payssauvage payssauvage
1105
BLOG

Rząd się sypie, „Bul” w depresji, a PiS rządzi w TVN -- Krótki Przegląd Tygodnia

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 9

1. Michał Kamiński, zwany „Misiem” się poświęcił. Nie chodzi wszakże o to, że „Miś” na miarę możliwości Ewy Kopacz wylał na siebie zawartość kropielnicy, tylko o to, że poszedł do polityki, gdzie, jak zwierza się w wywiadzie dla „Wyborczej”, zarabia marne 7 tysi na miesiąc. Przedtem, w biznesie, to on, panie, zarabiał ho, ho, ho! A może i więcej. Niestety, co do szczegółów, to jesteśmy w tej spawie zdani na domysły, bo „Miś” nie zdradził, jakie dokładnie były jego zarobki. W związku z powyższym nie możemy sobie obliczyć skali jego poświęcenia. Ale na pewno „w biznesie” płacili mu co najmniej tyle złota, ile waży. W końcu – kogo obsypywać złotem, jeżeli nie takiego statystę, jak Kamiński, co to potrafi przegrać nawet wygrane wybory.

2. „No bo Ty się boisz Dudy/ Czy nie śmieszne to? Tak, śmieszne to!” No, komu do śmiechu, temu do śmiechu, a tymczasem tacy np. Marcin Meller z Andrzejem Morozowskim (miałem napisać „głupi i głupszy”, ale zgodnie z kanonem politycznej poprawności napiszę – „mądry inaczej i mądrzejszy inaczej”) siedzą i straszą jeden drugiego prezydenturą Andrzeja Dudy. Zapis tych strachów można było przeczytać w „Neewsweeku”. To wstrząsająca lektura! Otóż przyjdzie Duda i … No właśnie, dokładnie nie wiadomo w jakiż to sposób nowo wybrany prezydent zrobi dziennikarzom  z Wiertniczej kuku, ale po człowieku, który podnosi z ziemi hostię, zamiast maszerować w paradzie równości u boku chłopa przebranego za babę, można się spodziewać wszystkiego. Dlatego ja się spodziewam, że zaraz po objęciu władzy przez Andrzeja Dudę, siepacze nowego prezydenta porwą nam Mellera i Morozowskiego, te dwa skarby narodowe, i w kazamatach przy ul. Nowogrodzkiej będą ich poddawać najwymyślniejszym torturom. Najpierw przyjdzie Joachim Brudziński i z pamięci wyrecytuje dziennikarzom TVN pierwszą księgę „Pana Tadeusza” pt. „Gospodarstwo”, potem zjawi się złowrogi Antoni Macierewicz i przez godzinę będzie im pokazywał patriotyczne grafiki Artura Grottgera (oba cykle – „Polonia” i „Lithuania”), a na koniec dołączy do nich posłanka Pawłowicz i wszyscy troje zaśpiewają panom M&M „Rotę”. Tak, tak – najgorzej to uwierzyć we własną propagandę.

3. Tabloid „Fakt”donosi, jakoby „Bul” wpadł w depresję. Siedzi teraz podobno w Belwederze i rozpamiętuje swoją klęskę w wyborach, pocieszając się wspomnieniami o najświetniejszych momentach swojej prezydentury. A było tego sporo. Komorowski nie tylko pouczał Obamę, że żonę należy kontrolować, bo a nuż przyprawia nam poroże; nie tylko ścigał się z królową Szwecji do kieliszka z szampanem (wygrał w cuglach i sprzątnął monarchini trunek sprzed nosa); nie tylko stał pod parasolem tuż obok moknącego na deszczu prezydenta Sarkozy’ego („Francuz jest mały, jak go deszcz podleje, to urośnie” – kombinował zapewne „Bul”). Prócz tego ustępujący prezydent rozwalił się w fotelu pierwszy, zamiast poczekać, aż będąca jego gościem Angela Merkel zdąży spocząć (i tak dobrze, że w fortelu tylko usiadł, bo przecież mógł na niego wejść buciorami). I takiego męża stanu – biegłego w zawiłościach protokołu dyplomatycznego, jak mało kto – Polacy nie chcieli wybrać na drugą kadencję. Dziwacy, jak Boga kocham, dziwacy.  

4. „Gorze nam się stało!”, co znaczy „Spotkało nas wielkie nieszczęście”, miał zakrzyknąć książę Henryk II Pobożny, widząc klęskę swych wojsk w bitwie pod Legnicą. Miało to miejsce 9 kwietnia 1241 roku, a dokładnie 774 lata, dwa miesiące i jeden dzień późnej okrzyk taki wydała z siebie cała Polska z chwilą kiedy media obiegła hiobowa wieść, że oto Bartłomiej Sienkiewicz „wycofuje się z życia publicznego.” Tragedia! „Życie publiczne” mało nie targnęło się na swoje życie, jak się o tym dowiedziało. Bo rzeczywiście, jak żyć bez takiego męża stanu, który jako minister spraw wewnętrznych w krótkich, żołnierskich słowach zrecenzował ambitne plany premiera polskiego rządu („ch…, d…, i kamieni kupa”), celem skompromitowania opozycji sprowokował incydent międzynarodowy o nieprzewidywalnych reperkusjach (podpalenie budki strażnika obok rosyjskiej ambasady), a na dokładkę „wydawał paszczą” kabotyńskie okrzyki, że niby „Idziemy po was!” (biedak nie wiedział, że już dawno przyszli po niego kelnerzy). Pochylmy się w zadumie nad tą tragedią. Chodzącą tragedią, której na imię Bartłomiej Sienkiewicz.

 5. Ewa Kopacz dostała jedynkę. Ale nie w szkole, tylko w Radomiu – znana z prawdomówności Ewa „na metr w głąb” będzie otwierać radomską listę PO w jesiennych wyborach parlamentarnych. „Ewa Kopacz zamierzała startować jako numer jeden w Warszawie, ale boi się, że nie da sobie rady.” – informuje portal niezależna.pl, powołując się na jednego z samorządowców PO. Rzeczywiście, przegrana szefowej partii miłości w samym jądrze jasności, jakim jest Warszawa, mogłaby być jednym z jej ostatnich dokonań na stanowisku szefowej partii. Grzegorz „ja cię zniszczę” już by tam potrafił zrobić z tego faktu odpowiedni użytek.

6. W związku z powyższym liderem warszawskiej listy PO ma być obecna rzecznik rządu, Małgorzata Kidawa-Błońska – w uśmiechu szeroka, na umyśle wąska. Pani Kidawa-Błońska najpierw wsławiła się planem szeroko zakrojonej ofensywy w Internecie, którą PO planowała przeprowadzić przy pomocy „hejterów”, przy czym było dość oczywiste, że pani Kidawa słabo orientuje się, co to za jeden, ten cały „hejter”. Kiedy jej to wyjaśniono i zarzucono stosowanie mowy nienawiści, pani rzecznik stwierdziła, że „PO nigdy nie posługiwała się językiem nienawiści.” Pewnie, że nie. Ze „szpary oralnej” Stefana chlustają przecież wyłącznie potoki miłości.

7. Zbigniew Stonoga, „kontrowersyjny biznesmen”, przechodził akurat „z tragarzami” obok chińskiego serwera, gdzie znalazł kopie dokumentów z akt śledztwa, jakie prokuratura prowadzi ws. „afery taśmowej”. Niewiele myśląc wrzucił to wszystko na „fejsa” – niech sobie ludziska pospisują dane osobowe przesłuchiwanych (w tym szefa CBA, Wojtunika), w końcu mogą im się przydać, jak będą brać chwilówkę w „Providencie”. Za taką psotę niezależna prokuratura zatrzymała Stonogę w środku nocy (przez cały dzień nie mogła się zdecydować, co w obliczu ewidentnego przestępstwa powinna właściwie zrobić) i obcięła mu nazwisko, z którego została tylko pierwsza litera. Na drugi dzień śledczy przykleili "Zbigniewowi S." resztę nazwiska i go wypuścili, a on na konferencji prasowej nawrzucał im od SS-manów. Tak wygląda bantustan w samym środku Europy, po ośmiu latach polityki „ciepłej wody w kranie.”

8. Stonoga ma sto nóg, a i tak się potknie (ba, czasem nawet wyląduje w areszcie), więc cóż dopiero mówić o takiej Ewie Kopacz, która nie dość, że ma tylko dwie nogi, to jeszcze obie wadliwie. Mogliśmy się o tym przekonać podczas wizyty pani Kopacz w Berlinie, dokąd szefowa polskiego rządu pojechała, by uczyć się chodzić pod kierunkiem Angeli Merkel. Niestety, korepetycje udzielane przez panią kanclerz poszły na marne, bo Ewa Kopacz nadal chodzić nie umie. Ostatnio potknęła się o Stonogę, skutkiem czego rozsypał jej się worek z ministrami, którzy, jak to oni, rozleźli się we wszystkie strony i już nie można ich pozbierać. Teraz pani premier zastanawia się kogo wziąć na miejsce zdymisjonowanych szefów resortów. Problem tym większy, że nikt jakoś się nie garnie, by pomagać w kręceniu sterem „Titanica”. Trzeba będzie chyba prowadzić intensywne poszukiwania wśród ludzi o skłonnościach samobójczych.

9. Może i rząd się sypie, ale niektórym (np. lewackim dziennikarzom) humor dopisuje. Oto pewna lewacka dziennikarka… Pardon, nie „dziennikarka lewacka”,tylko dziennikarka Lewicka, (konkretnie Karolina Lewicka z TVP Info) przeprowadzała z Mariuszem Błaszczakiem wywiad na temat przetasowań w rządzie i nagle ozwała się do polityka PiS w te słowa: „Panie przewodniczący, tylko wtrącę. Mamy badania opinii publicznej i zaufania do polityków. Ewa Kopacz ciągle stoi w tych notowaniach dobrze.”Humor, satyra! Dziennikarko Lewicka, gdzie wyście te badania robili? Wśród słabej na umyśle młodzieżówki PO, pozamykanej w klatkach na Krakowskim Przedmieściu? Kopacz w rankingach  nie stoi, tylko leży. Leży i kwiczy.

10. „Straszny miał dzień towarzysz Szmaciak. / Ach, wprost odchodził od rozumu, / Kiedy uciekać musiał w gaciach / Ścigany wyzwiskami tłumu.” Ta wizja chyba zaczyna nawiedzać Stefana Niesiołowskiego w sennych koszmarach, bo się chłopina robi coraz bardziej nerwowy. A jak się człowiek robi nerwowy, to bywa, że zaczyna strzelać do swoich. W Sejmie zdarzyła się następująca sytuacja: dziennikarz „zaprzyjaźnionej” stacji TVN, Skórzyński, chciał poznać opinię Niesiołowskiego na temat przetasowań w rządzie i zadał mu niewinne z pozoru pytanie: Skuteczna ucieczka do przodu?” na co ze „szpary oralnej” Stefana wyciekł potok języka miłości – „Ucieczka do przodu’ to obelżywe, pisowskie, podle określenie. Miłego dnia.” I tak oto okazało się, że zaraza już Grenadzie – PiS-owcy wdarli się szturmem na Wiertniczą i urzędują w gabinecie Waltera, skąd wysyłają swoich siepaczy, w rodzaju Skórzyńskiego, by ci szarpali i tak już zszarpane nerwy Niesioła.

 11. Bronisław Komorowski się nie pokazuje i nie popełnia kolejnych gaf, dlatego też "zaszczytne i odpowiedzialne"zadanie, jakim jest kompromitowanie państwa polskiego, wzięła na siebie Ewa Kopacz. Trzeba przyznać, że z tej misji Kopacz wywiązuje się sumiennie i z wielkim oddaniem. Oto we wtorek szefowa polskiego rządu spotkała się ze Stephenem Harperem, premierem Kanady przebywającym z wizytą w naszym kraju. Po spotkaniu odbyła się wspólna konferencja prasowa, na której pani Kopacz zdradziła, że nazajutrz Harper odwiedzi kanadyjskich żołnierzy, którzy biorą udział w manewrach Baltops 2015. Sęk w tym, że – ze względów bezpieczeństwa – rząd Kanady utrzymywał planowaną wizytę w ścisłej tajemnicy. Jeżeli zdradza was żona (mąż), albo cierpicie na wstydliwą chorobę i chcecie, żeby cały świat poznał wasze sekrety – powiedzcie o nich Ewie Kopacz.  

12. Aktywność Prezydenta elekta Andrzeja Dudy i jego krytyka pod adresem PO podziała na Pawła Wrońskiego, niczym płachta na byka. „Wygląda na to, że w trosce o dobro wszystkich Polaków ponadpartyjnie, niezależnie, niesterowany przez nikogo, będzie robił, co tylko się da, by wygrał PiS” – zrzędzi Wroński, a potem, już zupełnie od czapy, dodaje: „Będzie [A. Duda] nadzieją Polaków na dobrą zmianę’, a w przerwach będzie tańczył i śpiewał.” Na dworze gorąco i dziennikarzowi "Wyborczej" chyba zaszkodziło słońce (a może ci z Czerskiej po prostu tak mają, że sami nie wiedzą, co piszą?). „Zaśpiewać i zatańczyć” to chciał maturzysta Kwaśniewski, kóremu się chyba wydawło, że sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen wzywa go do stawiennictwa przed swym obliczem dlatego, że chce przetestować jego umiejętności wokalno-taneczne. Andrzej Duda to poważny facet – człowiek z prawdziwym doktoratem, a nie z fałszywym magisterium, więc spokojnie. Nie będzie śpiewów i tańców, tylko poważna, ciężka praca. Nawiasem mówiąc – miła odmiana po pięcioletnim festiwalu żenady w wykonaniu „waszego Bronka”.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka