pasażer pasażer
286
BLOG

[f] "Rysa" - wybitny film polski

pasażer pasażer Kultura Obserwuj notkę 0

Wg czwartkowego "Dziennika". Tzn. wybitny albo bardzo dobry, w zależności, czy czytać na pierwszej stronie, czy w środku.

Wg mnie nie wybitny. Nie bardzo dobry, nie dobry. Wg mnie nieudany. Dojrzała obecność aktorska Jadwigi Jankowskiej-Cieślak i Krzysztofa Stroińskiego w filmie nie pozwala stwierdzić - fatalny.

Obecność tych dwojga aktorów to taki najbardziej autentyczny ochraniacz dla tego filmu. Są i inne, bardziej fałszywe i sztuczne. Począwszy od tematu rozliczeń z PRL-owską przeszłością, po drastyczne sceny fizjologiczne - te zabiegi powodują, że filmu "nie wypada" traktować niepoważnie.

Michał Rosa, scenarzysta i reżyser filmu, wykonuje jakby ucieczkę do przodu - porywa się na cele trudne, proponuje sceny dramatyczne i drastyczne, pozostawiając podstawową materię filmową odłogiem. Niestety, wrażenie jest takie, że z tą podstawową materią po prostu sobie nie radzi, a nie, że ją ignoruje dla wyższych celów. Zaś co do zadań ambitnych - one też udają się średnio.

W rezultacie widzimy w filmie wiele scen zadziwiająco wręcz marnych, płaskich, nieporadnych, zupełnie bez pomysłu, zagranych nieprawdopodobnie wręcz anemicznie, oddanych jakby walkowerem. Czy to może miała być próba utrzymania filmu w naturalistycznej, paradokumentalnej konwencji, znanej np. z wczesnych filmów Zanussiego? Nie wiem, jeśli tak, to kompletnie nie wyszła.

W "Rysie" zawodzi nie tylko konstrukcja poszczególnych scen, ale i całości. Film zaczyna się interesująco, mamy nadzieję, że będziemy uczestniczyć w rozwikłaniu zagadki z przeszłości. Potem jest już gorzej, narracja staje się mało ciekawa - widzimy po kolei, jak bohaterka dzwoni do telewizji (nawiasem mówiąc, nie było lepszego pomysłu, niż kazać jej telefonować przy szumie lecącej do wanny wody?), zdobywa namiary na ubeka, jedzie do ubeka, rozmawia z ubekiem. A potem okazuje się, że nie będziemy uczestniczyć w rozwiązywaniu zagadki, tylko będziemy obserwować "zapadanie się" bohaterki. A i ta przemiana pokazana jest mało przekonująco. Przejście od stanu, w którym bohaterka zapewnia męża o swoim do niego zaufaniu, do stanu, w którym przechodzi do ataku, odbywa się raptownie. Nagle bohaterka zaczyna przedrzeźniać męża. Nie czujemy tego procesu, nie rozumiemy tej zmiany. Po prostu - trach!


Być może, dla sprawiedliwszej oceny, należałoby film obejrzeć dwa razy. Widać, że autor porozmieszczał w filmie pewne tropy do samodzielnego odczytania. Tzn. można mieć nadzieję, że tak jest i że pewne sceny jednak coś znaczą i po coś powstały. Nie szukając daleko, weźmy rozpoczynające film ujęcie. W jesiennej scenerii, idzie ku nam parkową aleją kobieta; zbliżając się, wychodzi poza kadr, po czym, już w zbliżeniu, przechodzi "przez ekran", zapalając papierosa. Taka trochę nijaka scena, ale spodziewamy się, że może to ekspozycja bohaterki, że film pewnie będzie o tej kobiecie. Nic z tego - postać okazuje się trzecioplanowa i zdaje się nie odgrywać w filmie istotnej roli. Jeśli więc po projekcji przypomnimy sobie to początkowe ujęcie, możemy zachodzić w głowę - po cóż autor pokazał nam tę postać na początku filmu? Jeśli był w tym jakiś cel, to ja mam tylko jeden pomysł - ponieważ kobieta szła na przyjęcie do naszych bohaterów, a w filmie brakuje odpowiedzi na pytanie, kto podrzucił kasetę, może więc ten początek wskazuje nam właśnie, kto ją przyniósł? Możemy jednak pytać dalej - cóż to ma za znaczenie, kto ją przyniósł? Że to właśnie ta, a nie inna trzecioplanowa postać? Otóż, tu możemy sobie przypomnieć, że kobieta, w tym pierwszym ujęciu, idąc przez park, w sposób widoczny utykała. A skoro utykała, to chyba też musiało to coś znaczyć? Pokrzywdzona przez los kobieta podrzuca świnię koleżance cieszącej się szczęśliwym małżeństwem? Nie wiem, i tak jak napisałem, aby odpowiedzieć na takie pytania, dobrze byłoby zobaczyć film raz jeszcze.

Jest tu tylko pewien problem - otóż nikt mnie wołami nie zaciągnie na ponowne oglądanie "Rysy", bo film ten, poza pokaźną dawką traumy i żenady, nie oferuje właściwie nic - żadnej atrakcji filmowej. Dość powiedzieć, że z całego filmu najlepiej zagrany i najświeższy wydaje mi się epizodzik, w którym pani z agencji nieruchomości prezentuje mieszkanie.


Przeglądając w sieci materiały nt. filmu, natrafiłem na komentarz samego autora do filmu. Znajdujemy tam taki fragment:

Ona to Joanna - sześćdziesięcioletnia profesor szacownego krakowskiego uniwersytetu, biolog, córka znanego, przedwojennego polityka. Drobna, energiczna i pełna wiary w ludzi. On to Jan - matematyk, podpora rodziny, stateczny i opiekuńczy, zawołany dyskutant i facecjonista. Rysą na ich związku jest podejrzenie Jana o rozpoczętą jeszcze w latach pięćdziesiątych współpracę z policją polityczną, polegającą na donoszeniu na ojca Joanny

Doprawdy, być może rzeczywiście powinienem zobaczyć film raz jeszcze, ale "zawołany dyskutant i facecjonista" ?! Czyżbym naprawdę przeoczył ten rys bohatera? Gdzie to jest w filmie? Może było, ale wyleciało w montażu? Może to wszystko wina montażysty?
 

pasażer
O mnie pasażer

Produkty, których reklama pojawia się powyżej, to badziewie. Nie polecam. Zdjęcia: © pasażer. Kopiowanie zdjęć z bloga w celach innych niż prywatny użytek domowy wyłącznie za zgodą autora. Po co się powtarzać: → Prawicowa publicystyka środka w formacji młyna → Szkodliwość promieniowania radioaktywnego - cicha rewolucja → Rura II. Decydujące starcie → Kiedy EU-Salon? W kinach:                      zobacz ->  Więcej filmów Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom     Operacja Argo   Anna Karenina  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura