Marta Wawrzyn Marta Wawrzyn
54
BLOG

Profesorowi, o Profesorze, z Profesorem...

Marta Wawrzyn Marta Wawrzyn Kultura Obserwuj notkę 26

Zawartość notki: tajemnica rozwiązłości Profesora z Florencji, urocze obrazki z Italii (by pluszak) plus rozważania na temat terminu wrześniowej imprezy z Profesorem w roli głównej maskotki. Zapraszam!


Jak każdy salonowiec wie, nasz ulubiony prawdziwy Europejczyk, Profesor z Florencji, jest wstrętnym kosmopolitą, socjalistą, lewakiem i libertynem, który za nic ma porządnych ludzi, konserwatywne wartości Kaczej Rzeczpospolitej oraz polskie rodziny i ich ligę. Tradycja jest mu do tego stopnia obca, że od pięknego miasta stołecznego Krakowa woli PRL-owski wrzód na zdrowym organizmie wolnej Polski - Warszawę (tfu!).


To rzecz oczywista, nad którą nie warto deliberować. Ważne jednak, by spróbować tego człowieka zrozumieć. I pokazać mu, że prawdziwe chrześcijańskie, nadwiślańskie serca pełne są miłości dla odmieńców. Poza tym... Czy wpadło Wam kiedykolwiek do głowy, że istnieje szansa, iż to wszystko nie jego wina? Że ktoś go sprowadził na manowce, a on biedny tkwi w tej matni, miotając się na wszystkie strony i wypatrując ratunku? Nie bylibyśmy godni nazywać się obywatelami IV RP, gdybyśmy nie mieli nadziei, że taka właśnie jest prawda.


Owego ostatniego płomyka nadziei kurczowo się trzymając, zdecydowałam się poszukać u źródła. W koszmarnie gorącym, koszmarnie europejskim kraju, pełnym porozbieranych do rosołu ludzi, którzy pewnie nawet w Boga nie wierzą. Z koszmarnie brudnego, koszmarnie zatłoczonego placu pod dworcem we Florencji odjeżdża koszmarnie pomarańczowy autobus nr 7. Jedzie wprost do wnętrza piekieł, mijając ich przedsionek: San Domenico di Fiesole.


W tej obrzydliwie uroczej mieścince znajduje się Europejski Instytut Uniwersytecki, gdzie wkłada się niewinnej młodzieży przemocą unijne (standardowe, a jakże!) trociny do głowy. Atmosfera tam panująca jest tak obrzydliwie europejska, że prawdziwy Polak szybko nabiera ochoty rzucić się pod pierwsze z brzegu auto (niestety, tam prawie nic nie jeździ). Nawet jak jest pusto i nie ma nikogo, wprawny polski nos wyczuwa ducha tego starego zbereźnika, Roberta Schumana. Nie wierzycie? No to zobaczcie obrazki!


Ledwie człowiek znajdzie się w obrębie instytutowych włości, już go atakuje homoseksualna propaganda w postaci pokolorowanego na tęczowo karzełkowatego autka.



Minąwszy parking z tymi wszystkimi ohydnościami, natykamy się na gigantyczne wejście do gigantycznej willi. Wszystko byłoby OK, budynek ma swoje lata, dzięki czemu czyste polskie serce radowałoby się, gdyby nie... cholerne szklane drzwi z jakimiś bajerami! Nowoczesność... Fuj!



Następnie przechodzi się przez wielką pustą halę, gdzie tylko przeklęty duch Schumana się błąka, by dojść do czegoś, co daje nadzieję na normalność. Dziedziniec. Prawie jak Collegium Maius - raduje się zachwycona dusza konserwatysty.



A tu... klops. Okazuje się, że dziedziniec służy wyłącznie do zmylenia przeciwnika! Za nim schowany jest bowiem kolejny dziedziniec, na którym umieszczono perwersyjną wystawę rzeźb, które wyszły spod dłuta samego Szatana.





Na własnej skórze przekonałam się, jak łatwo w takim otoczeniu stracić panowanie nad sobą!



Jeśli zaś komuś nie wystarczą nieobyczajne rzeźby, poniższy widok z instytutowego podworca po prostu musi sprawić, że pokocha zło.



Tak zdemoralizowany wtargnie do miejsca, w którym przebywać nie powinien.



Ponieważ twórcy tego szatańskiego przybytku zdali sobie w ostatniej chwili sprawę z tego, że niektórym może być ciężko przez to wszystko przejść, otworzyli na oścież kościół. Tu zbłąkana dusza może znaleźć ukojenie i pomodlić się za nieszczęśników, którzy całe swoje życie muszą spędzać w tym przeklętym miejscu. Albo obejrzeć z bliska miejsce pracy księdza:)



Wszystkie te okropności należy wieczorową porą odreagować w "stołówce uniwersyteckiej" Profesora, w której mają najlepsze tiramisu we Wszechświecie. Czyje to dzieło - lepiej nie pytać. Następnie zaś należy zwiać na dół, do miasta. Tam co prawda też pełno okropności i pokus, ale przynajmniej wokół dużo ludzi, więc jakby co uratują nas z objęć Szatana. Główny Szatan, podrabiany zresztą, okupowany jest przez rzesze Amerykanów.



Podobnie jak miejsce spoczynku Mistrza Wszystkich Szatanów.



I takie oto szatańskie miejsce.



Tu już jest pusto, ale to tylko dlatego że daleko za miastem.



Z tego wszystkiego wieczorami zdemoralizowane do cna damy rzucają się w miejscu publicznym na nieznajomych mężczyzn. I zostają w ich ramionach do rana.



Teraz wierzycie, że Profesor po prostu nie ma wyboru? Dopóki go nie wyrwiemy z tego przeklętego miejsca, pozostanie rozwiązłym libertynem i poligamistą zakochanym w Warszawie, Brukseli, Nowym Jorku i nie wiadomo czym jeszcze.


Ale jest płomyk nadziei! We wrześniu Professore przybywa do Polski. Jak mi się zwierzył, w starym kraju będzie w dniach 22-26 września. W Warszawie niestety. Koniecznie musimy w tym czasie znaleźć sposób, by popracować nad jego może jeszcze nie skazaną na potępienie duszą. A mówiąc po ludzku: impreza będzie!


Ponieważ i tak nie pasuje mi żaden termin, w związku z czym będę musiała sobie znaleźć zastępstwo w pracy, proponuję taki, który powinien spodobać się w miarę wszystkim pozostałym - tj. sobotę (22.09) wieczorem. Postaram się dotrzeć, choć czarno to widzę. Fifty-fifty najwyżej. Napiszcie, czy OK, czy też wolelibyście np. niedzielę.


Pozostaje jeszcze jedna kwestia do ustalenia - miejsce. Krakowskim zwyczajem zaproponowałabym jakąś knajpę albo najlepiej wszystkie knajpy po kolei, ale się nie znam na stołecznych knajpach i nie wiem, czy w ogóle w tym mieście istnieje jakiś znośny lokal, z którego nie wywalą nas o północy, bo oni zamykają, bo spać już muszą iść. Nie wiem. Dlatego kwestię wyboru miejsca z przyjemnością zwalam na warszawiaków. I Gniewomira, rzecz jasna.


Profesorze, nawrócenie na prawdziwe wartości i jedyne słuszne poglądy już blisko!

kontakt mailowy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Kultura