payssauvage payssauvage
625
BLOG

Pogłoski o śmierci Platformy są mocno przesadzone

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 2

Do napisania tej notatki zainspirował mnie felieton Tomasza Sakiewicza („Jak żyć bez Platformy”), w którym naczelny „Gazety Polskiej” obwieścił niechybny zgon PO („[…] uważam, że przy najbliższych wyborach szlag trafi Platformę Obywatelską.”). Nie ukrywam, że bardzo chciałbym, iżby red. Sakiewicz okazał się prorokiem we własnym kraju i by jego wizja się ziściła. Nie chodzi mi zresztą o samą Platformę, choć uważam ją za formację, z winy której została zmarnowana ogromna szansa, jaka otworzyła się przed naszym krajem po roku 2004. Gdyby po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej naszym państwem rządził człowiek potrafiący wykorzystać powstałe wówczas „okno możliwości”, to może żylibyśmy dziś w „złotym okresie” naprawdę, a nie tylko w fantasmagoriach ustępującego prezydenta Komorowskiego. Niestety, trafił nam się Donald Tusk i jesteśmy tam, gdzie jesteśmy, czyli w czarnym zaułku. Jednak, jak powiadam, nie chodzi o samą Platformę, tylko o, że tak się wyrażę, formację umysłowo-moralną, którą ta partia uosabia. Przecież nie jest ważny szyld, tylko o to, co za nim stoi. „To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało”, a PO pod inną nazwą śmierdziałaby nadal pod niebiosa, jeżeli wypełniałaby ją ta sama treść, co obecnie, czyli traktowanie państwa, jak prywatnego folwarku, a obywateli, jak dojnych krów, z których „w majestacie prawa” można zedrzeć ostatnią koszulę, byle tylko było za co jeść policzki wołowe. Niestety, nie ma pewności, że wraz ze zgonem PO w politycznym grobie wylądowaliby również tworzący ją ludzie, którzy do polityki poszli nie po to, by działać na rzecz dobra wspólnego, lecz po to, by „kręcić lody”.  

To zresztą osobny temat, bo – i to stanowi właściwy temat tego wpisu – nie  ma wcale gwarancji, że po nadchodzących wyborach parlamentarnych PO odejdzie w niebyt. Wręcz przeciwnie, wbrew temu, co wieszczy Tomasz Sakiewicz, uważam, że PO jeszcze długo stanowić będzie element polskiego pejzażu politycznego. Element coraz słabszy, coraz bardziej żałosny i coraz mniej znaczący, ale mimo wszystko istniejący. Skąd ta pewność? Stąd – 5 031 060. To oczywiście liczba głosów, jakie w pierwszej turze wyborów prezydenckich uzyskał Bronisław Maria Komorowski z Budy Ruskiej. Piszę o turze pierwszej, bo choć w drugiej Komorowski dostał ponad 8 mln głosów, to nie ma się co tym faktem sugerować, gdyż w dogrywce wyborcy głosują na „mniejsze zło”. To w pierwszej turze oddajemy głos na tego kandydata, który jest nam najbliższy i dlatego wynik osiągnięty wówczas powinien stanowić punkt odniesienia. Powtarzam – 5 mln ludzi (ponad 30 % głosów), to potencjalny elektorat PO. W tej liczbie ok. 2 – 2, 5 mln to „twardy elektorat”, który wyhodowała sobie sama Platforma, a więc partyjni aparatczycy (centralni i samorządowi) oraz „krewni i znajomi królika”, którym dzięki szwagrowi z PO naprawdę „żyje się lepiej”, bo albo mają dochodową synekurę w administracji publicznej, albo mogą liczyć na lukratywne zamówienia publiczne. Kiedy dodać do tego ich rodziny, to robi się całkiem spora armia wyborców dająca wynik na poziomie 15%. Co więcej jest to elektorat zdyscyplinowany – ci ludzie na pewno pójdą do urn i będą głosować na PO, bowiem klęska tej partii oznaczałaby dla nich odcięcie od cyca Rzeczpospolitej i koniec dolce vitana koszt podatnika. Niestety, wychodzi na to, że w najbliższych wyborach PO może spokojnie liczyć na co najmniej 15 % głosów, a przy pomyślnych wiatrach na ok. 20% (na lepszy wynik partia Kopacz raczej nie ma obecnie szans, bo sporo zabierze jej Petru, trochę uszczknie Kukiz, a trochę zostanie w domu).

Oceniając sprawy realistycznie, tak to wygląda. Co by musiało sie stać, żeby PO odeszła w polityczny niebyt, albo przynajmniej dostała śmiertelny cios, z którego wyszłaby jako partia kadłubowa z poparciem poniżej 10%? Rozliczenia i tarcia wewnątrzpartyjne, wzajemne skakanie sobie do gardeł i walki buldogów pod dywanem teoretycznie mogłyby rozerwać Platformę, tak, jak rozerwały swego czasu SLD, z którego wypączkowała inicjatywa Marka Borowskiego pod nazwą Socjaldemokracja Polska. Taki scenariusz uważam, za możliwy, ale bardzo mało prawdopodobny, tym bardziej, że na horyzoncie nie widać akuszera, który by asystował przy narodzinach PO-bis, a którym w przypadku partii Borowskiego był sam Aleksander Kwaśniewski. Nawiasem mówiąc poparcie jakiejś inicjatywy politycznej przez Kwaśniewskiego to z reguły pocałunek śmierci. Najpierw była wspomniana partia M. Borowskiego, która żałośnie wegetowała na obrzeżach sceny politycznej, aż w końcu cicho sobie umarła i nikt już o niej nie pamięta, potem LiD („Ludwiku Dorn i ty, psie Sabo, – nie idźcie tą drogą!”), potem „Europa Plus” (cokolwiek ta nazwa miała znaczyć)… Nie wiem kto był taki mądry i przed II turą wyborów prezydenckich kazał Komorowskiemu chwalić się poparciem udzielonym przez Aleksandra Kwaśniewskiego, ale coś mi się wydaje, że osoba ta przysłużyła się w ten sposób sprawie zwycięstwa Andrzeja Dudy. Zresztą, akuszer, akuszerem, bo nie ma też lidera, który by stanął na czele takiej formacji, bo niby kto by to miał być? Komorowski? Grabarczyk? Wolne żarty. Jedynym poważnym kandydatem mógłby być Grzegorz Schetyna, ale on raczej czyha na schedę po Ewie Kopacz.

Tak więc PO jeszcze żyje i jeżeli wyciągnie wnioski z przegranych wyborów prezydenckich, to w wyborach parlamentarnych na jesieni może zdobyć nawet 20 % głosów. Na szczęście tutaj zaczynają się dobre wiadomości, bo chyba tylko cud może sprawić, że PO realnie taki wynik osiągnie. Znowu odwołam się do niedawnych wyborów głowy państwa – spieprzyć taki samograj, jak prezydent z zaufaniem ponad ok. 70 %, popierany przez potężną machinę medialną i stada autorytetów moralnych, to naprawdę trzeba nie lada „fachowca” i jeżeli tacy „fachowcy” będą kierować kampanią PO w wyborach do parlamentu (a wiele na to wskazuje) – to na Nowogrodzkiej mogą strzelać korki od szampana. Ja oczywiście wiem, że zaufanie (w przypadku Komorowskiego sprawiające zresztą wrażenie sztucznie napompowanego), a poparcie w wyborach – to dwie różne sprawy, o czym boleśnie przekonał się swego czasu Jacek Kuroń, ale jeżeli dodamy do tego działanie Frontu Jedności Przekazu (TVP, Polsat, TVN itd., itp.), naturalną przewagę, jaką nad pretendentami ma urzędujący prezydent oraz sprawny PR i całość połączymy w dobrze naoliwiony mechanizm, to w warunkach III RP otrzymamy machinę wyborczą niemożliwą do zatrzymania. Jest już po wyborach, więc pewne rzeczy można sobie powiedzieć otwarcie. Andrzej Duda to najlepszy kandydat jakiego PiS mógł wystawić – człowiek, który miał wszelkie atuty potrzebne do zwycięstwa (wola walki, pracowitość, prezencja, umiejętność przemawiania), ale gdyby na czele sztabu Komorowskiego stał człowiek jako-tako ogarniający sytuację i potrafiący wykorzystać posiadane narzędzia, to obawiam się, że „Bul” spałby pod żyrandolem kolejne pięć lat i nic by nam nie pomógł ani Twitter, ani tysiąc pięćset memów na sekundę.

Na szczęście stało się inaczej, bo jakiś idiota wsadził Komorowskiego do „Bronkobusa” i zaczął go obwozić po kraju. O ile w przypadku kandydata opozycyjnego, wyraźnie sekowanego przez media, bezpośrednie spotkania z wyborcami były optymalną metodą pozyskiwania głosów, a młody i prężny Duda mógł na takich spotkaniach tylko zyskiwać, to dla Komorowskiego był to początek równi pochyłej. Szkoda mi się o tym rozpisywać, bo inni zrobili to już wcześniej i lepiej. Chodzi o co innego. Rzecz w tym, że z przegranej kampanii prezydenckiej Platforma nie wyciągnęła żadnych wniosków. Ta nasiadówka w Jachrance i plan zatrudnienia 100 hejterów (najlepsze w tym wszystkim jest to, że Kopacz i Kidawa-Błońska chyba w ogóle nie wiedzą, kto to zacz ten cały „hejter”), a potem jeszcze wiadomość, że szefem sztabu wyborczego Platformy ma być posłanka Mucha (cała reszta chyba pochowała się po kątach i tylko nieszczęsna pani Joanna nie zdążyła na czas wleźć do mysiej dziury) – to wszystko budzi tylko uśmiech politowania. Z takimi statystami, jak Mucha i z hejterami, którzy będą bezmyślnie wklepywać przekaz dnia, PO nie ma szans na przekroczenie 20 % i zostanie przy niej tylko beton i tak popierający tę partię choćby już tam nie wiem co. Oznacza to wynik wyborczy w granicach 15 %, kolejne rozliczenia, chaos i słabość. Jaki wówczas będzie dalszy los PO i czy przetrwa ona do końca kadencji – tego oczywiście nie sposób dziś przewidzieć, ale różowo raczej nie będzie.

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka