payssauvage payssauvage
1159
BLOG

„Gazeta Wyborcza” na celowniku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych?

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 6

„Z władzą radziecka nie będziesz się nudził”, miał powiedzieć Aleksander Sołżenicyn i słuszna jego racja. Ale nie tylko z władzą radziecką, bo z władzą „obywatelską” też nie ma szans na nudę. Przyznam, że z dużym rozbawieniem obserwuję, jak państwo „teoretyczne” miota się bezsilnie, walcząc z problemem, które w dużej mierze samo wywołało. Jest to tym śmieszniejsze, że miotając się zaczyna ono powoli połykać własny ogon. Chodzi mi oczywiście o sławne dopalacze, którym gigantyczną i zupełnie darmową reklamę (przełożyła się ona na skokowe zwiększenie popularności tych używek) zrobił nie kto inny, jak Donald Tusk, gdy wziął się za walkę z tymi dosyć mało dotąd znani specyfikami.

Otóż w pewnym momencie Donald Tusk, wówczas jeszcze nie zasiadający na stolcu „prezydenta” Europy, ale piastujący dopiero stanowisko premiera III RP, postanowił zapunktować u opinii publicznej i zaprezentować się jako silny przywódca. Problem polegał wszakże na tym, że pani Angela Merkel zabroniła panu Donaldowi prowadzić prawdziwą politykę. W końcu Tuska nie po to wystrugano na premiera z patyka, żeby zrywał się ze smyczy, ale po to, by cicho siedział i pilnował interesów metropolii. Tymczasem naszego „misia o małym rozumku” rozpierała energia i chęć działania – w końcu ile można jeździć na nartach w Dolomitach i haratać w gałę, kiedy jest się premierem sporego kraju w środku Europy? Tuska rozpierała energia, a nie mógł znaleźć dla niej ujścia. Jak raz nie było pod ręką żadnych pedofilów, których można by wykastrować (chemicznie, ale zawsze), a „matka Madzi” nie była chyba jeszcze nawet w ciąży, więc „Geniusz Kaszub” wziął się za walkę z dopalaczami, którymi ktoś tam się faktycznie gdzieś zatruł. Państwo poważne rozwiązałoby taki problem jednym rozporządzeniem, no ale państwo teoretyczne tak nie może. Ono musi naprodukować „specustaw” (tak się mówi na prawne buble, z reguły niezgodne z konstytucją), napowoływać sztabów antykryzysowych, dostojnicy tego państwa muszą robić marsowe miny przed kamerami i groźnie kiwać palcem w bucie złoczyńcom na postrach, no słowem – państwo teoretyczne wykonuje setki ruchów pozorowanych, które może i ładnie się prezentują na ekranach „zaprzyjaźnionych” telewizji, ale realnego pożytku z tego jest niewiele, za to mnóstwo smrodu („Stomma z Kisielewskim piszą memoriały, / Smrodu z tego wiele, a pożytek mały.”)

Ten smród, którego swego czasu narobił Donald Tusk, wraca obecnie ze zdwojoną siłą, bo problemu oczywiście nie załatwiono, jak należy. Ale jakże miano go załatwić, skoro państwo teoretyczne to tylko pic i piar, zaś napisanie porządnego rozporządzenia to już dla niego zadanie ponad siły (o ustawie nawet nie ma co wspominać). Służby tego państwa są zajęte wzajemnym podsłuchiwaniem i podglądaniem, więc skąd znajdą czas na ściganie bandytów wciskających nieletnim szkodliwe świństwo?  No więc pani Ewa Kopacz miota się teraz, jak mysz w potrzasku, zaś profesor Zembala zaczyna chyba żałować, że wziął tę ministerialną fuchę (tym bardziej, że, jak słychać, ma cztery inne na boku). Ale i tak najlepsza jest „psiapsiółka” pani Kopacz, czyli pani Teresa Piotrowska, która swego czasu wsławiła się tym, że powołała do życia całkiem nowy rodzaj broni strategicznej, czyli „samoloty bez głowy” (pomyliła je z samolotami bezzałogowymi). Panią Piotrowską ministrem spraw wewnętrznych zrobiono chyba tylko i wyłącznie na urągowisko, ale, zdaje się, nikt jej o tym nie poinformował i traktuje ona swoją funkcję zupełnie serio. Otóż pani minister gorzko wypominała dziennikarzom, że nie nagłaśniają oni organizowanych przez jej resort kampanii zachęcających do prowadzenia zdrowego trybu życia oraz że sami nie organizują takich akcji. No tak, już widzę oczyma wyobraźni, jak dziatwa szkolna rzuca się gremialnie do uprawiania sportu i jedzenia warzyw pięć razy dziennie, bo zobaczyła w gazecie, albo w telewizji zobaczyła stosowną „kampanię społeczną”.

Zresztą mniejsza już o kampanie społeczne, których sens jest, moim zdaniem, równie niewielki, jak potencjał intelektualny Joanny Muchy, a te całe „kampanie” służą z reguły temu, by ich organizatorzy pożywili się na publicznym groszu. Chodzi o to, że chcąc walczyć narkotykami i sztorcując media za to, że jej w tym nie pomagają pani minister, nie dostrzega słonia w menażerii. Otóż jest na przykład takie jedno medium (konkretnie – gazeta), które wprost nie może się nachwalić marihuany, z palenia której korzyści jest podobno cała fura, w pierwszym rzędzie – ma się rozumieć – dla zdrowotności. Medium to mieści się przy ulicy Czerskiej, „nie jest mu wszystko jedno” (ile publicznych pieniędzy dostanie) i gorliwie wspiera Platformę. Jeśli więc pani Teresa Piotrowska ma zamiar na poważnie walczyć z narkotykami i ich promocją, to chyba najpierw powinna poważnie rozmówić się z Adamem Michnikiem. No, ale tego oczywiście nie uczyni, bo medialne wsparcie „gazowni” jest ważniejsze, prawda?

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka