payssauvage payssauvage
3005
BLOG

Jak Dominika Wielowieyska „zaorała” Ryszarda Petru ws. 500 +

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 21

Zastanawiam się czasem, dlaczego dziennikarze tak bardzo nie lubią Ryszarda Petru. I nie chodzi mi tutaj wcale o tych, którzy krytycznie oceniają jego samego, lub jego partię, ale o tych, którzy zapraszają go do programów telewizyjnych, albo radiowych i przeprowadzają z nim te wszystkie wywiady. Wiem, że niektórym wydaje się, że dla lidera Nowoczesnej to jest szalenie korzystne, ponieważ promuje go to i utrwala w opinii publicznej jego wizerunek ważnego polityka, ja jednak uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Zaprosić Ryszarda Petru do telewizji, czy do radia i pozwolić mu mówić to tak, jakby dać brzytwę… No już mniejsza z tym komu, bo nie chodzi o to, żeby tutaj kogokolwiek obrażać.

Napiszę więc inaczej – ilekroć jestem świadkiem medialnych popisów pana Petru, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mam do czynienia z człowiekiem, który nigdy nie miał do czynienia z bronią, a któremu ktoś nieopatrznie dał do ręki naładowany rewolwer. To naturalne, że taki ktoś z zaciekawieniem bierze taki przedmiot do ręki, dokładnie go ogląda ze wszystkich stron, oswaja  się  z jego kształtem i wagą. Najbardziej ciekawi go to, że ten zagadkowy metalowy artefakt ma z przodu taką długą rurę. No i on się zastanawia po co, i co ciekawego może stamtąd wylecieć. Łapie więc za tę rurę, grzebie palcem w środku, przykłada raz jedno, raz drugie oko do jej wylotu, ale dalej nie wie o co chodzi.  W końcu dostrzega, że tam dalej jest też taki dziwny dzyndzel i ciekawe co by było, gdyby na ten dzyndzel nacisnąć. No więc naciska, a efekty są nietrudne do przewidzenia. Oglądamy jest na ekranie telewizora, albo słyszymy w radiu, a potocznie nazywa się to „masakra”.  

Ostatnio mieliśmy do czynienia z taką sytuacją w programie „Gość Radia Zet”, do którego prowadząca, Monika Olejnik zaprosiła lidera Nowoczesnej. Zresztą, oglądając ten wywiad w Internecie (dłuższy od radiowego i oprócz fonii dysponujący również wizją, czego już nie można powiedzieć o gościu pani Olejnik) przypomniałem sobie bajkę Ignacego Krasickiego o ślepym i kulawym. Pomyślałem, że tak właśnie mogłaby wyglądać ich rozmowa, gdyby ślepy był liderem partii, a kulawy lewicowym dziennikarzem. Jak pamiętamy utwór Krasickiego kończy się dość drastycznie: „i ślepy i kulawy zginęli pospołu”. W przypadku rozmowy  Petru z Olejnik na szczęście obeszło się bez ofiar śmiertelnych, co nie zmienia faktu, że i polityk, i dziennikarka pospołu się ośmieszyli. Otóż w pewnym momencie Monika Olejnik zapytała Ryszarda Petru dlaczego twierdzi on, że Donald Tusk „uciekł”, na co Petru zaczął się jąkać w odpowiedzi, bo wyszło na jaw, że nie wie, czego właściwie przewodniczącym jest Tusk (cały czas powtarzał propagandowy slogan „prezydent Unii Europejskiej”). A najlepsze było to, że kiedy w końcu Petru jakimś cudem dobrze trafił („przewodniczący Rady Europejskiej”), to Monika Olejnik zaczęła mu wmawiać, że Donald Tusk jest szefem... Rady Europy (która jest organizacją międzynarodową, a nie organem Unii Europejskiej). W końcu „nowoczesny Rysiek” odpowiedział zrezygnowany: „To możemy wyguglować”. Naprawdę polecam to obejrzeć, bo warto…

Jakby mało jeszcze było nieszczęść, to nowoczesnego Ryśka jakiś czas potem pogrążyła Dominika Wielowieyska, inna sprawa, że raczej nie intencjonalnie. Otóż Petru zarzekał się  u Olejnik, że rząd nie ma skąd brać pieniędzy na program wsparcia dla polskich rodzin, a „500 + ma finansowanie tylko na ten rok.” No, a potem, panie, to już czarna otchłań. I oto minęły dwa dni, a Dominika Wielowieyska napisała tak: „PiS mówi, że nie było do tej pory tak kompleksowego systemu wspierania rodzin i na tak szeroką skalę. To polityczny mit. Taki system istnieje. To inwestycja, na którą rząd PO-PSL wydał więcej niż PiS na program 500+.  Polityka rodzinna pochłaniała za czasów rządu PO-PSL między 34-36 mld zł rocznie, a więc o wiele więcej niż kosztujący w tym roku 17 mld zł program 500+. Była jednak podzielona na kilka segmentów i nie jest tak prosto pokazać ją opinii publicznej jak chwytliwe hasło 500 zł na dziecko.” No to skoro na tę „inwestycję” przeznaczano ponad dwa razy więcej pieniędzy, niż teraz planuje wydać PiS, i nie tylko budżet się nie zawalił, ale nawet jeszcze starczyło na ośmiorniczki, policzki wołowe i na sute pensje dla krewnych i znajomych królika (bo „tylko idiota pracuje za 6 tys. zł”), to tym bardziej katastrofa finansów publicznych nie grozi nam teraz. To chyba logiczne?

Ja już nie wnikam w to, czy wyliczenia, którymi posługuje się Wielowieyska mają sens, czy też są wzięte z… No, powiedzmy – z sufitu. Chodzi mi o co innego, a mianowicie o nieudolność opozycji (zaliczam do tego grona również lewicowe media, z Czerską na czele) przejawiającą się już nie tylko w nieznajomości epokowych osiągnięć III RP (najpierw nam wmawiają, że stołek dla Tuska to największe osiągnięcie Polski, co najmniej od czasów wiktorii wiedeńskiej, a potem nawet nie potrafią powiedzieć, co to właściwie za fucha, co ją Donek dostał), ale przede wszystkim w karygodnym braku koordynacji. Trzeba się zdecydować, panie i panowie, czy demonizować 500 +, jako nieodpowiedzialne rozdawnictwo, które zdemoluje nam budżet, czy raczej przedstawiać je, jako nic nie znaczące wsparcie, które nie może się nawet równać z „kompleksowym systemem wsparcia rodzin” (chyba głównie swoich), którym nas uszczęśliwiała Platforma z peezelem. Nawet, jeżeli wersja, którą wybierzecie nie będzie –  jak to zwykle u was – miała wiele wspólnego z prawdą, to przynajmniej nie będziecie się ośmieszali tak, jak teraz.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka