Mija coraz więcej czasu od katastrofy z 10 kwietnia. Niestety upływający czas nie idzie w parze z postępami w sprawie wyjaśniania okoliczności tej tragedii. Co prawda Komisja MAK zakończyła już pracę i przekazała stronie polskiej wstępny raport, ale jak będzie wyglądał raport każdy rozsądnie myślący Polak wie. Świetnie przygotowane lotnisko, w 100% sprawny samolot – o tym Rosjanie wiedzieli już w czasie kiedy wrak nie został do końca ugaszony, bezbłędna praca kontrolerów lotu którzy wręcz błagali pilotów żeby polecieli gdzie indziej. Ale lotniska zamknąć nie mogli bo tak bardzo dbają o dobre stosunki z Prezydentem RP. Po stronie Polskiej dowiemy się o fatalnych zaniedbaniach, pilotach samobójcach i stojącego nad nimi Generała Błasika, który kazał lądować w krzakach byle się nie spóźnić. Prawdopodobnie działającego pod naciskami Prezydenta Kaczyńskiego. Oczywiście będzie zdanie odrębne Edmunda Klicha akredytowanego przy Komisji MAK, który jak sam stwierdził występował bardziej w roli petenta niż partnera. Zdanie Edmunda Klicha spotka się zapewne z ostrą krytyką pierwszego polskiego eksperta ds. Katastrof Lotniczych Ministra Millera. Przy wsparciu ekspertów z TVN24 takich jak Hypki i Fiszer jasną stwierdzą, że być może Klich ma trochę racji ale generalnie nie ma to większego wpływu na śledztwo. Nad wszystkim czuwać będzie Słońce Peru Premier Donald Tusk oznajmiając, że nie wolno w imię prawdy drażnić Rosji. Robił to już kilka tygodni temu.
A co słychać w śledztwie prokuratury polskiej? Niestety nic nowego. Oprócz otrzymywania kolejnych tomów akt, które bardziej nadają się do tworzenia propagandy na partyjnych spotkaniach partii Jedna Rosja (Единая Россия) nie dzieje się nic. Nadal nie wiadomo kto nakręcił słynny już film kilka minut po katastrofie, na którym słychać strzały. W dalszym ciągu nie otrzymaliśmy wszystkich sekcji zwłok ofiar. Nie wspominam już o czarnych skrzynkach bo to się rozumie samo przez się. W Polsce była jedna z trzech skrzynek, jednak na potrzeby śledztwa rosyjskiego została odesłana do Rosji. Oczywiście Rosja musi mieć oryginały, strona Polska otrzymała kopie. Nie rozumiem dlaczego Rosja nie miała by pracować na kopiach? Oczywiście jako Pisowski oszołom mam swoją teorię na ten temat, jednak wśród polskich ekspertów i autorytetów nie jest ona zbyt popularna.
Przebieg wypadku miała nam rozjaśnić publikacja stenogramów z kabiny Tu-154. Stenogramy zostały opublikowane, jednak wiele kwestii zostało nieodczytanych. Znalazło się także wiele znaków zapytania. Zwiększająca się liczba paliwa w czasie lotu czy prawdopodobne dostrzeżenie przez pilotów innego samolotu przed sobą to tylko wybrane elementy. Publikacja tego materiału niezwykle obraziła naszych wschodnich przyjaciół. Minister Miller tak się sprawą przejął, że rozszyfrowanego przez polskich ekspertów stenogramu już nie opublikował tłumacząc nam ciemniakom, że i tak nic z tego nie zrozumiemy. Dobrze by było, żeby Miller nie brał wszystkich swoją miarą. Po drugie skoro wielu internautów potrafiło wyciągnąć bądź co bądź mało wygodne dla Rosji fakty ze strzępów stenogramów to po odczytaniu całości mogło by być już naprawdę gorąco. Ale jak to bywało w przeszłości twarda ręka powiedziała Polsce NIE. I tym sposobem niczego więcej już się nie dowiemy.
Najbardziej żenujące w tym wszystkim jest jednak to, że nawet najbardziej banalne sprawy do wyjaśniania nie są wyjaśnione. Np. sprawa kokpitu. Krótko po katastrofie Nikołaj Łosiew, emerytowany pilot wojskowy, właściciel pobliskiej działki, był na miejscu katastrofy 20 minut po wypadku w Smoleńsku. Jak powiedział Polskiemu Radiu, w rozbitej kabinie widział oprócz członków załogi przypiętych pasami do foteli ciało jeszcze jednej osoby. Łosiew nie potrafił powiedzieć nic więcej o tej osobie. Cała wypowiedź była chętnie lansowana przez TVN24, Polsat w celu potwierdzenia plotki o rzekomej wizycie Generała Błasika w kabinie pilotów. W późniejszym czasie spekulowano, że piątą osobą jest prawdopodobnie Mariusz Kazana. I wszystko było by ładnie pięknie gdyby nie to zdjęcie:
http://www.se.pl/multimedia/galeria/41963/tu-154m-tupolew-samolot-kabina-pilotow-kokpit/
Po kokpicie ani śladu. Na wielu forach, gdzie większość stanowią młodzi wykształceni z dużych miast wyborcy PO byłem co chwila przekonywany o tym, że kokpit nie miał prawa przetrwać zderzenie z ziemią. Wyliczenia z pogranicza fizyki i matematyki miały jasno przekreślić możliwość przetrwania kokpitu. Jako, że nie posiadam wiedzy w tym temacie wolałem nie polemizować. Jednak nie rozumiem dlaczego natychmiast nie został przesłuchany Nikołaj Łosiew. Dlaczego nikt nie postawił mu zarzutu celowego wprowadzania w błąd śledczych? Jeśli kłamał to dlaczego? Tym oczywiście nikt się nie zajął, bo idąc tokiem rozumowania Prokuratora Parulskiego i tak nie ma to znaczenia dla śledztwa. Eksperci w TVN24 również poddawali pod wątpliwość możliwość przetrwania kokpitu. I znów jak w przypadku stenogramów przypadkowo manipulacje ujrzały światło dzienne. Propagandziści Rosyjscy chcąc zaspokoić polską ciekawość postanowili przekazać nam dokumentacje techniczną Tu-154 która znajdowała się uwaga uwaga – w kokpicie. Lepiej, dokumenty śmierdziały jeszcze paliwem lotniczym! Dalej jest jeszcze lepiej. Rosyjscy śledczy pobrali DNA z kabiny pilotów (której jeszcze niedawno nie było) aby sprawdzić, kto faktycznie pilotował samolot. Na konferencji prasowej Prokuratury Polskiej dowiedzieliśmy się, że kokpit jest i ma się dobrze. Ale gdzie jest to już nie wiadomo, na placu gdzie jest wrak go nie ma na pewno. Być może znajduje się w bezpiecznym miejscu razem z drugą połową niewygodnych dla Rosji szczątków Tu-154. Wydawało by się, że banalny wątek nadal jest jedną wielką niewiadomą. Być może dlatego, że stanowi klucz do rozwiązania zagadki tej katastrofy.
W chwili obecnej strona Polska ma 60 dni na ustosunkowanie się do raportu MAK. A co jeśli wniesiemy zastrzeżenie i będziemy chcieli na własną rękę przebadać wrak? Okaże się, że jest to niemożliwe bo wrak niszczał przez ponad pół roku na smoleńskim lotnisku, co według wszechwiedzącej Julii Pitery nie miało wpływu na śledztwo.