payssauvage payssauvage
1039
BLOG

I nagrali "Kwasa", jak z Kaliszem hasał..., czyli Krótki Przegląd Tygodnia

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 9

1. „O północy się zjawili / Dwaj kelnerzy mili /I nagrali "Kwasa",/ Jak z Kaliszem hasał. / Sączy się z kelnerów taśmy / Dialog strasznie przaśny, /Zaś Rychu grubaśny/W kłopoty wpadł! Afera taśmowa zatacza coraz szersze kręgi. Oto w mijającym tygodniu wyszło na jaw się, że figlarni kelnerzy, których specialité da la maison stanowi dyktafon ze szparagami w sosie koperkowym nagrywali nie tylko członków (to dobre słowo) Platformy, ale też polityków lewizny. Pardon, nie żadnej „lewizny”, tylko lewicy – Ryszarda Kalisza i Aleksandra Kwaśniewskiego. Zapis tych nagrań ujawnił w ostatnim numerze tygodnik „Do Rzeczy”. Z rozmów, jakie toczyli ze sobą „gruby Rychu” i „gruby Olo” (plus dwóch innych towarzyszy) wyłania się obraz zdemoralizowanego bantustanu, do szpiku przenikniętego korupcją: Trzy najbardziej zdemoralizowane instytucje w Polsce –stwierdził Kwaśniewski – to jest po pierwsze - prokuratura, po drugie - służby specjalne, po trzecie - telewizja publiczna. (…) Te trzy instytucje - kupią, sprzedadzą, zdradzą, zniszczą…. Niby nic nowego, bo np. PiS mówiło o tym od lat, tylko, że wtedy to było oszołomstwo i ciemnogród. No, ale nie mogło być inaczej, bo przecież wedle ludzi „na pewnym poziomie” Jarosław Kaczyński z definicji nie może mieć racji. Teraz jednak okazuje się, że te same opinie wygłaszają dwa filary jasnogrodu, więc nie można już chyba tego zbyć milczeniem. No chyba, że Kalisz i Kwaśniewski też są z PiS-u. Przytoczone wyżej słowa Aleksandra Kwaśniewskiego to jeszcze nie wszystko. Z zapisu rozmów wynika także, iż „gruby Rychu” zwierzył się towarzyszom w tajemnicy („Chłopaki zobowiązuje was do tajemnicy. Całkowitej i do grobu”), że widział dowody na korupcję na najwyższych szczeblach ministerstwa obrony. Uuuuuu! To już nie przelewki i na miejscu Kalisza bardzo bym uważał. Zwłaszcza w weekendy…

2. „Biedroneczki są w kopaczki / I to chwalą sobie…” Przepraszam, nie w „kopaczki”, tylko w „kropeczki”. Wszystko przez panią premier. Ewa Kopacz namieszała mi w głowie tym, że w TVP u pana Kraśki wychwalała pod niebiosa portugalską sieć sklepów wielkopowierzchniowych „Biedronka”. Że tanio, że smacznie, że „pachnące kotleciki” i w ogóle… Pan Kraśko oczywiście nie zareagował, tylko szczerzył się, jak do sera, co ma zresztą w zwyczaju zawsze, ilekroć gości kogoś z partii rządzącej. Ja tam nie mam nic do „Biedronki”, ale też nie da się ukryć, że delikatesy to to nie są, a główną zaletę oferowanych tam towarów stanowi cena, nie jakość. I jak tak patrzę na wyczyny pani premier, to mam czasem wrażenie, że obecne władze naszego kraju też są z „Biedronki”. I to chyba nawet z przeceny.

3. „Był raz sobie jeden król, / Który wciąż odczuwał ‘bul’ , / Więc polował w gęstej kniei, / By nie stracić choć ‘nadzieji’./ Chętkę miał na reelekcję, / Ale dostał gorzką lekcję./ Chciał pogrywać z ludem, / Więc lud wybrał Dudę”. W tej sytuacji nie powinno być zaskoczeniem, że Bronisław Komorowski się martwi. Powodem zgryzot pana (na szczęście już niedługo) prezydenta, jest to, że Polacy nie doceniają sukcesu, jaki odnieśli w ciągu minionych 25 lat. Ale zaraz… Jak to nie doceniają, kiedy właśnie doceniają? Np. Jan Kulczyk, lub jemu podobni „biznesmeni”. Albo członkowie komunistycznej nomenklatury, którzy rozkradli wszystko, co było cięższe od powietrza, a na co Polacy pracowali pół wieku. Albo aparatczycy Platformy pozatrudniani w spółkach Skarbu Państwa i w administracji publicznej. Albo tych aparatczyków matki, żony, kochanki, szwagrowie oraz krewni i znajomi królika. No owszem, jest też trochę malkontentów i „frustratów”, co pyskują, ale przecież tych zawsze można wypchnąć na emigrację. To znaczy, pardon, nie żadne „wypchnąć”, ale „dać szansę” (na sukces oczywiście). Bo przecież według pani Anny Komorowskiej „emigracja to szansa”.W związku z powyższym apeluję to pana (na szczęście już niedługo) prezydenta Komorowskiego, by skorzystał z tej szansy. I najlepiej zabrał ze sobą wszystkich członków PO z Ewą Kopacz i Miśkiem Kamińskim na czele.

4. Ho, ho, ho… A to ci siurpryza! Okazało się, że nawet Janusz Lewandowski pokapował się, że z tą propagandą sukcesu, to jednak gruba przesada. „Tylko pół miliona Polaków w 38-milionowym narodzie - według moich obliczeń - może żyć według standardów zachodnich.” – powiedział Lewandowski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (mam nadzieję, że Bronisław Komorowski to przeczyta). Pół miliona? Faktycznie – aparatczycy PO i „peezelu”, ich kochanki, szwagrowie, plus uwłaszczona nomenklatura i jej progenitura, to rzeczywiście będzie jakieś pół miliona ludzi. „Za szybko uwierzyliśmy, że jesteśmy bogatym społeczeństwem.” – dodał Lewandowski Przepraszam bardzo. Jakie uwierzyliśmy?!” Nie „uwierzyliśmy”, tylko WY nam to wmawialiście. A kto twierdził, że jest inaczej, tego dalejże w łeb cepem propagandowy – niech nie jątrzy, albo najlepiej – won na emigrację!

5. Ajajajajaj! Jak to trzeba uważać, ach jak trzeba uważać… Jak człowiek nie uważa, to może nawet powiedzieć coś miłego pod adresem Prawa i Sprawiedliwości, jak to się ostatnio przydarzyło Stefanowi Niesiołowskiemu (tak, temu Niesiołowskiemu). Poseł specjalnej troski Stefan Konstanty Niesiołowski był ostatnio gościem Superstacji, gdzie, najzupełniej nieoczekiwanie wziął się do komplementowania nowej rzeczniczki PiS, pani posłanki Witek: Ja ceniępanią posłankę Witek. Ja mogę się nie zgadzać z nią, ale proszę zobaczyć, że jest przepaść pomiędzy tym obrzydliwym Mastalerkiem, a kulturalną, zdystansowaną posłanką Witek”. No, to już nie są żarty, bo w sto pięćdziesiątej ósmej centurii Nostradamusa jest wyraźnie napisane, że jak Niesiołowski zacznie komplementować kogoś z PiS, to nastąpi koniec świata. Już miałem lecieć do sklepu zrobić zapas cukru, mąki i soli (wiem, że to bez sensu, bo po co komu te towary, skoro wszystko ma się skończyć, ale kto w takich chwilach myśli logicznie?), kiedy Stefan Konstanty powiedział: „Od Mastalerka obrzydliwszy Brudziński, wysoko też Macierewicz, Kamiński, sam Kaczyński. To są ikony obrzydliwości. Także to, że od Mastalerkajest lepsza pani Witek to nie jest komplement.” Ufff… Świat został ocalony. Ale było blisko.

6. Joanna Mucha, zwana też „siostrą Basen” (od basenu, w który zamienił się Stadion Narodowy, gdy Mucha była ministrem sportu) odkryła straszliwą prawdę – tę mianowicie, że PiS jest „niewiarygodny”. Od kogo się o tym dowiedziała? Czyżby od swego fryzjera, którego zatrudniła kiedyś na stanowisku wiceszefa Narodowego Centrum Sportu (chodzi o prawdziwego fryzjera, który czesał włosy, a nie o tego „Fryzjera”, który kupował mecze i czesał kasę), a może od znanej z prawdomówności Ewy „na metr w głąb” Kopacz? Nie wiadomo, dość, że partia J. Kaczyńskiego jest dla Muchy niewiarygodna i koniec. No dobrze, ale właściwie dlaczego? Bo – stwierdziła Mucha – „z jakiegoś powodu PiS nie chce przedstawiać swoich szacunków”dotyczących kosztów zapowiedzi programowych przedstawionych przez Beatę Szydło. Trochę to dziwne, bo sam widziałem konferencję na której posłowie Prawa i Sprawiedliwości prezentowali wyliczenia odnośnie kosztów programu 500 zł na dziecko. No, ale jak padł rozkaz, że PiS ma być niewiarygodny, to choćby stawał na rzęsach i tak dla Muchy niewiarygodny pozostanie. Co innego Ewa Kopacz, która goszcząc z „Salonie politycznym Trójki” powiedziała, że na wszystkie pytania (w tym te dotyczące finansów i gospodarki) odpowie … we wrześniu. Inna sprawa, że szefowa rządu nie sprecyzowała o który rok jej chodzi, więc możliwe, że przyobiecanych odpowiedzi Kopacz udzieli we wrześniu roku 2019. Pani premier jest oczywiście super wiarygodna, prawda? Pani Joanna Mucha to intelektualna podpora PO, więc nie ma się co dziwić, że ostatnimi czasy partia ta zatacza się od ściany do ściany, jak Aleksander Kwaśniewski w napadzie „zespołu przeciążeniowego goleni prawej”.

7. „Jak ci Platforma pomoże, / Miał się będziesz jeszcze gorzej” – to stare, mądre porzekadło doskonale pasuje to propozycji PO ws. kredytów hipotecznych we frankach  szwajcarskich. Otóż okazuje się, że jeżeli propozycje partii E. Kopacz weszłyby w życie, to „frankowicze” musieliby płacić wyższe raty kredytu (!). Innymi słowy – jak się nie obrócisz, sempiterna zawsze z tyłu: bank wychodzi na swoje, a ty, choćbyś miał pluć krwią i słaniać się na nogach, kwotę kredytu, wraz z lichwiarskimi odsetkami musisz przynieść banksterom w zębach. By żyło się lepiej.

8. Mój ulubieniec, czyli pan profesor Drakula… Pardon, jaki znowu „Drakula”? Nie żaden „Drakula”, tylko Zembala. No więc profesor Zembala, jest już wprawdzie kardiochirurgiem („bogiem”) i ministrem zdrowia, ale chyba jeszcze mu mało, bo, zdaje się, zapragnął też być również sędzią (a może po prostu za dużo naoglądał się Anny Marii Wesołowskiej?). Dość, że w czasie konferencji prasowej zwrócił się do jednej z dziennikarek w te słowa : „(…) oddalam pytanie, proszę o następne.” A potem dodał: „Skończyła pani maturę, skończyła pani studia, jest pani osobą myślącą – co pani by zaproponowała?”. Wprawdzie za moich czasów maturę się zdawało, a nie „kończyło”, ale nie będę się czepiał, bo w czasie wspomnianej konferencji pan profesor stwierdził również filozoficznie (więc nie tylko minister, lekarz, „bóg”, sędzia, ale jeszcze i filozof do tego): „My jako Polacy mamy za dużo pychy, za mało pokory, za mało pragmatyzmu.” O, to, to, to… Trzeba tę pychę i brak pokory w sobie zwalczać. Panu profesorowi proponuję zacząć od siebie. Nie na darmo starożytni mawiali: „medice, cura te ipsum!” –lekarzu, ulecz samego siebie.

9. „Pod Berlinem, w pakamerze, / Wiszą gacie po Hitlerze. / To cenna relikwia, panie: / Claus Schenk się zamachnął na nie. / Kto chce w PełO awansować, / Musi gacie pocałować!”Bronisław Komorowski, który do kompromitowania się ma prawdziwą zapamiętałość pojechał do Berlina (ciekawe, czy całował), by uczcić pamięć niemieckiego nazisty pułkownika Clausa Schenka von Stauffenberga, który 20 lipca 1944 r. dokonał w Gierłoży pod Kętrzynem zamachu na Adolfa Hitlera. Stauffenberg był rasistą i gorliwym zwolennikiem Führera, przy czym miłość do wodza osłabła u pana pułkownika po tym, jak wojska III Rzeszy zaczęły zbierać baty na frontach II Wojny Światowej. Wówczas Schenk von Stauffenberg postanowił się zamachnąć na Hitlera, by po jego wyeliminowaniu Niemcy mogli zawrzeć separatystyczny pokój z zachodnimi aliantami i mieć wolną rękę na Wchodzie. Zamachnąć się wprawdzie zamachnął, ale jego ofiarą padły jedynie spodnie Adolfa, które wybuch bomby porwał na strzępy, podczas gdy samemu wodzowi III Rzeszy nic się nie stało. (Nawiasem mówiąc, cała ta hucpa nosiła kryptonim „Operacja Walkiria”, gdy tymczasem powinna się chyba raczej nazywać „Operacja Potargane Gacie”). Ktoś może zapytać dlaczego Niemcy czczą Stauffenberga – rasistę i nieudacznika? Przecież z tego faceta bohater, jak z inspektora Clouseau detektyw. Odpowiedź jest prosta – innych kandydatów na bohaterów nie mają, więc z zamachowca na miarę Egona Olsena robią herosa. Dzielnie pomaga im w tym Bronisław z Budy Ruskiej. Jemu akurat trudno się dziwić. Człowiek, który przegrał wygrane wybory nie może nie czuć swoistego powinowactwa z pułkownikiem Stauffenbergiem, co to sknocił zamach, którego nie można było sknocić. Żeby dopełnić miary autokompromitacji Komorowski porównał błazenadę Stauffenberga z działalnością polskiego Państwa Podziemnego, czyli największej organizacji ruchu oporu w czasie II Wojny Światowej. Panu Bronkowi wyszło, że to w sumie to samo. Niektórzy kładą takie zachowanie na karb sławnej ociężałości umysłowej pana (na szczęście już niedługo) prezydenta Komorowskiego. Może to prawda. Ale możliwe jest też inne wytłumaczenie i wcale bym się nie zdziwił, gdyby po wakacjach Komorowski ruszył do Niemiec jako gastarbajter z serią sponsorowanych wykładów o bigosie, zwyczajach godowych kaszalotów i oczywiście – „polskim antysemityzmie”.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka