Krzysztof Krauze apeluje na łamach Gazety Wyborczej, aby zbojkotować telewizję publiczną i nie oglądać jej w dniu 3 maja. Sam deklaruje, że nie będzie sięgać po pieniądze z telewizji i "nie będzie się pojawiać w naszych domach na ekranie".
Chętnie przyłączę się do bojkotu telewizji, mógłby on nawet trwać tydzień i dłużej i obejmować nie tylko tv publiczną. Bo z TVP jest rzeczywiście tragicznie i coraz gorzej, ale i prywatne stacje też karmią nas nędzą. Przyłączyłbym się tym chętniej, że apeluje jedyny chyba dzisiaj reżyser polski, który potrafi, powtarzalnie, robić dobre filmy.
Jednak pod apelem sformułowanym tak, jak to zrobił pan Krauze, nie podpisałbym się, a przeciwnie - budzi on mój sprzeciw i rozczarowanie. Już od pierwszych jego słów, które są następujące: "W telewizji publicznej miał miejsce brunatny przewrót". Co prawda, prowadzę swój mały bojkot i włączam tv coraz rzadziej, ale oglądam jeszcze czasem Wiadomości, Forum, teatr - dalibóg, brunatnego przewrotu nie widzę. Gdzie go zobaczył pan Krauze? Po co te wielkie słowa, po co wytaczać najcięższe armaty, czy nie lepiej użyć broni lżejszej, a celniejszej?
Niestety, pełno w apelu pana Krauzego tego typu przesady i frazesów - "antysemityzm", "ksenofobia", bicie się w nasze wspólne piersi za Ligę Polskich Rodzin. Pan Krauze ubolewa, że wpuściliśmy do parlamentu siły niesłuszne i proponuje, aby coś zrobić, żeby w przyszłości się nie dało. O ile mi wiadomo, w prawie polskim są już przepisy piętnujące zachowania rasistowskie i głoszenie ideologii totalitarnych, czegóż więc jeszcze pan Krauze by oczekiwał? Ponadto, tego typu, bardzo charakterystyczny głos - wybierajcie, ale już ze wstępnie przez NAS wybranych - sam nosi znamiona właśnie totalitaryzmu, jest próbą ograniczenia pola dyskusji do obszaru "słusznego". A to już przypomina klimaty PRL-owskie - wtedy wszak też były jakieś listy i można było skreślać i wybierać. Gdy więc pan Krauze pisze
Dziś jej [telewizji] społeczną misję realizują ludzie, [którzy] Układają "zdrowy moralnie" program.
to określenie to jak ulał pasuje do apelu pana Krauzego.
Jest przy tym jeden podstawowy kłopot, wynikający z tego typu apeli i protestów, nieuchronna konkluzja, niby ukryta, jednak wyzierająca niczym goła d.. zza krzaka. Otóż, kiedy pan Hołdys mówi, że nie wolno głosować na PiS, kiedy pan senator Piesiewicz "zastanawia się", czy wolno dotować z budżetu partie, które są przeciwne "pięknej idei Schumana o zjednoczeniu Europy" (niedawna wypowiedź w tv), kiedy wreszcie pan Krauze nie daje LPR-owi prawa wstępu do parlamentu, a i w stosunku do PiS-u daje się wyczuć jego wyraźną dezaprobatę, a jednocześnie wszyscy oni są oczywiście ZA demokracją, a udział w wyborach uważają za OBYWATELSKI OBOWIĄZEK, to co w gruncie rzeczy nam mówią? Ni mniej ni więcej, tylko - jeśli jesteś przyzwoity, możesz głosować wyłącznie na PO. (No bo przecież nie na postkomunistów.) Czego nikt z nich oczywiście nie przyzna wprost, no bo wtedy sprzeczność, i autokompromitacja, takiej wypowiedzi stałaby się całkiem jawna. A więc idź, obywatelu do wyborów, idź, idź, tylko pamiętaj, wybierz "dobrze".
I stąd całe nieszczęście. To właśnie owo obrzydzanie wszystkiego poza Platformą powoduje, że Donald Tusk może ledwo kiwać palcem w bucie, a i tak nikt mu nie podskoczy (w sondażach). I tak powoli możemy nawet zatonąć, lecz z estetyczną satysfakcją niektórych, że nie pobrudzili się i zawsze głosowali na partię nijaką.
Tymczasem, prezydenta mamy, jakiego mamy, i zazwyczaj, gdy pokazują wizyty zagraniczne, to zamykam oczy (to samo zresztą robię, gdy reprezentuje nas Tusk), ale było parę momentów, gdy dziękowałem Bogu, że jest Kaczyński i jego weto, i że ideologia pani Sawickiej nie jest jeszcze póki co jedyną obowiązującą wśród klasy politycznej w tym "porąbanym kraju".
Inne tematy w dziale Polityka