tad9 tad9
81
BLOG

przygody blogera po drugiej stronie lustra (z dziejów Zjednoczon

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 62
    Ludzi można oceniać także po ich wrogach. Nie widziałem Antoniego Macierewicza na oczy (tzn.- na żywo), ale jakże nie czuć do niego sympatii widząc kto go nienawidzi?! Oficjalna propaganda tępi Macierewicza od 30 lat z kawałkiem (choć w międzyczasie zmieniali się jej dyrygenci) i właśnie przeżywamy kolejną kulminację tej zabawy. Tym razem poszło o to, że Macierewicz nadgryzł był WSI - ten matecznik profesjonalizmu i patriotyzmu. Nagonkę z tej okazji możemy oglądać sobie na bieżąco, więc może – dla odmiany – zagłębimy się w odmęty historii? A jest do tego niezła sposobność. Oto, z okazji 19-tych urodzin "GW", otworzyła swoje archiwa dla publiczności. Oczywiście tam wlazłem... Wlazłem, i poczułem się jak Alicja po drugiej stronie lustra... Co prawda nie spotkałem gadających zwierzaków i tym podobnych fenomenów,  ale w czym im ustępuje moralizujący Maleszka ("Czy w polityce nie ma miejsca dla ocen moralnych niezależnych od okoliczności czasu? Owszem, jest miejsce") albo moralizujący Szczypiorski, którego zgon Adam Michnik uczcił wzniosłym tekstem? W niczym... Ale miało być o Macierewiczu i nagonce. Skoczmy więc do roku 1992 i rzućmy okiem na Największą Nagonkę III RP. Przed skokiem – kilka słów wprowadzenia dla najmłodszych czytelników...

    Droga Młodzieży! Wyobraź sobie, że nie ma internetu (It's easy if you try), telefony komórkowe chyba już się pojawiają, ale są większe od stacjonarnych, w TV mamy tylko dwa programy, gazet jest co prawda więcej niż dwie, ale liczy się tylko jedna. O radiu nie ma co gadać - powtarzają w nim to, co telewizja powtarza za Najważniejszą Gazetą w Kraju. A do tego - ludzie zdaje się bardziej ufają mediom. Ciągle działa bowiem mit przełomu - media są już przecież "nasze". Rozumiecie więc chyba, że przy tak urządzonej przestrzeni medialnej nagonki ówczesne miały intensywność dużo większą niż dzisiejsze (niczego dzisiejszym nie ujmując). I w takich właśnie okolicznościach Sejm z głupia frant przyjmuje uchwałę „lustracyjną”...

    Historii tej uchwały dokładnie opisywał nie będę. Interesuje nas to, co działo po jej wykonaniu i to, jak się rzecz cała odbijała na łamach „GW”. A więc,  krótko mówiąc – rozpętało się piekło....  Mieczysław Wachowski i grupa posłów (mn. Jan Rokita i Jerzy Osiatyński) złożyli do prokuratury doniesienie o ujawnieniu tajemnicy państwowej oraz o znieważeniu prezydenta RP (143/92). Inne doniesienie złożył mecenas Henryk Nowicki. Według mecenasa Macierewicz już tylko mówiąc, że uchwałę wykona dopuścił się przestępstwa z art. 166 kk (groźba karalna), groził bowiem obywatelom pozbawieniem ich praw konstytucyjnych. Wiadomość o obywatelskim odruchu mecenasa „GW” opatrzyła w ulubiony sposób, a więc tytułem „pytajnikowym”: „Groźba karalna ministra?” (129/92). Kilka dni później zrobiło się jeszcze groźniej. „Miał być zamach?” – pytała gazeta. „Wiarygodne źródła zbliżone do MSW” twierdziły bowiem, że 4 czerwca minister Naimski postawił w stan wyższej gotowości bojowej Nadwiślańskie Jednostki MSW (133/92). Kolejną sensację dołożył Jacek Taylor z Unii Demokratycznej, który ujawniał, że w MSW "zaraz po otrzymaniu wiadomości o odwołaniu rządu" zaczęło się niszczenie i wywożenie akt i trwało to bite trzydzieści godzin (134/92). Jeśli komuś przypomina to akcje polityczno-medialne, które obserwujemy dziś, to chyba słusznie... Idźmy dalej. Powołano komisję sejmową, która miała zbadać działania lustratorów. Na czele komisji stanął pan Ciemniewski, który bohatersko protestował przeciw uchwale (dziś zasiada w Trybunale Konstytucyjnym). Komisja doszła do wniosku, że wykonanie uchwały „lustracyjnej” nosi znamiona prowokacji politycznej na wielką skalę. W wyniku prowokacji dojść miało do kompromitacji i paraliżu najważniejszych organów państwa, a w rezultacie – władzę przejęliby autorzy „listy Macierewicza” (156/92). Komisja odgrażała się, że postawi Macierewicza przed Trybunałem Stanu (155/92). Ile dziś zostało z tych wszystkich sensacji, zawiadomień prokuratury i stawiania przed Trybunałem – wiecie sami... Dodajmy jeszcze, że korespondenci „GW” donosili, iż świat cały odetchnął z ulgą po upadku rządu Olszewskiego ("Wyglądało na to, że podobnie jak Czechosłowacja Polska ulegnie lustracyjnemu szaleństwu", ale na szczęście sytuację uratował Wałęsa - cytował NYT Jacek Kalabiński).

    Informacjom towarzyszyła oczywiście publicystyka. Adamowi Michnikowi, jak nietrudno zgadnąć wszystko skojarzyło się z „marcem 68” (szczerze mówiąc, nie znam osobnika o równie małym zasobie skojarzeń...). Pisał: „Znam ten zapach. Tę woń pomówień. Pamiętam to uczucie mdłości, gdy w 1968 roku Gomułka insynuował, że Paweł Jasienica był agentem. Teraz znów to poczułem, gdy słucham pewnych wypowiedzi na temat Lecha Wałęsy” (139/92). Michnik przedstawił też „psychiatryczną” teorię wyjaśniającą działania lustratorów: „Byli to kiedyś ludzie dzielni. Jakże blisko – dziś widzę – od dzielności do fanatyzmu. I jak blisko od fanatyzmu do szaleństwa...”. W ogóle zresztą roiło się wtedy od psychiatrów. Nieco wcześniej Jacek Kuroń oświadczył: "Macierewicz postanowił zniszczyć państwo, bo widocznie jest chory" (132/92). A i w odczuwaniu mdłości Michnik nie był odosobniony. Mdłości (i nienawiść) czuł Jerzy Sosnowski, na „liście Macierewicza” znalazł się bowiem jego mistrz – Michał Boni. W artykule pt. „Boni, brednie i dranie” Sosnowski grzmiał: „Uważam, że wobec ludzi, którzy w tak brutalny sposób przekraczają normy cywilizacyjnego, europejskiego (tak!) życia, należy stosować zasadę czasowej lub bezwzględnej infamii, nie czekając, czy ich ofiary zdecydują się na wystąpienie do prokuratora” (144/92). Boni znalazł więcej obrońców.  Tekst pod tytułem "Oskarżony oskarża" przynosił list otwarty, w którym stało: "Umieszczenie na zaakceptowanej przez min. Macierewicza liście nazwiska Michała Boniego, posła KLD (...) uważamy za element walki politycznej. Jako osoby, które z bliska współpracowały z Michałem Bonim w ciągu ostatnich 12 lat odrzucamy te bezpodstawne oskarżenie i jesteśmy przekonani, że zrobi tak każdy, kto miał okazję się z nim zetnkąć" (139/92). List podpisali - między innymi - Bujak, Wujec, Stasiński, Turnau...


    Obok nurtu patetycznego istniał w publicystyce nurt ironiczny. I tu odznaczył się Adam Michnik, który pisał w tekście „Bolek, Lolek i Zapalniczka”: „Donoszę panie naczelniku, że nareszcie wszyscy są zadowoleni. Jacek i Placek, Flip i Flap a także Bolek i Zapalniczka. Kolejna wojna na górze zrealizowała pośmiertne marzenia naszych wielkich rodaków – Feliksa Dzierżyńskiego i Mieczysława Moczara. W końcu wszyscy zostali agentami, choć nie wszyscy są już zdemaskowani i ujawnieni” (142/92). Uderza zresztą osobliwy prymitywizm „nurtu ironicznego”, zwłaszcza, że chodzi o gazetę mieniącą się organem inteligencji. Marek Beylin, na przykład popełnił tekst w stylistyce: „Niedawno odbył się zjazd takich osób, co im Marsjanie świecą po opłotkach. Powinni byli zaprosić Macierewicza, który wyciągnąłby teczki z czwartego wymiaru i udowodnił, że to nie Marsjanie, tylko Geremek lata na miotle i kwasi babom mleko” . Zdaniem Beylina Macierewicza „ciągnie (...) do teczek jak pijaka do wódki, a esperalu na władzę jeszcze nie wymyślono” (153/92). Tekst Beylina polecam uwadze wszystkim, którzy narzekają na anonimowych blogerów opluwających ludzi w internecie. Co do anonimowości... W „GW” funkcjonowała wtedy (i dziś się pojawia) rubryka „Telefoniczna Opinia Publiczna”. Służyła ona do publikowania tekstów, pod którymi wstydziliby się położyć podpis dziennikarze gazety (a nie słyną oni ze wstydliwości). Słowem – w  „TOP” można było poszaleć. I tak też robiono. Mnożyły się tam głosy w rodzaju:

„Co za ulga, że sejm odwołał Macierewicza ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych. Czy posłowie wcześniej nie oglądali w telewizji „Wydarzeń Tygodnia” w którym występował Macierewicz? Nie widzieli tych oczu, nie słyszeli co i jak mówił człowiek płonący ogniem nienawiści do kolegów nie podzielających jego zdania? Ja bym takiego człowieka ze strachu nie wpuściła do własnej kuchni, a co dopiero do państwowej, ministerialnej spiżarni z UB-ckimi zapasami” (147/92)

albo, histerycznie:

"Niech każą mi nosić hańbiącą opaskę z sierpem i młotem, niech utworzą humanitarne getta, abym nie otarł się broń Boże, swoimi "udeckimi" poglądami o czyste czoła wyznawców słusznej ideologii. Jedno powiem: wstyd mi, że dziś to wszystko dzieje się w moim kraju po tym, co już było i co jeszcze pamiętam" (139/92)

Zdarzały się listy, których stylistyka niechybnie skojarzyłaby się Adamowi Michnikowi ze straszliwym marcem:

 "Najwyższy czas położyć tamę nieodpowiedzialnym wypowiedziom. (...). W czyim interesie jest ten zamęt?" (129/92)

    Tak rodził się i krzepł Wykształciuch Postkomunistyczny. Kiedy znajdą się magistranci, albo doktoranci, którzy zanalizują tamten język? (na prof. Głowińskiego nie liczę...). Zmierzamy do końca, nadszedł czas podsumowań. Ujmę to tak: nagonki polityczne z czasu schyłku PRL-u pamiętam słabiej, i może tu tkwi przyczyna, ale nie przypominam sobie żadnej, która intensywnością i skalą nienawiści przypominałaby tę z 1992 roku (przypuszczam, ż w grę wchodzi strach – komuniści nie bali się do tego stopnia, pewnie – nie bali się wcale). Być może coś podobnego zdarzyło się w marcu 1968? Nie wiem. Nie było mnie wtedy na świecie, a poza tym – czy ja jestem Michnik, żeby mi się wszystko kojarzyło z marcem? Tak, czy owak - kto nagonkę z 1992 roku widział, ten dzisiejszą ogląda z dystansem popijając przy tym piwo (ja wiem, że po wyznaniach premiera wypadałoby napisać „popalając skręta”, ale pozwólcie, że zostanę przy piwie...). Jak bowiem mawiali starożytni Żydzi: „historia magistra vitae est”...


PS

Jeszcze jedna anegdota historyczna. Gdy w 1993 policja dość brutalnie rozbiła demonstrację urządzoną z okazji rocznicy upadku rządu Olszewskiego, w „GW” relacjonowano te wydarzenia pod tytułem „Spałowana nienawiść”. Autorzy Relacji – Piotr Lipiński, i, niestety, Jerzy Jachowicz – sugerowali przy tym, że organizatorzy manifestacji niecnie wykorzystali policję do swoich celów: „Organizowali tę checę Kaczyński, Glapiński, Macierewicz, Parys i Romaszewski, skądinąd parlamentarzyści jeszcze parę dni temu. Policja – zapewne wbrew intencjom swoich zwierzchników – pomogła tym politykom w przedstawieniu Polski jako państwa, w którym dominiuje wrogość między rządzącymi a społeczeństwem”. Wierzcie, lub nie - w "Polityce" nie znalazł się wtedy nikt, kto wspomniałby coś o "dziennikarstwie reżimowym"...
tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (62)

Inne tematy w dziale Polityka