Wszyscy dziś rozprawiają o Rzeczniczce Praw Dziecka, która chce posłać teletubisia do psychologa – żeby ten ustalił „orientację seksualną” Tinky Winky, a ja przy tej okazji opowiem o zjawisku stokroć groźniejszym od – ewentualnego – homoseksualizmu misia, a nawet groźniejszym od - ewentualnego – szaleństwa pani Rzecznik. Też mówić chcę o perwersji – o perwersji publicystycznej. Otóż, perwersja - jak uczy nas słownik PWN - jest to zboczenie płciowe, czy inne odchylenia reakcji psychicznych w zakresie popędów, w sferze myślowej i uczuciowej, a także przewrotność i wynaturzenie. Gdy więc - weźmy męski punkt widzenia - kogoś nie porusza widok gołej kobiety, a porusza za to widok - bo ja wiem? - kaktusa, bobra czy deski do prasowania - śmiało możemy zakładać, że mamy do czynienia z perwersją. A co można powiedzieć o publicystach, którzy z wyniosłym lekceważeniem odnoszą się do sprawy "inwigilacji prawicy" czy "taśm Oleksego", egzaltując się za to humbugiem w rodzaju "rury Wassermana"? Mamy tu najwyraźniej do czynienia właśnie z jakąś „publicystyczną perwersją” - jeśli publicyści są szczerzy i egzaltują się naprawdę. Jeśli szczerzy nie są – w grę wchodzi próba indukowania perwersji odbiorcom, przez odwracanie ich uwagi od rzeczy ważnych i kierowanie jej na jakieś dziwactwa. A najsmutniejsza jest w tym wszystkim łatwość z jaką publiczność perwersyjnym publicystom ulega. Robienie „tematu dnia” z wypowiedzi Sowińskiej to też przejaw perwersji publicystycznej. Ostatecznie bez trudu można wskazać 10 ważniejszych tematów do omówienia. Co napisawszy sam oddam się perwersji i powiem, co myślę o sprawie Tinky Winky ...
A więc: czy ci, którzy – w imię postępowości – natrząsają się z Sowińskiej nie popełniają aby błędu? (lub – czy aby nie przesadzają z hipokryzją?). Przecież, wypowiedź Sowińskiej całkiem nieźle wybroniłaby się na gruncie teorii, którym – jak raz – często hołdują kręgi, których przedstawiciele dziś z pani rzecznik szydzą. Bo czy tropienie homoseksualizmu u teletubisia jest naprawdę czymś zasadniczo „głupszym” od tropienia „seksizmu” w reklamach, czy od tropienia „dyskryminujących stereotypów płciowych” w podręcznikach szkolnych? Czy doszukiwanie się gejowskich odniesień w programie dla dzieci, jest bardziej idiotyczne od doszukiwania się homoseksualnego tła w dziełach literackich? A z tego ostatniego utrzymują się dziś przecież całe dziedziny akademickie! Kazimiera Szczuka – na przykład – zrobiła pederastę z Rzeckiego (1), i nie tylko nie miało o to do niej pretensji jej kółko ideowe (z Sowińskiej kółko pewnie dziś „drze łacha”), ale jeszcze pochwalili Szczukę na jednym z gejowskich portali (że niby odwojowuje kulturę dla homoseksualizmu...). Doprawdy – rzecznik Sowińska jest nowocześniejsza bardziej, niż się to niektórym wydaje...
A co do meritum sporu... Cóż, powiedzmy to sobie wprost: Tinky Winky jest gejem. Być może nie był nim jeszcze w sobotę, ale dziś – już jest. Ostatecznie Tinky Winky nie posiadał określonej (czy trwale nieokreślonej) „orientacji seksualnej”. Jego „orientacja” jest konstruktem społecznym – ma taką „orientację” jaką mu się przypisze, a właśnie przypisano mu homoseksualizm. I nie da się już tego odkręcić, a przynajmniej nie będzie to do odkręcenia łatwe. Dalsze dywagacje na ten temat pozostawiam miłośniczkom teorii mówiących o tym, jak to podmiot konstruowany jest społecznie, w odniesieniu do „realu” teorie te są mocno dęte, ale gdy idzie o wirtualnego teletubisia...
PS
W związku z wypowiedzią Sowieńskiej o teletubisiu modne stało się poszukiwanie kryptogejostwa u bohaterów bajek, ofiarą poszukiwaczy padł też Gargamel (że niby mieszka sam z kotem i ugania się za Smerfami). Jest to rozpoznanie błędne. Postać Gargamela to przykład krypto-propagandy antysemickiej. Gargamel ma ostro semickie rysy, nosi coś w rodzaju hałata, za Smerfami – owszem – goni, ale nie w celach erotycznych: Smerfy są mu potrzebne do jakiegoś obrzędu magicznego, co przywołuje skojarzenia z mordem rytualnym (Żydzi byli powszechnie kojarzeni z magią). Samo imię „Gargamel” jest semickie – posiada „boski” sufiks „el” obecny w wielu imionach żydowskich (Ezechiel, Samuel), a także – na gruncie kabalistyki – w imionach aniołów i demonów (Azrael, Samael). Bez wątpienia – Gargamela pod lupę powinni wziąć aktywiści „Otwartej Rzeczypospolitej”...
1) „Największym (oprócz doktora Szumana) mizoginem w powieści jest poczciwy Rzecki. Nie-wątpliwie zakochany w Stachu, sypiał z nim kiedyś w jednym łóżku, wyczekuje go tęsknie, przytula się do niego, obejmuje i — być może — umiera z rozpaczy po jego odejściu. Dla Rzeckiego Wielkim Innym jest Napo-leon, a Stach, mający spełnić rolę wybawiciela kraju, jest niewątpliwie jego namiastką. Ale Rzecki ma prócz tego swoje żołnierskie wspomnienia („pamiętasz Katz, stary druhu”), w których tak wiele łączy go z kolegami wojakami. Co prawda Rzecki zakochuje się w pani Hele-nie, ale natychmiast zaczyna aranżować jej małżeństwo z Wokulskim, co może spełnić funkcję uwspólnienia obiektu erotycznego” – Kazimiera Szczuka, Kopciuszek, Frankenstein i inne.
Inne tematy w dziale Polityka