tad9 tad9
61
BLOG

zdrowiejemy?

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 29
    Na początku lat 90-tych z bibliotek miejskich, wiejskich i szkolnych w kierunku papierniczych młynów wyjeżdżały transporty PRL-owskiej literatury. „Polska Ludowa” zaczynała się czystką wśród książek, i czystką się kończyła, tyle, że teraz chodziło o inne książki. Może zresztą podobne rzezie są nieodłącznym elementem ustrojowych przepoczwarzeń, ale darujmy sobie historiozoficzne rozważania i wracajmy do czystki. Otóż, gdy się ktoś przy transportach zakręcił, mógł ocalić to i owo od zagłady, ja się zakręciłem i teraz pyszni mi się na półce a to jakiś ładnie wydany Stalin, a to jakiś Lenin czy inna ciekawostka... Po co o tym wszystkim piszę? Ano dlatego, że dziś kartkując dzieła z tamtej epoki dochodzę do wniosku, że spełniają one kryteria jakie obóz III RP stawia czy to publicystyce, czy to rzemiosłu historycznemu, czy też literaturze. Wszelkie spory rozstrzyga autorytet, jedynie właściwe interpretacje historyczne zatwierdza odpowiednie gremium, literatura zaś dostarcza budujących postaci na wzór. Czy czegoś więcej pragnąć mogą akolici III RP?

    „Historię Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików)” napisano pod redakcją komisji Komitetu Centralnego WKP(b), zaaprobował ją KC WKP(b), a pisana była w stylu: „Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia (bolszewików) przebyła długą i pełną chwały drogę począwszy od pierwszych drobnych kółek i grup marksistowskich (...) aż do wielkiej partii bolszewików kierującej obecnie pierwszym na świecie państwem robotników i chłopów”, itd., itp. w ten deseń... Kto się z wizją „krótkiego kursu” nie zgadzał – szedł do łagru (jeśli nie do piachu) i dzięki temu w ogródku historyków panował porządek że hej... Ideałem obozu III RP byłby pewnie „Krótki kurs historii III RP” zatwierdzony przez Komitet Obywatelski przy Bronisławie Geremku (szło by to pewnie: „Nurty reformatorskie przebyły długą i pełną chwały drogę. Od drobnych kółek i grup partyjnych i bezpartyjnych reformatorów zmagających się z partyjnymi i bezpartyjnymi endekami, aż do – łączącego ludzi o różnych życiorysach – Wielkiego Ruchu Reformatorskiego, który przy Okrągłym Stole dał podwaliny pod III RP”). Historyków-obrazoburców zaś ogłaszano by „nikczemnikami” i „ludźmi podłymi” i cześć... To byłby ideał. A literatura? Może byłoby to coś na wzór „Opowiadań o Leninie” Aleksandra Kononowa? Bardzo wychowawcza rzecz, nadałaby się w sam raz na wzór dla jakichś „Opowieści o Michniku”... Niestety – nic z tego. Nie dość, że w obozie III RP nie powstają dzieła na miarę potrzeb, to jeszcze gadzi łeb podnosi obóz IV RP i bruździ...

    Tu kończymy żarty i zajmiemy się reakcjami jakie wywołuje to „brużdżenie”. Weźmy dwa przykłady. Reakcję profesora Sadurskiego na „Dolinę Nicości” Wildsteina i reakcją Azraela na książkę Cenckiewicza i Gontarczyka o Wałęsie. Reakcje te określę jako strach przed normalnością. Najpierw profesor – należy mu się pierwszeństwo. Pisze Sadurski: (...) w książce Wildsteina jeden z głównych czarnych charakterów nazywa się Bogatyrowicz, ale jak od razu czytelnicy (...) to rozszyfrowali, Bogatyrowicz to w istocie Adam Michnik – człowiek bardzo przez Wildsteina (...) nielubiany. Ale oczywiście o „Bogatyrowiczu” można napisać wszystko, bo to postać fikcyjna, tyle że opisy wymyślone mieszają się w niej z faktami rzeczywistymi. Stąd czytelnicy (może tylko ci nieco mniej wyrobieni) przyjmą, że wszystko co Wildstein napisał o Bogatyrowiczu, można spokojnie przypisać Michnikowi. To pomieszanie fikcji i prawdy historycznej zaburzyło nie tylko przekonania czytelników o konkretnych osobach, ale także ich bardziej ogólną percepcję Polski. (...). Na tym (...) polega cała hipokryzja, towarzysząca tego typu powieściom, mieszającym fikcję z prawdą: ludzie biorą główne wątki za prawdziwe (gdyż kojarzą im się z rzeczywistymi wydarzeniami), a gdy autora złapać na konfabulacji, zawsze może powiedzieć: no co wy, przecież to fikcja literacka? Wątki fikcyjne nieuchronnie nabierają cech prawdziwości dzięki ich gruntownym wymieszaniu z prawdziwymi. (...). Tak zresztą książka Wildsteina była odbierana także przez czytelników generalnie bardziej wyrobionych: Igor Janke przekonywał mnie w blogu chevaliera z wielką powagą: „To jest opowiesć o Polsce, w której żyliśmy (zyjemy) od 89 roku”. Sadurski konkluduje – książka Wildsteina to „zwykłe świństwo- na dodatek grafomańskie”.

    Pochylmy się nad tą krytyką... Otóż, jak łatwo zauważyć Sadurski krytykuje samego Wildsteina tylko w tych partiach tekstu, w których pastwi się nad stylem „Doliny Nicości”. Reszta krytyki to – po prostu – krytyka „dzieł z kluczem” jako takich. Ostatecznie figle na granicy fikcji i faktu to istota dzieł tego rodzaju i albo mamy do czynienia z czymś podobnym, albo nie mamy do czynienia z „dziełem z kluczem”. Gdyby więc postulaty Sadurskiego potraktować poważnie – na świecie ostałyby się, najwyżej „panegiryki z kluczem” (przypuszczam bowiem, że profesor nie ma nic przeciw dziełom sławiącym zakamuflowanych bohaterów). W idealnym świecie profesora Sadurskiego nie byłoby zatem „Doliny Nicości” Wildsteina, ale też nie byłoby „Obywatela Kane” Orsona Wellesa (pozostańmy przy dziełach na które obrażali się magnaci prasowi). Profesorze – czy nie warto znieść „Doliny” (nawet grafomańskiej) dla „Obywatela”?

    Zajmijmy się teraz Azraelem. Otóż, Azrael odkrył wyrafinowany spisek. Pisze: No, zaczyna się. Zaczyna się finał polowania z nagonką, jaki jest prowadzony po cichu, a od kilku tygodni coraz głośniej. Polowania z nagonką na Lecha Wałęsę. A tak naprawdę (...) na cały “układ” (...), który stworzył III Rzeczpospolitą. (...). I nie chodzi tu o sprawy związane z tak zwanym mitem założycielskim III RP - lecz o przejęcie świadomości i pamięci społecznej. Walka idzie o to, aby ukazać dwadzieścia, bez mała, lat wolnej Polski, jako bękarta służb bezpieczeństwa i brudnej umowy, która nie daje moralnego mandatu obecnej władzy. Coraz wyraźniej widać, że sprawa książki duetu historyków IPN, Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka jest tym, na co Salon IV RP czekał długo. I co stara się wykorzystać do maksimum. (...). Książka spółki Cenckiewicz/Gontarczyk od strony formalnej będzie zapewne dobrze zrobiona. (...). Tak jak “Dolina nicości”, powszechnie już obśmiana za napuszony język i grafomanię jest zaczynem “intelektualnym” środowiska skupionego wokół nowego salonu, Salonu IV RP - tak książka Cenckiewicza i Gontarczyka ma być amunicją, na bazie której zostanie napisana na nowo historia III RP. Od dłuższego czasu daje się zauważyć, że następuje konsolidacja ekipy, która chce na nowo napisać historię wolnej Polski, która podpatrując dokonania i działania innych uczestników życia społecznego - buduje własny układ, własny salon. To jest właśnie Salon IV RP. (...). Głównymi ideologami tego układu są profesor Zbigniew Zybertowicz i publicysta “Rzeczpospolitej”, a także autor i prowadzący program “Cienie PRL-u” w TVP I - Bronisław Wildstein. Książka zespołu Cenckiewicz/Gontarczyk jest zapalnikiem i spoiwem tego układu” (...)

Uff..... Przerażające? Nie. Normalne. Obozy ideowo-polityczne tworzą się i toczą spory także na polu interpretacji historii. Cóż w tym nadzwyczajnego? Azrael ze swoim wpisem przypomina mi kogoś, kto w tonie dramatyczno-histerycznym informuje publiczność, że pewien osobnik poszedł do restauracji i zjadł obiad. No więc może i poszedł, może i zjadł, tylko – co z tego? Ostatecznie od tego są restauracje. Widok ludzi w restauracji zaszokować może wyłącznie kogoś, kto w życiu czegoś podobnego nie widział i żył w błogim przeświadczeniu, że jada się wyłącznie w domu, a do tego jest to jakaś czynność sakralna, której uchybienie przynosi nieszczęście. To, co się dzieje dziś na scenie publicznej jest równie „straszne” co spory endeków z piłsudczykami (endeków i piłsudczyków przepraszam za zestawienie z formacją równie paskudną jak obóz III RP, ale na poziomie o który mi chodzi analogia jest na miejscu). Ostatecznie i tamte spory przekładały się na pole historii. Ale czy owo splatanie się badań historycznych z konfliktami ideologiczno-historycznymi nie odbija się aby na jakości produktów dostarczanych przez historyków? No cóż, raz się odbija, raz się nie odbija – różnie z tym bywa. Pierre Gaxotte związany był z „Action Action Française”, jego historia rewolucji antyfrancuskiej wpisywała się w polityczno-ideologiczną bieżączkę, a uchodzi za pozycję klasyczną, z czego z kolei nie wynika, że nie można z nią polemizować. I polemizowano... I tak właśnie wygląda „norma”, a przynajmniej dobrze byłoby, żeby tak wyglądała. A że obozowi III RP to się nie podoba? Cóż, on nigdy nie chciał „normalności”, ale to – doprawdy – nie mój problem... Może wreszcie zdrowiejemy?

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka