Bardzo żałuję, że w wyborach prezydenckich głosowałem na Andrzeja Sebastiana Dudę z Krakowa i niniejszym składam samokrytykę. Jednocześnie uważam, że jestem mimo wszystko trochę usprawiedliwiony, bo dopiero teraz Andrzej Duda pokazał swoją prawdziwą twarz. Twarz natartą kremem z filtrem i opaloną nad Morzem Śródziemnym.
Cały kryminał zaczął się od tego, że Andrzej Duda poleciał na wakacje do Toskanii. Do Toskanii, czujecie to?! A przecież wszystkim „ludziom na pewnym poziomie” wiadomo, że Prezydent RP nie może nosa wyściubić za granicę, a wakacje powinien spędzać w kraju – najlepiej w miejscowości Swornegacie w województwie pomorskim, albo też we wsi Złe Mięso, w powiecie chojnickim. A jak już tak koniecznie chciał to tych całych Włoch, to owszem mógł pojechać, ale do Włoch pod Warszawą. Chociaż nie, to byłaby za duża ekstrawagancja. Tak nie wolno, bo głodne dzieci nie mają na chleb z masłem. (Zresztą co tam głodne dzieci – dieta im dobrze zrobi; gorzej że głodni platformersi nie mają na wołowe policzki.) Prezydent elekt wakacje to powinien sobie spędzać pod Mostem Siekierkowskim w pudle po telewizorze, a żonę z córką powinien wysłać na jagody (akurat jest sezon). Pozyskane owoce runa leśnego by się sprzedało, a zarobione w ten sposób pieniądze przelałoby się na rachunek Skarbu Państwa. Już tam Platforma by wiedziała, jak je spożytkować. Mogłaby np. dofinansować nimi Telewizję Polską, aby ta miała z czego płacić Lisowi (gwiazdorski kontrakt to nie są tanie rzeczy).
No, ale Duda nie – do Toskanii poleciał. A w tej Toskanii co wyrabiał… Już nawet na Jamajce o tym wiedzą. Otóż prezydent elekt przyniósł żonie nadmuchiwanego kraba, a powinien jej oczywiście przytachać ważącą pół tony „Grupę Laokoona” z Muzeum Watykańskiego. A lektury jakie „mało ambitne” ! Ci od tych lektur sami na wakacjach na pewno czytają „Mahabharatę” i „Bing Fa” (oczywiście w oryginale). No, w ostateczności – „Epos o Gilgameszu” (ale to z latarką pod kocem, żeby nikt nie widział, bo to jednak mało ambitny paździerz.) A willę, to, se, panie, wynajął od biznesmena „którego firma była łączona z infoaferą”. "Łączona z infoaferą"... Nie wiadomo jak, gdzie, co, no ale parówkowi dziennikarze willę połączyli z biznesmenem, którego połączyli z infoaferą, a całość połączyli z Dudą, i voilà – już mamy skandal na cztery fajerki.
Wydawałoby się, że człowiek, który jeszcze de facto nie pełni funkcji publicznych (choć oczywiście jest osobą publiczną) może raz na rok, za własne pieniądze (!) wyjechać z rodziną i znajomymi na wakacje i że się od niego chociaż wtedy odczepią. Ale nie. Zawsze znajdzie się jakiś strażnik moralności, który zacznie robić aferę z niczego i ględzić, że A. Duda się „ubrudził”. A najbardziej denerwujące jest to całe silenie się na obiektywizm, te wszystkie „ą, ę”, to „Ach błąd popełnił, błąd… „, „Ach nie wróży to dobrze, nie wróży”, „Ach, lękam się, ach trwożę się”. Chłopie, ty się nie trwóż, a tę swoją troskę o pion moralny nowego prezydenta wsadź sobie w buty, będziesz wyższy. Każdy człowiek, który ma IQ choc trochę wyższe od numeru buta wie, o co tutaj chodzi – obrzucić błotem, a zawsze się trochę przylepi.
Inne tematy w dziale Polityka