? Niestety, jak w tym dowcipie "- Kochanie, będziemy mieć cudowne dzieci, po mnie odziedziczą intelekt, po tobie urodę. - A co, jeśli wyjdzie odwrotnie?"
W nowym "Janosiku", jak w zwykłym życiu - brak suspensu, brak punktów kulminacyjnych, całość rozbita na epizody, nie klejące się ze sobą, nie budujące napięcia, brak wyrazistych charakterów, a dialogi - jak przystało na prawdziwą opowieść zbójecką - spod topora.
Różnie też plotą się ludzkie losy, jak to w życiu - zbójnik Tomasz, skonsumowawszy na początku filmu (dodajmy - niezwykle rozwlekłym, aż do dezorientacji widza) nieziszczone marzenie Maćka Chełmickiego, o porzuceniu walki dla miłości (tak to przynajmniej widzą twórcy) - w środku filmu pojawia się ponownie, widzimy go w składzie na kolejny rabunek, jak gdyby nigdy nic. Zachodzimy w głowę, czy to może grubsza wpadka montażysty, jednak nie, po pewnym czasie podany jest komunikat, że to tak ma być. Tak ma być i już. Zgrzyta, ale czyż w życiu nie zgrzyta?
Wreszcie nudna sekwencja napadów - napad za napadem, no ale co niby mają robić zbójnicy? Szara codzienność - dziewczynki też marzą o posadzie stewardessy, a potem się okazuje, że trzeba głównie pchać bufet na kółkach.
Czy te antybaśniowe "zabiegi" powodują, że dostajemy opowieść emanującą realizmem? Niestety nie. Pozbawienie filmowego organizmu jego głównych narządów nie zostało zrekompensowane niemal niczym, także bynajmniej nie jakąś prawdą w przekazie. Trudno uwierzyć w przywództwo apatycznego chłopca w bandzie zbójników, mimo że trafiał on z pistoletu w małą chorągiewkę z daleka. Przecież nawet Janek, dokonawszy podobnej sztuki, był wzięty do Rudego ledwie na załoganta, nie od razu na dowódcę. Cała kompania rabusiów też jakaś sztywna, jakby niedotarta, a zwłaszcza Żebrowski w roli hultaja sprawia wrażenie ulepionego z innej gliny i jakby nie miał gdzie się rozegrać.
Co jedynie udało się oddać realistycznie, sprawnie scenograficznie, zdjęciowo i dźwiękowo, to wypruwanie flaków, rozwalanie łbów, folklor i krajobrazy, po części także życie erotyczne zbójników, choć tu, naturalizm miesza się z idealizmem i czasem wypada śmiesznie. Niektóre sceny zrealizowano z rozmachem i sprawnie rzemieślniczo, ale za to inne - odfajkowano po amatorsku, np. odbicie łamanego kołem więźnia z zamku w Niedzicy.
W "Janosiku" mamy także powrót do niechlubnej tradycji w polskim kinie - zatrudniania poważnych aktorów do niepoważnych zadań. Szaflarska, Ostaszewska, Stroiński, Dziędziel, Zajączkowska, także wspomniany Żebrowski - snują się po ekranie, lub tylko pojawiają w epizodzie, ale nie tworzą postaci, niczego ciekawego nie grają.
Czytam już w dzisiejszej prasie, że ten film to "mozaika". To taki miły eufemizm na dzieło, które nie trzyma się kupy. Wygląda na to, że "mozaiki" stają się specjalnością produkcji polsko-słowackich: poprzednio "Wino truskawkowe", teraz "Janosik". W przypadku "Janosika" uderzające jest, że tu jakby nawet nie podjęto próby skonstruowania czegoś solidniejszego - trochę walki, krwi, melancholii, z założenia pewnie atrakcyjny dla żeńskiej widowni aktor w roli głównej, sporo scen erotycznych - być może uznano, że dla młodego widza wystarczy.
No ale góry to pikne mamy, bez dwóch zdań.


Inne tematy w dziale Kultura