pasażer pasażer
79
BLOG

Kolejne absurdalne tłumaczenie katastrofy...

pasażer pasażer Polityka Obserwuj notkę 30

 

...albo ja czegoś nie rozumiem. To drugie jest bardzo możliwe zresztą, bo jeśli chodzi o pilotaż, to raczej znam się tylko na zmianie kanałów w tv.

Ale po kolei. Przez wpis blogerki groposlug trafiłem na tekst w Wyborczej:

http://wyborcza.pl/1,75477,7923913,Czy_zaloga_prezydenckiego_samolotu_spanikowala_.html#ixzz0opzHM7jG

Zawarte są w nim hipotezy rosyjskiego eksperta dotyczące przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu. Przedstawia on m.in. różne możliwe wyjaśnienia, dlaczego "samolot znalazł się poniżej tzw. wysokości decyzji, czyli 100m". Jednym z tych wyjasnień jest hipoteza o rozbieżności w przyjętej konwencji podawania ciśnienia, między kontrolerem a załogą samolotu. Konwencja przyjęta przez Rosjan jest bowiem inna, niż stosowana "na Zachodzie". W skrócie - Rosjanie posługują się wartością ciśnienia na płycie lotniska, a reszta świata - na poziomie morza. W konsekwencji, Rosjanie operują wysokościami nad poziomem lotniska, "Zachód" - nad poziomem morza.

Jak konkretnie to nieporozumienie mogło przełożyć się na sytuację pod Smoleńskiem? Wg pana eskperta, mogło to wyglądać tak:

Kiedy szef wieży uprzedził załogę, że powinna być gotowa do odejścia na drugie okrążenie na wysokości 100 m, właśnie tę cyfrę zapamiętali i nikt nie zwrócił uwagi, że - zniżając się - już zeszli poniżej 380 m (a więc "wysokości decyzji" wg konwencji przyjętej przez załogę - mój przypis). A kiedy na wysokości 280 m pod nosem zobaczyli drzewa, to było to dla załogi ogromnym zaskoczeniem.

A więc, piloci sobie "właśnie tę cyfrę zapamiętali", 100m, i tak sobie zniżali lot zupełnie spokojnie, widząc wszak na wysokościomierzu wartość wciąż o wiele większą.

I tak przyjęli do wiadomości te 100 m i nic ich nie zastanowiło? Nie zapaliła się w ich głowach żadna lampka ostrzegawcza? Nie wydało im się dziwne chociażby to, że lądują na lotnisku położonym mniej więcej na poziomie morza? Posługując się swoją konwencją, musieli przecież być przyzwyczajeni do "wysokości decyzji" o wartościach o wiele większych niż 100m. Musieli też cokolwiek przynajmniej słyszeć, jak sądzę, o innej konwencji używanej przez Rosjan. Nie mówiąc o tym, że przecież lądowali w Smoleńsku nie pierwszy raz.

To jest jedna rzecz, która wydaje się dziwna i mało prawdopodobna. Ale jest i druga wątpliwość. Pan ekspert założył, że wyskościomierz, z punktu widzenia polskiej załogi, był skalibrowany poprawnie i wskazywał właściwą wysokość (czyli wysokość nad poziomem morza). Jak to się jednak mogło stać, skoro załoga i wieża posługiwały się różnymi konwencjami? Jeśli załoga zdała się całkowicie na dane od kontrolera z wieży, zarówno co do kalibracji wysokościomierza, jak "wysokości decyzji", to na przyrządach powinna widzieć wysokość nad lotniskiem, a więc w momencie faktycznego osiągnięcia "wysokości decyzji", powinna widzieć nie 380m, a właśnie te 100m. Innymi słowy, pomimo stosowania różnych konwencji, powinna i tak bezpiecznie wylądować, ponieważ te dwa błędy, błąd kalibracji i błąd interpretacji "wysokości decyzji", powinny się znieść. Jedynym wytłumaczeniem błędu załogi byłoby wtedy nieporozumienie między członkami załogi, a więc np. między nawigatorem a dowódcą - nawigator ustawił przyrządy wg konwencji "zachodniej", dokonując odpowiedniej konwersji, a pilot "usłyszał 100 m" i takiej konwersji nie dokonał. Proszę ewentualnie kogoś, kto się zna, o sprostowanie.


PS.

Mam wrażenie, że wyjaśnieniem katastrofy zainteresowani są już wyłącznie blogerzy, opinia publiczna. Sprawę właściwie odpuściło PiS, przychylając się wyraźnie do wersji o "złym szkoleniu" i "słabości państwa", de facto afirmując w ten sposób wersję pani Anodiny.
Nie wiem, co się za tym kryje, czy to taktyka polityczna, czy może są jakieś informacje, nieznane szerzej, które powodują takie zachowanie?
Zastanawiająca jest też likwidacja działu "Katastrofa w Smoleńsku" w Salonie, a także chociażby to, że w tej sprawie dziwnie zamikł pan Warzecha, choć początkowo wydawał się bardzo zainteresowany. Nie wyciągałbym z tych faktów zbyt daleko idących wniosków, niemniej dają one do myślenia.
Jednym z nielicznych dziennikarzy drążących temat jest za to pan Wildstein. W ostatnim programie "BW przedstawia", w rozmowie z panią Kluzik-Rostkowską, jego głos wreszcie zabrzmiał jak głos niezależnego dziennikarza. Cóż za powiew świeżości! Coś zupełnie dziś unikalnego. Nie wiem tylko, czy to się dla pana Wildsteina dobrze skończy.
 

pasażer
O mnie pasażer

Produkty, których reklama pojawia się powyżej, to badziewie. Nie polecam. Zdjęcia: © pasażer. Kopiowanie zdjęć z bloga w celach innych niż prywatny użytek domowy wyłącznie za zgodą autora. Po co się powtarzać: → Prawicowa publicystyka środka w formacji młyna → Szkodliwość promieniowania radioaktywnego - cicha rewolucja → Rura II. Decydujące starcie → Kiedy EU-Salon? W kinach:                      zobacz ->  Więcej filmów Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom     Operacja Argo   Anna Karenina  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka