tad9 tad9
113
BLOG

szaleństwa publicystyczne....

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 13

    Dobrze jest pracować w „GW”. Tak się bowiem składa, że osobnicy, którzy jakoś tam gazecie podpadną okazują się być bez wyjątku albo wyjątkowymi kreaturami, albo – w najlepszym razie – wariatami. Do tego grona dołączył właśnie Michał Cichy, a to w związku z wywiadem jakiego udzielił był „Europie”. Jarosław Kurski (w tekście o jakże oryginalnym tytule „Podłość”) zamknął sprawę krótko: „Perwersja tego wywiadu polega na tym, że został przeprowadzony z osobą, której - co w środowisku dziennikarskim nie jest tajemnicą - nie można obciążać odpowiedzialnością za słowa i czyny. Polemika z opiniami tej osoby byłaby czymś niestosownym.” Tu pojawia się pytanie: kiedy oszalał Michał Cichy? Otóż, musiało się to stać gdzieś pomiędzy 23 grudnia 2006 roku, a 21 lutego 2009 roku. Ta druga data, to data ukazania się naznaczonego ponoć obłędem wywiadu w „Europie”. Ale co z 23 grudniem 2006? Już wyjaśniam: tego dnia „GW” opublikowała artykuł Michała Cichego pt. „Przepraszam powstańców”. Tak się składa, że pisałem o tym tekście w blogu, więc wyciągam rzecz z archiwum:

    „W (...) "GW" mamy prawdziwą bombę: Michał Cichy przeprasza powstańców warszawskich za swój tekst z roku... 1994! (chodzi o słynny artykuł o powstańcach mordujących Żydów). Dwanaście lat to kupa czasu, do tego za oknem mamy grudzień - ani to rocznica wybuchu powstania, ani rocznica jego upadku, co więc nagle napadło Michała Cichego? Co prawda blisko do Świąt, więc może tu jest coś na rzeczy – Cichego ruszyło przed Wigilią sumienie.  Niewykluczone, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.  Artykuł z 1994 roku to nie był żaden wyskok pana Cichego, tylko realizacja polityki redakcyjnej, dziś podobnie - nie mamy do czynienia z poruszeniem sumienia, ale z polityką. Nad przeprosinami Cichego unosi się bowiem, niczym Duch Boży nad wodami, słówko: lustracja. Zdaje się, że w redakcji „Gazety” mocno już czują zbliżającą się falę rewizjonizmu historycznego i – w związku z tym - rzeź autorytetów. Dodajmy też przeczucie końca pół-monopolu „Gazety” na ustawianie dyskursu publicznego.  Bo o czym mówi nam pan Cichy, niby to mówiąc nam o powstańcach warszawskich? Ano, mówi nam, że „nie miał racji” gdy myślał, że „jesteśmy sobie winni przyznanie się do prawdy, choćby była okrutna”, nie miał też racji, wierząc, że „prawda podziała oczyszczająco”. Zweryfikował pan Cichy także swoje przekonanie, co do tego, że „debata jest naczelną cnotą wolnego społeczeństwa, że dzięki starciom odmiennych stanowisk przyszłość będzie lepsza od teraźniejszości”. Cichy stracił też wiarę w wartość dokumentów. Bije się więc w piersi: „Dziś widzę, że mój faktograficzny ton, bogactwo źródeł i przypisów, cała aparatura historiograficzna ukrywały jeszcze jedno – nieczułość”. I, żeby już było zupełnie jasne o co chodzi – w końcu nie każdy czytelnik „GW” „załapie” – rzuca na siebie Cichy najstraszniejszą z potwarzy: „zachowywałem się jak lustrator, przekonany, że prawda ponad wszystko – ponad pokój  i ponad ludzki ból. Miałem stosunek nieubłaganie krytyczny wobec wszelkich świętości. Później dopiero dotarło do mnie, że nie da się deptać świętości, nie depcząc ludzi, którzy je wyznają”. A co do prawdy, to dowiadujemy się, że „nie wystarczy mówić prawdy, żeby mieć rację” (!). Dodajmy jeszcze ten kawałek (bo ładny): Nie ma wydarzeń historycznych bez czarnych kart. (..). Nie uważam już, żeby skupianie się na czarnych stronach życia prowadziło do czegokolwiek dobrego, podobnie zresztą jak znieczulanie się samymi stronami najpiękniejszymi. Nie powinno się milczeć o grzechach, ale należy ich żałować, a nie czerpać satysfakcję z ich wytknięcia”. Piękne prawda? Znowu sobie w „Gazecie” poigrali z powstańcami. Ostatecznie tak, jak w 1994 czymś obrzydliwym było, akurat w 50 rocznicę powstania,  wciąganie powstańców w tryby gazetowej propagandy promującej teorie „polskiego antysemityzmu”, tak dziś obrzydliwe jest wykorzystywanie ich do gazetowych wojenek z lustracją. Nic się nam przez lata pan Cichy nie zmienił, ale – z drugiej strony – kto się po nim, albo po „gazecie”, czegokolwiek spodziewał? Ale skoro Cichy znów wkracza do akcji, to chyba znak, że sytuacja uznawana jest przez „ludzi gazety” za poważną... Czyżbyśmy naprawdę mieli szansę doczekać się lustracji oraz otwartej debaty, która – jak wierzył Cichy dwanaście lat temu, i jak niektórzy wierzą po dziś dzień – jest „naczelną cnotą wolnego społeczeństwa”?”

    Tyle tekst z przed 3 lat... A ponieważ trudno przyjąć, że gazeta tak rzetelna jak „Wyborcza” mogła by karmić publiczność artykułami kogoś, kogo „nie można obciążać odpowiedzialnością za słowa i czyny” tedy wypada uznać, że w grudniu 2006 pan Cichy był jeszcze przy rozumie (aczkolwiek jego tekst wydaje mi się dość dziwny...). No, chyba, że „GW” nie jest aż tak rzetelna, za jaką się podaje i wykorzystała dotkniętego chorobą kolegę.... Na to pytanie mógłby pewnie odpowiedzieć Aleksander Kaczorwoski, który na stronie „Redakcja.pl” pisze (o Cichym): „„Znam Michała od 15 lat. Znam go dostatecznie dobrze, by wiedzieć, co miał na myśli Jarosław Kurski, pisząc w dzisiejszej „Gazecie”, że nie można obciążać go odpowiedzialnością za słowa i czyny. Rozumie to każdy, kto ma rozum, sumienie i odrobinę wrażliwości”. Skoro Kaczorowski tak dobrze Cichego zna, to pewnie wie jak trzeba traktować tekst „Przepraszam powstańców” (i redakcję „GW”), ale czy zechce się podzielić tą wiedzą?



Tekst obrabiany – Michał Cichy, Przepraszam powstańców, GW 23/24.12.20006
 

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka