tad9 tad9
57
BLOG

między spiskiem a żywiołem - początki III RP

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 60
    Minęła niedawno rocznica wyborów z 1989 roku, przy tej okazji odżyło pytanie: czy aby „transformacja ustrojowa” nie była efektem spisku? Czy przy „okrągłym stole” nie doszło do zmowy „różowych” z „czerwonymi”? Są tacy, którzy twierdzą, że tak właśnie było. Oczywiście obok spisku mamy inne możliwości, na przykład manipulacje (gdy jedna strona manipuluje drugą, trudno mówić o zmowie), czy poczciwe negocjacje w trakcie których negocjujący dochodzą do takiego czy innego porozumienia. I ta ostatnia możliwość jest – jak łatwo zgadnąć – ukochana przez wrogów spiskowej teorii „okrągłego stołu”. A w poczet tych wrogów zalicza się też profesor Marcin Król, który – poza innymi – ma i tę zaletę, że za „okrągłym stołem” siedział. Celem pognębienia spiskologów prof. Król spisał swoje wspomnienia z obrad, dał im tytuł "„Polityka jako żywioł” i wydrukował rzecz w piśmie „Res Publica Nowa” (był to – zresztą – cały numer antyspiskowy). Ze wspomnień profesora obrady „okrągłego stołu” jawią się jako ledwo kontrolowany chaos. Oddajmy mu głos:

"Nieoczekiwanie najważniejsza okazała się grupa polityczna, którą z naszej strony kierował Bronisław Geremek, a ze strony władzy Janusz Reykowski. Dochodziło między nimi naturalnie do licznych starć, w czasie których starali się zachować formułę ""Pan"" co nie było całkiem naturalne, gdyż uprzednio chodzili do tej samej grupy w przedszkolu".

A potem - pełny żywioł:

"I tak już w trakcie zaawansowanych obrad Janusz Reykowski nieoczekiwanie przedstawił zupełnie nową koncepcję prezydentury. Dla nas oczywiste było, że chodzi o generała Jaruzelskiego, chociaż w trakcie rozmów to nazwisko nie padło. Musieliśmy jakoś zareagować, tym bardziej, że widać było, że im na tym prezydencie bardzo zależy. Trzeba było wynaleźć coś, na czym nam by również zależało, i co dla nas byłoby korzystne. Nie pamiętam już, kto wpadł na pomysł powołania Senatu i to w całkowicie wolnych wyborach. Pomysł ten spotkał się stosunkowo szybko z aprobatą strony przeciwnej"

Dalsza cześć opowieści o Senacie:

"W trakcie kolejnych negocjacji na temat uprawnień Senatu ustaliliśmy, że decyzję Senatu zmieniającą decyzje Sejmu, Sejm będzie musiał przegłosować dwoma trzecimi głosów. Ale przepisująca wieczorem te ustalenia maszynistka pomyliła się i zamiast 2/3 napisała 3/5, co dla nas było oczywiście korzystne, bo oznaczało 60, a nie 66 procent w Sejmie. Następnego dnia Bronisław Geremek świadomy tej pomyłki twardo bronił trzech piątych podczas obrad całego stołu politycznego, i tak zostało aż do uchwalenia Konstytucji" (Marcin Król, Polityka jako żywioł, ResPublica Nowa, lato 2005)

    Tak to wygląda u profesora Króla: historię lepi się na bieżąca, z tego, co się akurat nawinie pod rękę, do tego swoje pięć groszy dodaje do tego przypadek. Czy można nie zaufać naocznemu świadkowi? Rzecz w tym, że są i inni świadkowie. Co wyłania się z ich relacji? Zatrzymajmy się przy Senacie... Od 1987 roku trwały spotkania emisariuszy PRL-owskich władz z przedstawicielami Kościoła. Ze strony władz głównym rozmówcą był Stanisław Ciosek, Kościół reprezentowali biskupi Orszulik i Dąbrowski (ten drugi, jak dziś wiemy był - co najmniej przez kilka lat - tajnym współpracownikiem bezpieki o pseudonimie "Ignacy"). Z rozmów strona kościelna robiła notatki, część z nich biskup Orszulik przedstawił publiczności w książce „Czas przełomu”. Są to notatki nadzwyczaj ciekawe. Na przykład notatka z rozmów z 3 czerwca 1988: "Ciosek powiedział, że jest rozważana idea powołania Senatu lub izby wyższej parlamentu. W Sejmie koalicja rządząca zachowałaby 60-60% miejsc. Natomiast w Senacie byłoby odwrotnie. Senat miałby prawo wnioskowania, aby kontrowersyjne decyzje Sejmu ponownie poddać pod głosowanie, przy czym powinny one wtedy uzyskać większość 2/3 głosów". Albo - notatka z 24.08.1988. Wypowiedź Kazimierza Barcikowskiego: "na szczycie byłby prezydent, poniżej Senat (w którym byłby podział sił: 1/3 koalicja rządząca, 1/3 ludzie Kościoła, 1/3 - ludzie niezależni), jeszcze niżej parlament, w którym koalicja rządząca miałaby 60%, a opozycja i "nasi bezpartyjni przyjaciele" - 40%" (cyt. za: Antoni Maciarewicz, Rzecz o przełomie, Głos 1138-1139)

    No cóż - jakby nie patrzeć Marcin Król z kolegami w trakcie spontanicznych narad i burz mózgów doszedł do rozwiązania, które - niemal idealnie - wpisywało się w scenariusz opracowany przez "stronę rządową" - co najmniej - rok wcześniej (swoją drogą - wielka szkoda, że prof. Król nie pamięta, kto wpadł na pomysł z Senatem...). Dodajmy, że już rok wcześniej "strona rządowa" najwyraźniej znała wynik ustaleń "okrągłego stołu" - jeśli chodzi o rozkład sił w parlamencie (60-65% miejsc dla "strony rządowej", reszta - inni). Czy nie ujmuje to obradom przy „okrągłym stole” żywiołowości? Moim zdaniem – ujmuje, jeśli pominiemy hipotezę, że pomysły „strony rządowej” z 1988 i pomysły prof. Króla i jego kolegów z 1989 zbiegły się tzw. fuksem. Taką możliwość – przykro mi – wkładam między bajki. Moim zdaniem „strona rządowa” przy „okrągłym stole” grała, a „strona społeczna” tańczyła w rytm tej melodii – niezależnie od tego, co się jej wydawało.

    Pozostaje jeszcze historia sekretarki, która - myląc się podczas przepisywania dokumentu - wpłynęła na bieg historii (zakładam, że anegdota o sekretarce jest autentyczna). Czy to możliwe, by coś podobnego mogło się zdarzyć? Czy "strona rządowa" mogła zgodzić się na podobną "wyrwę" w swoim planie? Myślę, że - tak. O ile błąd sekretarki mieścił się w ramach "warunków brzegowych" scenariusza "strony rządowej". Nie twierdzę, że ustalenia „okrągłego stołu” pozbawione były zupełnie cech realnych negocjacji, czy, że nie motał przy stole przypadek. Idzie jednak o proporcje udziału „planu” i „żywiołu”, „spisku” (może lepiej – „manipulacji”) i „negocjacji”, a także o to, kto był głównym rozgrywającym, co rozgrywał i jak mu wyszła rozgrywka. A wyszła – doskonale, choć nie bez kiksów. Dziś wiemy, że życie zaskoczyło "stronę rządową". Jak się wydaje komuniści naprawdę nie spodziewali się aż tak mocnego lania w czasie wyborów. Poległa "lista krajowa", nic nie wyszło z projektowanego układu sił w Senacie. A jednak, jak się okazało, to co udało się komunistom osiągnąć zupełnie wystarczyło, by zapewnić im miękkie lądowanie w nowym ustroju. Warunki brzegowe scenariusza zostały utrzymane - dzięki postawie części "strony solidarnościowej" (czyli "lewicy laickiej"), którą to postawę najlepiej oddają słowa Bronisława Geremka "pacta sunt servanta". No cóż – władza wiedziała jak dobrać sobie „negocjatorów”. Jak to powiedział Wojciech Jaruzelski? "Nie było żadnych formalnych gwarancji, oczywiście, że nie. Ale cała filozofia tych działań, rozmów o podziale władzy, była oczywista. Oddaliśmy władzę tym siłom w "Solidarności", których motywem nie była chęć zemsty" (Tina Rosenberg, Kraje w których straszy, s.275)  

No właśnie...

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Polityka