Premier Donald Tusk ma pełne zaufanie do strony rosyjskiej, co do rzetelnego wyjaśnienia katastrofy, ponieważ, jak stwierdził, nie ma żadnych sygnałów, jakoby Rosjanie robili coś źle.
Pojawiły się jednak wątpliwości co do odpowiedniego zabezpieczenia miejsca katastrofy przez służby rosyjskie. Wątpliwości, jak się okazuje, całkowicie nieuzasadnione, ponieważ premier nie ma żadnych sygnałów, jakoby c a ł e w a t a h y ludzi tam chodziły i przeszukiwały teren. Jeżeli już premier ma do kogokolwiek uwagi, to do niesubordynowanych Polaków, którzy kręcąc się w rejonie katastrofy, utrudniają Rosjanom tę pracę, co do której nie ma żadnych sygnałów, żeby była niedobra.
Jak zakończy się dochodzenie i czy wina po stronie Rosjan jest prawdopodobna? Moim zdaniem można to wykluczyć. Co prawda podobno kontroler lotów mówił, że nie zamknął lotniska, bo "byłaby afera", co niektórzy mogliby wziąć za ewidentny dowód na przyczynienie się przez niego do katastrofy, nie mamy przecież jednak żadnych sygnałów, że w wieży kontrolnej zamiast kontrolować urządzano zawody w piciu wódki oraz strzelano do ekranów z dwururek.
Inne tematy w dziale Polityka