payssauvage payssauvage
432
BLOG

Jarosław Wszechmocny

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 8

Jak się okazuje Jarosław Kaczyński nie tylko „milczy nienawistnie”, do czego zresztą zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale też kamufluje swoje prawdziwe zamiary poprzez regularne chodzenie w garniturze. „A w czym niby powinien chodzić?”, ktoś słusznie zapyta. Odpowiadam – w mundurze Wojciecha Jaruzelskiego, do którego powinien zakładać perukę à la Ludwik XIV (wiecie, taką szopę z ciemnobrązowych loków). Że co, proszę? Że zwariowałem? Proszę Państwa, to nie ja, to Tomasz Lis.

Tomasz Lis nie potrafi wprawdzie odróżnić fałszywego konta na Twitterze od prawdziwego (pierwszemu lepszemu gimnazjaliście zajęłoby to dziesięć sekund), ale za to zagrażające Polsce zło rozpozna na kilometr. Inna sprawa, że jakoś tak się dziwnie składa, że co złego, to Jarosław Kaczyński. Obecnie Tomasz Lis odkrył straszliwą prawdę, że „Kaczyński, (…) chce sprywatyzować polskie państwo.”Swoją drogą, ciekawe od kiedy Tomasz Lis stał się przeciwnikiem własności prywatnej, ale to nie jest znowu takie ważne. Ważne, że ta cała prywatyzacja  „To wizja godna Ludwika XIV. Państwo to ja – będzie być może już za chwilę mógł powiedzieć Kaczyński. Czegoś takiego, łącznie z podobną kumulacją władzy, nie było w Polsce od epoki Jaruzelskiego.” A wszystko to, ponieważ „Prezydent i premier, sprawujący teoretycznie pełnię władzy wykonawczej, będą w praktyce podwładnymi” Jarosława Kaczyńskiego. To oczywiście święta prawda, jak zresztą wszystko, co pisze, albo mówi Tomasz Lis, zastanawiam się tylko, gdzie był ten (sz)czujny dziennikarz, kiedy przez pięć lat rządził prezydent i premier z tego samego ugrupowania, które dodatkowo obsadziło swoimi ludźmi wszystkie kluczowe urzędy w państwie. Dlaczego wtedy nie darł szat i nie wrzeszczał, że mamy „aksamitny zamach stanu”? A przecież cała władza była wówczas skupiona w rękach Donalda Tuska, bo Bronisław Komorowski był tylko bardzo kosztownym (jego utrzymanie kosztowało prawie tyle samo, co królowej brytyjskiej) dodatkiem do długopisu, którym podpisywał wszystko, co lądowało na jego biurku (jakby mu dali instrukcję obsługi pralki też by ją pewnie podpisał).

Przyznam, że z dużym rozbawieniem przyjmuję to strasznie Jarosławem Kaczyńskim, ale tym, którzy straszą (np. Lisowi) wcale nie jest do śmiechu. Ci ludzie naprawdę panicznie się Kaczyńskiego boją, a przy tym są chyba świecie przekonani, że prezes PiS dysponuje jakimiś ponadludzkimi mocami, że – nie wiem – dla zabawy chodzi sobie suchą stopą po powierzchni Wisły, albo idzie do „Sowy i przyjaciół”, gdzie dokonuje cudu rozmnożenia francuskiego pieczywa i ośmiorniczek. Oczywiście dla takiej osoby dokonanie zamachu stanu, to bułka z masłem („rzeczy niemożliwych dokonuję od ręki, na cud trzeba troszeczkę poczekać”). Najlepsze jest w tym wszystkim to, że tego całego zamachu stanu („aksamitnego” wprawdzie, ale zawsze) ma dokonać człowiek, którego ci sami ludzie, którzy nim dziś straszą, przedstawiali jako nieudacznika, co to przegrywa wybory za wyborami, więc najlepiej, żeby przestał wreszcie głowę zawracać i przeszedł na emeryturę. Trzeba by się, drodzy chłopcy-mejnstrimowscy, w końcu zdecydować – albo fajtłapa, albo demiurg, bo tak, to wasi czytelnicy nie wiedzą co właściwie mają myśleć i tylko niepotrzebnie wprowadzacie w ich biednych mózgownicach zamieszanie.

Mam wrażenie, że wizja wszechmocnego Jarosława Kaczyńskiego, który siedzi sobie na Nowogrodzkiej i wydaje prezydentowi i premierowi polecenia, które ci spełniają bez szemrania stanowi dla wielu ludzi pewnik, więc chciałbym zwrócić uwagę, że to wszystko nie jest takie proste. Przede wszystkim Prezydent RP ma w polskim systemie ustrojowym samodzielną i stabilną pozycję, która wiąże się z silnym mandatem, pochodzącym z wyborów bezpośrednich. Prezydenta nie można np. odwołać sobie ot, tak – bo komuś tam przyszła na to ochota. Andrzej Duda ma pewną robotę na pięć lat i to jest pierwszy fundament jego niezależności. Drugi jest taki, że Duda siłą rzeczy będzie ośrodkiem wokół którego może się potencjalnie tworzyć mniej lub bardziej niezależna od prezesa PiS siła polityczna (np. ludzie z tego, czy innego względu niezadowoleni z działań szefa partii) i Jarosław Kaczyński ten fakt musi uwzględniać w swoich rachubach. Nie twierdzę wprawdzie, że między prezydentem Dudą, a prezesem Kaczyńskim zapanuje „szorstka przyjaźń”, jaka swego czasu panowała między "starymi kiejkutami" Millerem i Kwaśniewskim, ale też nie wydaje mi się, żeby Andrzej Duda był tylko kolejnym strażnikiem żyrandola, jak „Bul” Komorowski.

Załóżmy jednak przez chwilę, że  prezydent Duda i premier Szydło będą tańczyć tak, jak im Jarosław Kaczyński zagra. Nawet wówczas prezes PiS nie będzie jeszcze mógł przywdziewać szat Ludwika XIV, bo do prawdziwej zmiany kraju potrzebna jest większość konstytucyjna, a tej PiS najpewniej nie zdobędzie samodzielnie. Aby zmienić konstytucję partia Kaczyńskiego będzie musiała wejść z kimś w koalicję, co najpewniej będzie wymagało jakichś kompromisów. Ale nawet gdyby Prawo i Sprawiedliwość miało większość konstytucyjną i mogło uchwalić nową ustawę zasadniczą, to nie wolno abstrahować od faktu, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej, co jest czynnikiem krępującym (i to znacznie) ruchy każdemu gabinetowi, który akurat rządzi w Warszawie.

Piszę to wszystko nie dlatego, że traktuję poważnie wynurzenia Tomasza Lisa (albo ich autora). Chcę po prostu, byśmy pamiętali, jak wiele jest jeszcze do zrobienia, zanim Polskę uda się wyciągnąć z bagna, w jakim ugrzęzła ona przez ćwierć wieku, jakie dzieli nas od sławnej „transformacji ustrojowej”. Mam wrażenie, że zwycięstwo Andrzeja Dudy niektórym przysłoniło ten prosty fakt. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby komukolwiek odbierać radość z tego, że po pięciu latach mamy znowu prezydenta, za którego nie będziemy się musieli czerwienić ze wstydu, przeciwnie – uważam, że optymizm i wiara w zwycięstwo to już połowa sukcesu, ale jak czytam, że 24 maja 2015 r. „skoczył się w Polsce postkomunizm”, to mam wrażenie, że ja i autor tego zdania żyjemy w rzeczywistościach równoległych. Wygranie wyborów prezydenckich było zaledwie pierwszym krokiem na drodze do przywrócenia w Polsce normalności. Mam nadzieję, że J. Kaczyńskiemu, A. Dudzie, B. Szydło i innym politykom prawej strony nie zabraknie siły i determinacji by ramię w ramię, konsekwentnie tą drogą kroczyć.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka