paweł solski paweł solski
508
BLOG

Powstanie Warszawskie, jako zasłona dymna

paweł solski paweł solski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Kiedy już Niemcy napadną na nas, zróbcie wszystko, aby cały świat stanął w ogniu” – Marszałek Józef Piłsudski do Walerego Sławka na łożu śmierci.


W ocenie Powstania Warszawskiego, z grubsza biorąc, mamy dwa stanowiska: pierwsze – Powstanie Warszawskie to chwała i wielkość Polaków, a odmienne zdanie mają „zdradzieckie mordy” i wszelka swołocz. Drugie - Powstanie Warszawskie z punktu widzenia militarnego i politycznego było bzdurą i doprowadziło do tego, że   zgliszcza stolicy Polski, ludobójca Stalin przystroił PKiN im. J. Stalina, a same ruiny zasiedlił sowieckimi oprawcami, dodając im do wyręki polską mierzwę etniczną i tak panował nad Polakami przez 50 lat. Oczywiście ocena zasadności P. W. jest istotna, jako wyciągnięcie lekcji z przeszłości, dla właściwego postępowania w przyszłości. Ja jednak pragnę zająć się tutaj innym aspektem P. W. - a więc samym powodem, dla którego polskie czynniki polityczne postanowiły dokonać tej militarnej i politycznej akcji. Aby zrozumieć przyczyny, które legły u podstaw decyzji o kompletnym zniszczeniu Warszawy i wymordowaniu większości jej ludności, musimy cofnąć się do końca I Wojny Światowej, w wyniku której Polska została odbudowana, jako samodzielny byt państwowy. Jak wiemy, na palcach jednej ręki możemy policzyć ile razy polskie wojsko nie zawiodło Polaków. Natomiast polska sztuka i kultura nigdy nie zwiodła. Polscy artyści zarówno w I Polsce, jak i w czasie zaborów, czyli w czasie okupacji Polski przez trzy wrogie państwa, walczyli o niepodległość i tożsamość Polski. Dzięki tytanicznej pracy polskich artystów polska tożsamość przetrwała 120 lat okupacji i za sprawą polityki USA, wbrew stanowisku Wielkiej Brytanii oraz Francji, Polska i inne kraje Europy zostały przywrócone do bytu politycznego. Symbolicznym potwierdzeniem mojej tezy jest to, że Jan Paderewski, genialny pianista, stał się orędownikiem i głównym twórcą Polski niepodległej. W tym momencie, czyli w 1918 roku, na arenę wkroczyli „politycy” polscy, czyli pieczeniarze, konformiści i przede wszystkim patentowane głupki. Dokładnym i szczerym opisem II Polski i jej świata politycznego jest powieść Tadeusza Dołęgi – Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy”. Znamiennym jest, że Tadeusza Dołęgę – Mostowicza pomocnicy J. Piłsudskiego usiłowali zabić i tylko przypadek sprawił, że ten wybitny pisarz przeżył, choć w wyniku próby mordu stracił oko. Symbolicznym jest, że autor „Doktora Murka” zginął śmiercią żołnierza w 1939 roku, walcząc ze zbirami sowieckimi, a jego prześladowcy zginęli, albo tchórzliwą śmiercią samobójczą, jak W. Sławek, albo trzeba było ich truć, jak Rydza – Śmigłego, żeby przestali już smrodzić. Lecz w 1918 roku każdy z nich rozwijał, jak mógł, legendę, jak to on i tylko on przywrócił państwo polskie do życia. Szczególną rolę przypisywała sobie lewica, która w osobie J. Piłsudskiego opowiadała duby smalone, jak to przy pomocy garstki mężczyzn i kobiet pokonała trzech zaborców. Polskie drobnomieszczaństwo, które w czasie zaborów, aż posikiwało się z usłużności wobec okupantów, rozsiewało plotki, jakoby niesamowity R. Dmowski kadząc w Dumie Moskalom, wywalczył Polskę. Nikt zaś nie przyznawał, że tak naprawdę Polska została odbudowana za sprawą polityki USA wobec świata. Absolutnie zignorowano fakt, że Polska istnieje tylko dlatego, że jest narzędziem w zdobywania przez USA świata. Dyskretnie pomijano fakt, co też uczynimy, kiedy Amerykanie zmienią swoje metody obejmowania panowania nad światem. Po prostu Polska istniała w gruncie rzeczy, jako państwo emocjonalnie, a nie racjonalnie. Najlepszym przykładem jest fakt, że w polskiej armii były dwa miliony koni i sto samolotów w 1939 roku - to już obrazuje oniryczny aspekt egzystencji państwa polskiego. Nic dziwnego, że Witold Gombrowicz na Placu Trzech Krzyży w Warszawie, patrząc w kierunku ulicy Wiejskiej, w 1936 powiedział: „Chce się zakrzyknąć panowie, jak długo jeszcze tej Polski?” Jak wiemy, było już nie długo. II Polska, to był kraj utkany z mchu i paproci zasadzonych przez romantyków, a kultywowanych przez pozytywistów. Na zachodzie i wschodzie Polski powstawały dwa piekielne reżimy, a polscy politycy mamili społeczeństwo, tak jak ma to miejsce dziś, mrzonkami o regionalnym mocarstwie. Polska oczywiście, jeszcze w 1925 roku była regionalnym mocarstwem i miast wówczas zaatakować Niemców - Hitler na wypadek takiego ataku polecił lokalnym komórkom NSDAP, współpracować z armią polską - J. Piłsudski zaaplikował krajowi dyktaturę, która zakończyła się upadkiem państwa w ciągu dwóch tygodni w 1939 roku. Czy wyciągnięto wnioski z tej klęski? Ależ gdzie tam, rozwydrzeni polscy wojskowi, miast posypać łby popiołem po klęsce wrześniowej, przechwycili władzę na emigracji i dalejże prowadzić, pożal się boże, politykę. Mimo, że politykę tę prowadzili przeciwnicy sanacji, to była ona tak samo absurdalna, jak ich poprzedników w czasie międzywojnia. Szafowano polską krwią, jakby ci nonszalanccy i rozwydrzeni wojskowi byli bogami. Można powiedzieć, że gdzie tylko w trakcie II Wojny Światowej była rzeź, dowódcy polscy byliby wręcz chorzy, gdyby tam nie pognali Polek i Polaków. Pretensjonalni i nadęci, nie zaprzątali sobie głowy skomplikowaną sytuacją polityczną świata i Polski. Z zapałem małych chłopców przyjmowali, zabarwione nie bardzo skrywaną ironią, pochwały od wyrachowanych Anglosasów, którzy potrzebowali mięsa armatniego do swojej walki z Niemcami. Nadal, jak w trakcie rządów sanacji, Polskę postrzegali, jako baśń, a nie konkretną krainę z żywymi ludźmi i ich dziełami. Powołali do życia podziemną armię, żerując na patriotyzmie dziewcząt i chłopców, choć doskonale wiedzieli, że jest to realizacja wytycznych wrednego dla Polaków ekshibicjonisty i pijaka angielskiego. Ani w Czechach nie było takiej armii, ani w krajach takich jak Bułgaria, Rumunia, Węgry nie było takiej armii. Mało tego, trzy wymienione państwa były sojusznikami Hitlera. Może potraktowano je po wojnie inaczej niż Polskę? Ależ skąd. Wszyscy zostaliśmy sprzedani ludobójcy Stalinowi na tych samych warunkach. Tak jak Czechosłowację sprzedali Hitlerowi w Monachium, tak samo postąpili w Teheranie z nami, i do dziś bydlaków nie rozliczono z tej zdrady. Oczywiście zupełnie inaczej potraktowano Francję, kolaboranta niemieckiego, ale tam polityką zajmował się człowiek z prawdziwym talentem politycznym, który wiedział, jak rozgrywać bandytów. Tymczasem nieubłaganie zbliżał się moment kompletnej klęski irracjonalnej polityki polskich polityków, żyjących uroszczeniami i urojeniami. Polityki opartej na zabobonie, a nie wywiadzie, kontrwywiadzie oraz sprytnym wykorzystaniu przekupstwa, morderstwa i wszelkich złych cech człowieka, tak jak to czynił Stalin, czy Anglosasi. Polska polityka w trakcie II Wojny Światowej była tak naiwna, jak to tylko możliwe. Polska polityka w trakcie II Wojny Światowej odwoływała się do czegoś tak groteskowego w takiej sytuacji jak: etyka, moralność. Polscy politycy widząc, jak cynicznie i barbarzyńsko traktuje się ludobójstwo Żydów dokonywane przez Niemców, nie wyciągali z tej sytuacji żadnych, dokładnie żadnych wniosków. Infantylny stosunek do świata polskich polityków, ich kompletne nieprzygotowanie intelektualne do ról, jakie sobie urościli skutkowało tym, iż w 1944 oczywistym było, że Polska, jaką stworzono po 1918 roku, jest mrzonką i fatamorganą. Wpychano Polaków w religianctwo, gdy wszystkie społeczeństwa krajów cywilizowanych były, często na siłę, laicyzowane, aby cały naród rozumiał, iż egzystencja na ziemi opiera się na racjonalności i wyrachowaniu, a nie na północnoafrykańskich urojeniach. Dążono do tego, by społeczeństwa przygotować na zaciekłą rywalizację wieku XX.  Zaś Polakom w czasie II Wojny Światowej nadal serwowano duch irracjonalności.  Wiara, że jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści, przekładała się na konkretną świadomość polityczną społeczeństwa. Polscy politycy nie byli w stanie uświadomić sobie, że każda Polka i każdy Polak, to integralna część Polski i ich śmierć jest permanentnym obumieraniem Polski, i można matematycznie wyliczyć, kiedy Polska, jako byt biologiczny, przestanie istnieć.  Tymczasem fakt ten rozumieli doskonale Anglosasi, którzy do maksimum ograniczali straty własne, kosztem wyrywnych polskich polityków. Tak więc klimat II Polski - kraju baśni i ludzi infantylnych, pogrążonych w absurdalnym postrzeganiu świata - przełożył się na postrzeganie rzeczywistości wojennej przez polskich polityków. Osobnicy ci intelektualnie nie potrafili ogarnąć świata, ale rościli sobie prawo do przewodzenia i w takim chorobliwym klimacie kompletnego zagubienia intelektualnego, żeby nie powiedzieć ostrzej, postanowili ze stolicy Polski i warszawiaków uczynić całopalną ofiarę, na cześć ich irracjonalnego państwa z mchu i paproci. Na cześć ich groteskowej wizji świata postanowili podpalić Warszawę i warszawiaków. Kłęby dymów, jęzory ognia miały przesłonić i ukryć ich totalną klęskę wynikającą z ich głupoty. Morze trupów miało ukryć ich totalną odpowiedzialność za tę klęskę. Ich stękanie, że inni nas zdradzili, miało zagłuszyć pytanie - dlaczego żeście doprowadzili do zagłady, głupcy. To, że owych osobników nie rozliczono z ich bezmiaru głupoty i żaden nie stanął przed plutonem egzekucyjnym, choć zaraz po klęsce powstania to obiecywano, powoduje, że dziś ich spadkobiercy w głupocie, również nie rozumiejący współczesnego świata i jego przewrotności, kultywują pamięć o P. W., gdyż podświadomie rozumieją, że własną ubogość intelektualną, jak w 1944, najłatwiej mogą ukryć w pożodze zagłady, przy dzisiejszych środkach walki już nie tylko stolicy, ale całego kraju.                             


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura