tad9 tad9
86
BLOG

czy liberałowie mają kłopot z holokaustem?

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 18

    Nie jestem pewien, czy papież ciągle jeszcze daje ordery obrońcom kościoła, ale - jeśli daje - to większość odznaczonych powinni stanowić ludzie lewicy i liberałowie. Bo czy ktoś potrafiłby wskazać inne grupy pochylające się z równą troską nad kondycją katolicyzmu? Ja, w każdym bądź razie, nie potrafię. Trudno powiedzieć skąd się bierze ta troska. Oczywiście - nawet w dzisiejszych czasach nie można Watykanu lekceważyć. Bo niby tyle się mówi o upadku chrześcijaństwa, a tu niedawno okazało się, że papież ciągle jest w stanie wywoływać krucjaty i to przy pomocy jednego wystąpienia. Zaiste - niewiele brakowało... Co prawda, tym razem byłaby to krucjata muzułmanów przeciw chrześcijanom, niemniej jednak - zawsze krucjata. Więc może tu bije źródło zainteresowania jakim kościół obdarza lewica i liberałowie? Tak czy owak - gdybym źle życzył kościołowi, nic nie cieszyłoby mnie bardziej, niż błędy przez kościół popełniane, lewica i liberałowie tymczasem wciąż nad tymi błędami boleją, więc widać życzą kościołowi jak najlepiej.

    Ostatnio zasmuciło ich wielce zdjęcie ekskomuniki z dwóch tzw. "tradycjonalistów". W tym miejscu odnotujmy, że "tradycjonaliści katoliccy" to bodaj ostatni - przynajmniej na Zachodzie - tradycjonaliści, na których lewica i liberałowie są tak cięci. Inni tradycjonaliści - o ile nie narzucają się za mocno ze swoim tradycjonalizmem osobom postronnym- zyskali status folklorystycznych ciekawostek, a bywa, że i przedstawicieli bogatych a starożytnych kultur. Tymczasem "tradycjonaliści katoliccy" uchodzą nieodmiennie za wyjątkowo niebezpiecznych, już choćby z powodu przywiązania do łaciny. A ponieważ trudno przyjąć, że jakiejś cywilizacji mógłby zaszkodzić jej własny język sakralny, więc kto wie, czy tradycjonalistów nie atakują aby głównie przedstawiciele cywilizacji, której językiem sakralnym nie jest łacina. Ta kwestia wymaga jednak głębszych badań. Wracajmy do lewicowo – liberalnych smutków. 

    Do zasmuconych zdjęciem ekskomuniki zalicza się też lew polskiego liberalizmu -  prof. Sadurski.  Jemu akurat chodzi może nie tyle o dobro kościoła, co o pewną – bo ja wiem?  - niestosowność posunięcia Benedykta XVI. Tak się bowiem składa, że jeden z przywracanych na łono kościoła biskupów jest zwolennikiem teorii rewidujących aktualnie dominującą wersję historii zagłady europejskich Żydów. „Gdy (...) wybitny filozof i polityk, syn narodu niemieckiego Joseph Ratzinger, do Kościoła przywraca człowieka, wsławionego negowaniem faktu najbardziej radykalnej formy zgładzania Żydów przez Niemców w czasie II Wojny Światowej - to można powiedzieć najłagodniej, jest to posunięcie niefortunne” – pisze profesor. Tu pojawia się pytanie: czy historia drugiej wojny światowej jest częścią katolickiej dogmatyki?  O ile mi wiadomo – nie jest, więc karanie biskupa za poglądy w obszarze X represjami w obszarze Y przypominałoby nasyłanie urzędu skarbowego na osobnika niewygodnego dla władzy z przyczyn politycznych. Ale te sprawy zostały pewnie gruntowne omówione w długiej czasie dyskusji, którą prof. Sadurski wywołał swoim wpisem. Ja pójdę w innym kierunku w którym – mam nadzieję – tamta dyskusja nie poszła (nie śledziłem jej). Otóż, interesuje mnie relacja: liberalizm – holokaust, przy tym przez „holokaust” rozumiem tu, jako się rzekło,  „dominującą aktualnie wersję historii zagłady europejskich Żydów”.  Mam wrażenie, że liberał powinien mieć z tak rozumianym holokaustem kłopot.

    Liberał postrzega wszak rzeczywistość z perspektywy indywidualisty. Rozważając zagładę Żydów widzi więc chyba odrębne przypadki indywidualnych ofiar, które dopiero w efekcie ideologicznych operacji zmieniają się w kolektyw śmierci zwany "holokaustem", przy tym owe operacje  należą do tego samego gatunku, co operacje przy pomocy których poszczególnych Żydów zmienić można w "międzynarodowe Żydostwo" (jeśli nie w aż "międzynarodowego Żyda").  To przecież nie przypadek, że "skolektywizowanie" Żydów przez nazistów poprzedzało kolektywny wyrok śmierci.  Prof. Sadurski przyklasnąłby pewnie twierdzeniu, że nazizm nie miałby szans zaistnieć na gruncie liberalizmu, czy jednak na gruncie liberalnym może istnieć opowieść o holokauście podobna do tej, która dziś dominuje? Nie wykluczam, że liberałowie mają te sprawy obgadane i opisane, ale ja tych przemyśleń nie znam, a chętnie bym poznał. Póki co widzę tu jakąś „szczelinę w liberalizmie”. Nie tylko w tym punkcie zresztą. Bo oto w innym miejscu prof. Sadurski pisze: „Joseph Ratzinger nie powinien był uczynić tego, do czego jako Benedykt XVI ma niewątpliwie prawo”. Dlaczego? Bo jako Niemcowi mniej mu wolno. Czy to jest liberalna perspektywa? Śmiem wątpić. To perspektywa kolektywisty, noże nawet perspektywa nacjonalistyczna. Holokaust najwyraźniej „zawiesza” liberalizm.  U prof. Sadurskiego nie idzie to zresztą tak daleko jak u innych. Profesor nie chce, na przykład, karać za „rewizjonizm” a  - w ponoć liberalnej – Unii Europejskiej z tego karania robi się powoli standard. Pytanie – dlaczego? 

    Ostatecznie człowiek to stworzenie dość gwałtowne w związku z czym studiowanie historii ludzkości pod niejednym względem przypomina wizytę w rzeźni. W tej sytuacji penalizacja „rewizjonizmu” jednej tylko rzezi da się sensownie obronić tylko w dwóch przypadkach: albo jeśli uznamy Żydów za rodzaj nadludzi, których zabijanie jest czymś z gruntu odmiennym od zabijania zwykłych śmiertelników, albo jeśli uznamy, że „rewizjonizm holokaustu” jest czymś szczególnie niebezpiecznym. Pierwszy z argumentów – jeśli w ogóle się pojawia – to półgębkiem, więc nie zawracajmy sobie nim dziś głowy. Drugi jest dużo bardziej rozpowszechniony. Często na pytanie: "dlaczego trzeba tępić rewizjonistów" pada odpowiedź: "żeby się nie powtórzyło". Ale czy to uzasadnione obawy? Nie przypuszczam. Stawianie na to, że może się powtórzyć akurat fenomen ponoć zupełnie wyjątkowy wydaje się posunięciem wątpliwym. Przecież do tego trzeba by potężnego antysemityzmu, ten zaś - jak wiadomo - wykwita na podglebiu chrześcijaństwa, a chrześcijaństwo, jak naucza Magdalena Środa, ma się w Europie marnie - jeśli pominąć Polskę, czyli - jak raz - "kraj bez Żydów". Czego więc się bać? Trzeba mieć doprawdy bardzo małą wiarę w podstawy, na których wznosi się Unia Europejska, by lękać się "rewizjonistów".

    Na koniec weźmy się za „antysemityzm”. Prof. Sadurski definiuje go zdaje się jako „nienawiść do Żydów” pisząc przy tym: „nienawiść może być chorobą, grzechem lub głupotą - ale sama w sobie nie jest przestępstwem”. Grzech – to termin religijny, a choroba – medyczny (głupota – jakoś też). Nie bardzo chce mi się wierzyć, że prof. Sadurski wierzy w grzech w sensie religijnym, trzymajmy się więc medycyny. Ostrzegam: medykalizacja antysemityzmu może się źle skończyć. Gdy Leszka Bubla chciano ze dwa lata temu poddać badaniom psychiatrycznym, pisałem, że to rzecz niebezpieczna, bo jeśli się okaże, że Bubel jest niespełna rozumu, to wojujący z nim aktywiści (np. "Otwartej Rzeczypospolitej") wyjdą na osobników handryczących się z wariatem, co chwały nie przynosi. A gdyby psychiatrzy wystawili Bublowi świadectwo normalności, to jeszcze gorzej, bo będzie się nim chwalił, podkreślając przy okazji, że jego oponenci podobnych zaświadczeń pokazać nie mogą (aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby Bubel miał spięcie z  - powiedzmy - OŻPPwGW Markiem Edelmanem i rzecz zeszłaby na kwestę medycznych orzeczeń...). A poza tym - czy można karać za skutki chorób lub upośledzeń? Prof. Sadurski twierdzi, że można – jeśli chory czy upośledzony ogarnięty nienawiścią nawołuje „do przemocy, do popełniania przestępstw przeciw danej grupie”. Czy wobec tego prof. Sadurski byłby za posłaniem do więzienia wariata, który wzywałby do wywłaszczenia przemocą Eskimosów na rzecz pingwinów? (bez wątpienia dałoby się zakwalifikować takie wezwania jako „nawoływanie do popełniania przestępstw przeciw danej grupie”). Nie przypuszczam. Raczej byłby za posłaniem owego wariata do psychiatry. Jest bowiem jakaś gradacja bzdur - po przekroczeniu pewnego punktu mamy do czynienia z czymś już tak karykaturalnym, że aż niegroźnym. Czy z „antysemityzmem” rzecz nie ma się podobnie?

    Trudno na przykład - zwłaszcza będąc Polakiem - zaufać "Protokołom Mędrców Syjonu", skoro w nich stoi, że koleje podziemne budowane są w miastach po to, by je później zaminować, a następnie wysadzić. Coś takiego może łyknąć, powiedzmy, Francuz, ale my? U nas budowa metra idzie jak idzie, więc trzeba by z tego wyciągnąć wniosek, że albo nawet Mędrcy Syjonu nie mogą sobie poradzić z polskim bałaganem (więc co to za potęga?), albo, że postanowili z jakichś powodów Polskę sobie odpuścić (więc może nawet są jej jakoś życzliwi?). A więc coś tu najwyraźniej nie gra.  Ale to "Protokoły", a co z innymi produkcjami antysemickimi, bądź za takie uchodzącymi? Weźmy owych „rewizjonistów”. Obcowanie z ich produkcją może się skończyć tak, jak to miało miejsce w przypadku Ernsta Noltego, który wyznał: "Zacząłem (...) czytać książki, których właściwie nie wolno było czytać i ze zdziwieniem musiałem skonstatować, że ich autorami nie byli wcale wyłącznie "starzy naziści", ale że zostały po części napisane przez skrajnych liberałów i byłych więźniów obozów koncentracyjnych a także, że niektórzy spośród tych autorów dysponowali znacznie bardziej szczegółową wiedzą na te tematy, taką, której właściwie nie można znaleźć w "uznawanej" literaturze (...)" (1). Nolte zyskał na swojej ciekawości tyle, że sam został obwołany antysemitą, ale czy prof. Sadurski postawiłby go w jednym rzędzie z wyznawcami „Protokołów Mędrców Syjonu”? I w to wątpię. Tu więc pojawia się pytanie: kto i dlaczego robi z „antysemityzmu” tak pojemny worek, że mieszczą się w nim i autorzy „Protokołów” i Ernst Nolte i co o tym myślą obrońcy wolności - liberałowie?


Ernst Nolte, Odpowiadam, Przegląd Polityczny 60
 

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka