No i co? Jak teraz wyglądają ci wszyscy, którzy zarzucali Pawłowi Kukizowi, że sam nie wie, czego chce? Że nie ma programu wyborczego? Że duby smalone bredzi? Powiem wprost - wyglądają równie mądrze, jak wystrojony w togę i biret „doktor” Bronisław Komorowski podczas obierania honorowego tytułu, przyznanego mu przez lwowski uniwersytet. Okazuje się bowiem, że pan Paweł nie tylko jest szczęśliwym posiadaczem programu wyborczego, ale na dodatek ma go od dwudziestu lat.
Od dwudziestu lat! Czyli od roku 1995. A przecież wówczas nic jeszcze nie było. Nie było Prawa i Sprawiedliwości (tych pisanych z małej litery też nie było), Polski nie było w NATO, ani w UE, Rywin nie przyszedł jeszcze do Michnika, a politycy PO – która też zresztą jeszcze nie istniała – nawet nie marzyli o ośmiorniczkach, zadowalając się kaszanką de luxe… W roku 1995 Wałęsa dopiero siedział i mył sobie nogi, by jedną z nich podać potem Kwaśniewskiemu; ten sam Kwaśniewski ledwie co odstawił żytnią, na rzecz diety kapuścianej, aby schudnąć w ekspresowym tempie i mieć siłę do fikania kozłów z Murzynem podczas kampanii wyborczej („Ole, Olek wygraj,/ Ole, Olek! Na prezydenta tylko ty!”– na pewno to gdzieś wisi w Internecie); na banknotach straszyli Waryński ze Świerczewskim; Niesiołowskiego nie pogryzły jeszcze wściekłe psy; Misiek Kamiński ze Sławkiem Nowakiem nie szpanowali zegarkami, jak bolszewicy wracający z Berlina, a Hanna Gronkiewicz-Waltz udzielała się w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym, gdzie (podobno) „doznawała licznych ekstaz”.
A jednocześnie, w tym samym roku 1995, gdzieś – w sumie nie do końca wiadomo gdzie, ale na pewno w jakimś romantycznym entourage’u, takim, jaki widuje się tylko na obrazach Caspara D. Friedricha – pewien „młodzieniec piękny i posępny” w glanach i motocyklowej kurtce oddawał się marzeniom. Marzeniom o lepszej Polsce, jaka powstanie za dwie dekady dzięki temu, że on włączy się w życie polityczne kraju. A jak już się namarzył do woli, to chwycił za pióro i napisał sobie program wyborczy, który zatytułował „Całuj mnie!”. Program ów miał również i tę zaletę, że można go było zaśpiewać.
Wiem o tym, bo pan Paweł Kukiz był wczoraj gościem u pani Moniki Olejnik i powiedział, że jego program wyborczy zawarty jest w napisanej dwadzieścia lat temu piosence „Całuj mnie!”. Nawiasem mówiąc Kukiz tak często gości u pani Olejnik, że jakbym był podejrzliwy, to bym pomyślał, że ktoś tu kogoś próbuje lansować. Ale podejrzliwy nie jestem, więc tłumaczę to sobie tym, że tych dwoje po prostu ma się ku sobie. Pewną poszlaką wskazującą, że coś może być na rzeczy jest to, że jakiś miesiąc temu pani Monika kusiła pana Pawła swym popiersiem, które, niby to przypadkiem, wyrwało się jej z bluzki i błysnęło w oczy muzykowi, z którym pani redaktor przeprowadzała akurat wywiad. Kukiz tak się wówczas zacukał, że sam już chyba nie wiedział, czy jest za JOW-ami, czy za ordynacją proporcjonalną.
Ale wracam do programu, czyli do piosenki. Tam rzeczywiście wszystko zostało wyjaśnione. Paweł Kukiz opowiada się za państwem dobrobytu (ang. welfare state), rozwojem przemysłu motoryzacyjnego oraz przystąpieniem Polski do unii walutowej ze Stanami Zjednoczonymi. („Dam ci torby z darami / Auto z alufelgami, / Portfel cały wypchany dolarami”). Jeżeli zaś chodzi o politykę zagraniczną, to Kukiz jest ostrożnym zwolennikiem kierunku transatlantyckiego (podmiot liryczny był wprawdzie w Ameryce pięć lat, ale ją opuścił wskutek łzawej serca tęsknicy, która kazała mu wracać do Polski).
To wszystko jest mniej więcej jasne. Niejasne natomiast są dla mnie słowa „Całuj mnie!” W co konkretnie wyborcy mają pocałować Pawła Kukiza i jego ludzi, jak już ich wybiorą do parlamentu?
Adrian Olszak
Inne tematy w dziale Polityka