Sezon ogórkowy ma swoje prawa, a właściwie jedno, które polega na tym, że do rangi sensacji urastają wydarzenia normalnie lądujące na dziesiątej stronie, gdzie jakiś praktykant opisuje je drobnym drukiem. Raz taką sensacją będzie to, że Komorowski napisał zdanie bez błędu, albo, że Donald Tusk powiedział prawdę, a jak mamy szczęście to dostaniemy prawdziwy rarytas w postaci „wieloryba”w Wiśle. Zresztą z tym wielorybem to wyszliśmy, jak ten słuchacz, który zadzwonił do radia Erywań z pytaniem czy to prawda, że w Moskwie, na Placu Czerwonym rozdają samochody. Radio odpowiedziało, że to oczywiście prawda, ale też nie do końca, bo nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, ale na Prospekcie Lenina, nie samochody, a rowery, no i nie rozdają, tylko kradną. Reszta się zgadza.
W tym sezonie sensacją najpierw okazał się barszcz Sosnowskiego. Z początku myślałem, że z tym barszczem, to chodzi o zupę, której nagotował jakiś Sosnowski, a potem inni się nią poparzyli; dopiero po chwili zorientowałem się, że ten cały „barszcz”, to chwast. Ale jeszcze nie zdążyliśmy się podekscytować barszczem na dobre, a już straszą nas dopalaczami. Że 150 osób, że zatrucie, że stan ciężki. Całe państwo teoretyczne na czele z panią Piotrowicz od „samolotów bez głowy” i z panem ministrem Zembalą poderwało się na równe nogi, by stawić czoła palącemu problemowi, który, nawiasem mówiąc, miał już dawno być rozwiązany. Zapowiadał to przecież nie kto inny, ale sam Donald Tusk. No, ale skądinąd wiadomo, że kto wierzy Tuskowi, ten sam sobie szkodzi, więc jak zwykle „rozwiązanie” problemu polegało na wejściu do szafy, zamknięciu oczu i udawaniu, że problemu nie ma. Przynajmniej do czasu, aż Ostachowicz zrobi badania opinii publicznej i powie, jaki bajer „frajerzy” kupią najchętniej.
Z dopalaczami sprawa jest prosta. Pani Piotrowicz nie musi organizować nasiadówek w ministerstwie (nie wiem, co ona tam robi; jako była katechetka chyba intonuje modły o to, żeby to dobry Pan Bóg sprawę rozwiązał, a ona miała wreszcie święty spokój), a pan Zembala nie musi robić konferencji, których głównym bohaterem jest on i jego ego. Również pani Kopacz nie musi się w tej spawie wypowiadać i może się spokojnie skupić na zachwalaniu warzyw z Biedronki. Jedyne, co państwo powinno w tej sprawie zrobić, to nie podminowywać władzy rodzicielskiej. Ojciec z matką już sobie będą umieli poradzić z problemem dopalaczy, którymi poprawia sobie humor ich latorośl, wystarczy im nie przeszkadzać. A tymczasem państwo właśnie robi wszystko, żeby podrywać autorytet rodziców i ograniczać ich władzę nad własnymi dziećmi, zastępując ją władzą urzędników. Rzecz jasna, trzeba ścigać tych, którzy świństwo wciskają nieletnim, ale od tego jest policja. Co do osób pełnoletnich, to oni oczywiście mogą sobie umilać życie jak i czym chcą, ale skoro są dorośli, to sami powinni ponosić konsekwencje swych działań, a nie efekty swojej głupoty zwalać na barki społeczeństwa, które łożąc na państwową służbę zdrowia, musi płacić za skutki ich wygłupy. I to tyle. Można się spokojnie zająć kiszeniem ogórków.
Inne tematy w dziale Polityka