1. Wyjaśniła się tajemnica nagłego wzmożenia legislacyjnego na odcinku światopoglądowym, jakiego w dniach ostatnich doznała partia „obywatelska”. Wyjaśnił to „konserwatywno-liberalny członek” Platformy, czyli Waldy Dzikowski. Chodzi o to, że PO bardzo wzięła sobie do serca to, że jacyś złośliwcy (nie ja!) skrót nazwy ugrupowania rozszyfrowują, jako „Partia Obiboków” i zarzucają rządzącym lenistwo. No więc platformersi zakasali rękawy i zaczęli pisać w pocie czoła te wszystkie ustawy, jak nie o „in vitro”, to znów o „uzgodnieniu płci” i tym podobne. „Przecież ludzie chcieli, byśmy wzięli się do roboty… Nie chcieli widzieć chodzących sobie niefrasobliwych posłów.” –tłumaczył Dzikowski w wywiadzie dla portalu wPolityce. Zresztą te wszystkie "in vitra" i inne cuda wianki to nie wszystko, bo Dzikowski odgraża się, że „sporo jest jeszcze projektów ustaw, które powinny się doczekać rozwiązania.” Czyli, wychodzi na to, że może być jeszcze gorzej! Kto by pomyślał… Jeżeli „branie się do roboty” ma polegać na uchwalaniu prawnych bubli, to ja już chyba wolę „chodzących sobie niefrasobliwych posłów.”
2. Oczywiście te wszystkie światopoglądowe buble legislacyjne, które nadają się tylko i wyłącznie do kosza są uchwalane w jednym celu, a cel ten da się streścić w dwóch słowach – „zasłona dymna”. Chodzi po prostu o rozpętanie wojenki ideologicznej, która zajmie uwagę ludzi, a tymczasem różni filuci z patii anty-obywatelskiej będą mogli rozkraść… Pardon, oczywiście nie żadne „rozkraść”, tylko „sprywatyzować” wszystko, co cięższe od powietrza. Weźmy na przykład taką spółkę PKP „Energetyka” – tłuściutki kąsek, który można opchnąć po zaniżonej cenie jakiemuś inwestorowi strategicznemu z zagranicy, a za to, co się zainkasuje pod stołem, pozakładać wiele „starych rodzin”. A że „strategiczny” to firma-krzak, która kupuje polską spółkę tylko po to, żeby ją potem korzystnie odsprzedać Niemcom, czy Rosjanom – co nas to obchodzi?! Po nas choćby potop! Ja mam nadzieję, że do potopu jednak nie dojdzie, tylko dojdzie do władzy PiS, który całe to towarzystwo wytarza w smole i w pierzu, a potem powsadza do ciupy. Dostojnicy partii anty-obywatelskiej będą się tam czuli, jak u siebie – w końcu w więzieniach regularnie zdobywają ponad 90 % głosów.
3. Pan (na szczęście już nie długo) prezydent Komorowski rozdął swą kancelarię do niespotykanych rozmiarów. Koszty utrzymania tych wszystkich biurokratów, których nazatrudniał „wesoły Bronek” były niewiele mniejsze, niż oficjalne wydatki królowej brytyjskiej, co sprawiało, że sformułowanie „nasz drogi Bronisław Komorowski” trzeba było rozumieć dosłownie. 6 sierpnia kończy się kadencja „drogiego Bronisława”, ale dla polskiego podatnika mam doskonałą wiadomość – nadal będzie utrzymywał ludzi Komorowskiego, tylko że obecnie nie będą oni skupieni w jednym miejscu, ale porozrzucani po różnych urzędach. Taki np. generał Stanisław Koziej (bardziej znany jako „Szogun”) najprawdopodobniej zostanie powołany na stanowisko szefa Akademii Obrony Narodowej. Tej samej, która w 2013 r. przyznała Donaldowi Tuskowi tytuł – uwaga! – Człowieka Wielkiej Wiedzy, Honoru i Wspaniałego Serca. Z kolei Jaromir Sokołowski ma zostać ambasadorem w Szwajcarii. Ale to nie koniec, bo cześć ludzi Komorowskiego ma się schować po spódnicę Hanny Gronkiewicz-Waltz i znaleźć zatrudnienie w stołecznym ratuszu. Ja się tylko martwię o towarzysza Tomasza Nałęcza. Gdzież on znajdzie zatrudnienie? W czasie kampanii przed wyborami prezydenckimi pan Nałęcz wsławił się głównie tym, że Andrzeja Dudę starał się wrobić w sprawę samobójstwa posłanki SLD, Blidy, powtarzając bez przerwy, że „za plecami” kandydata PiS widzi „cień Barbary Blidy”. Skoro tak, to może Nałęcza zatrudni jakiś urząd zajmujący się wywoływaniem duchów. Jest taki?
4. Sejm wybrał dr. Adama Bodnara na Rzecznika Praw Obywatelskich. Kandydatura przeszła głosami lewicy i PO. Z Bodnarem rywalizowała pani Zofia Romaszewska, która wraz ze swym mężem, śp. Zbigniewem Romaszewskim, niosła pomoc opozycjonistom walczącym z PRL –owskim reżimem, za co w latach 80. została skazana na 3 lata więzienia. Z jakichś zagadkowych przyczyn kandydatura pani Zofii Romaszewskiej nie odpowiadała Platformie Obywatelskiej, która wolała od niej pana Bodnara, zwolennika tzw. „małżeństw” jednopłciowych oraz adopcji dzieci przez homoseksualistów. Czyżby miało to oznaczać, że już wkrótce pani Ewa Kopacz „poślubi” panią Małgorzatę Kidawę-Błońską i razem zaadoptują „Miśka” Kamińskiego? A może Grupiński „ożeni się” z Kierwińskim i zaadoptują Kopacz? Naprawdę, trudno nadążyć za tymi platformersami…
5. Skoro mowa o „Miśku”… „To źle zabrzmi, ale to przecież fakt, odkąd „Misiu” zbliżył się z panią premier, ubiera się jak alfons. Dlaczego?” – zapytał na Twitterze Rafał Ziemkiewicz. Na co Misiek odszczeknął się w Super Expressie: „Rafał Ziemkiewicz jest dla mnie nikim. Nie przejmuję się jego opiniami.”To akurat żadna nowość, wiadomo że jedyne, czym miś o małym rozumku się przejmuje jest to, jak tu dobrze wypić i smacznie zakąsić. Najlepiej oczywiście na koszt podatnika. Jak wiadomo, prawicowi moralizatorzy mają głęboką wiedzę na temat alfonsów i ich ubioru.” – stwierdził Kamiński w dalszej części wypowiedzi dla tabloidu. Zastanowili mnie ci „prawicowi moralizatorzy” (jak rozumiem miał to być docinek pod adresem Ziemkiewicza). Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają, że Misiek sam kiedyś był prawicowym moralizatorem i czynnie udzielał się w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym (nawet fruwał z ryngrafem do Pinocheta). A teraz co? Jakiż to diabeł tak waszmości odmienił? A może to chodzi o to, że za prawicowość „nikt już nie wybula” i człowiek nawet porządnego zegarka nie jest sobie w stanie kupić?
6. Również nad Łabą sezon ogórkowy w pełni. Oczywiście każdy ekscytuje się humbugami na miarę swoich możliwości. W Polsce za sensację robi poseł Prawa i Sprawiedliwości, który jechał 115 km/h ekspresówką (jak rozumiem, powinien samochód pchać, najlepiej na zaciągniętym hamulcu ręcznym, żeby nie miał za łatwo) oraz pijany pies, który jeździł koleją. A nie, przepraszam – koleją jeździ Ewa Kopacz (podobno na trzeźwo), a pies trafił na OIOM. Tymczasem w Niemczech pan Jens Mattern, nie miał już co napisać, więc napisał, że Polacy wprost nie mogą się nachwalić Angeli Merkel i najchętniej nosiliby ją na rękach. „Jak wynika z sondaży Angela Merkel jest[w Polsce] najpopularniejszym zagranicznym politykiem” – pisze niemiecki dziennikarz. Poza tym, Polacy podobno nie boją się już potęgi Niemiec i wcale nie wzrusza ich los Greków, których minister finansów RFN W. Schäuble powoli rozbiera do naga. Mattern nie omieszkał też przypomnieć kuriozalnej deklaracji nie mniej kuriozalnego ministra R. Sikorskiego, który w 2011 r. twierdził, że „mniej boi się niemieckiego przywództwa, niż niemieckiej bezczynności”. Jak pamiętamy podlizywanie się Niemcom nic Sikorskiemu nie dało i nie został szefem unijnej dyplomacji, o czym tak bardzo marzył „wśród bezsennych nocy”. Radek stołka nie dostał, ale, jak widać, kabotyństwo byłego szefa MSZ do dzisiaj odbija nam się czkawką.
7. Okazuje się, że 6 sierpnia ma zostać odprawiona Msza Św. w intencji Bronisława Komorowskiego (!). Ciekawa sprawa, bo choć ustępujący prezydent deklarował się jako wierzący i praktykujący katolik, to jego decyzje, jako głowy państwa, bywały dalekie od nauczania Kościoła, by przypomnieć podpisanie ustawy o in vitro. Zapytany o całą sprawę, ksiądz A. Seniuk (delegat kardynała Kazimierza Nycza ds. Kultury) wyjaśnił, że z prośbą o Mszę wystąpiło „wielu wiernych”. Hmmm... Kto by przypuszczał, że wśród byłych żołnierzy WSI jest aż tylu pobożnych katolików.
8. Panowie Lis, Władyka, i Wołek jak co piątek byli gośćmi Jacka Żakowskiego w radiu Tok FM. Generalnie odchodziły te same gorzkie żale, co zwykle. Że jak PiS dojdzie do władzy, to – by zacytować kabareciarza Roberta Górskiego – „A. Macierewicz w skórzanym płaszczu będzie urzędował na Szucha; Monice Olejnik ogolą głowę”, a Annie Grodzkiej – brodę. I tak na przykład Lis się frasował, że „Sama gadka o tym, co się zrobi z bankami spowodowała, że ich akcje spadły już o 10 procent!”, a Wołek głowę sobie psował zastanawiając się jak będzie wyglądała prezydentura Andrzeja Dudy (oczywiście będzie katastrofa, tragedia i koniec świata). Nawiasem mówiąc, ciekawa sprawa z tymi bankami. Skoro ich akcje spadły, to może oznaczać, że inwestorzy uważają, iż po dojściu PiS do władzy banksterzy stracą możliwość bezkarnego strzyżenia polskich klientów, więc lepiej zawczasu wycofać się z interesu. To by akurat była dobra wiadomość. Poza tym te banki nie są przecież polskie, bo to tak naprawdę krajowe file podmiotów zagranicznych, więc nie wiem dlaczego Lisa tak martwi spadek ich akcji. Nie będzie miał kto wykupywać reklam w „Newsweeku”? Zresztą mniejsza z tym. Ciekawsze jest to, że o ile Lis, Władyka i Wołek pytlowali jak zwykle i straszyli PiS-em, to odniosłem wrażenie, że Jacek Żakowski starał się być obiektywny (w każdym razie bardziej, niż zwykle). Czyżby pan Jacek zrozumiał, że nadchodzącej zmiany nie da się powstrzymać i powoli starał się ewakuować z tonącej łajby?
9. W tym tygodniu staliśmy się świadkiem spektakularnego upadku kanclerz Angeli Merkel. Otóż pani kanclerz wpadła pod stół w przerwie opery „Tristan i Izolda”, która zainaugurowała Festiwal Wagnerowski w Bayreuth. Przyczyną nie było jednak wino reńskie (pani kanclerz piła akurat kawę), tylko krzesło, które nie wytrzymało ciężaru autorytetu Angeli Merkel i załamało się po nią. Pani Merkel potłukła sobie tę część ciała, którą zazwyczaj człowiek sobie tłucze podczas upadku, ale była dzielna i nic nie dała po sobie poznać. Krzesło naprawiono, a szefowa niemieckiego rządu spokojnie dokończyła kawę. Morał z tej historii jest taki, że nie ważne – szef wielkiego mocarstwa, czy zwykły człowiek, wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Prawa grawitacji.
Inne tematy w dziale Polityka