w tył głowy w tył głowy
178
BLOG

Co robić? - Anatomia wojny z mediami (i nie tylko)

w tył głowy w tył głowy Polityka Obserwuj notkę 4

W poście tym postaram się odpowiedzieć na tytułowe pytanie, zadawane sobie nawzajem przez wielu ludzi spotkanych przeze mnie, tak w sieci, jak i poza nią. Wyjdę z perspektywy czytelnika wpisów w sieci, który rzeczywiście chce coś zrobić poza nią. Który ma już dość konsumowania swojej bezsilności. Który chce wreszcie zacząć walkę.

Podstawowym problemem sieci jest:
a) niszowość i słabe sprzężenie zwrotne ze światem żywych ludzi poza monitorkiem komputerka,
b) zagrożenie tym, że w pewnym momencie ktoś zrobi klik i już nie ma salonu24, blogmediów, niepoprawnych, znikają filmiki na youtube, etc.
Punkt b) to coraz bardziej realne zagrożenie, ale o tym może w następnym poście za jakiś czas, a tymczasem zajmę się problemem a).

Czyli, klasycznie, co robić? Pytanie jest bardzo sensowne, i domaga się konstruktywnej odpowiedzi.

0. Internet

Tylko jeden postulat. Uaktywnić wreszcie sprzężenie zwrotne z rzeczywistością. Jak dotąd w dominującym stopniu przestrzenią odniesienia blogów nie była rzeczywistość za oknem, w mieście, na ulicy (rozmawiałem z tym i tym, załatwiłem to i to, mam dowody takie a takie, tu wreszcie są zdjęcia tego a tego, bo zrobiłem je tam i tam), lecz komunikaty mediów. To skazanie się na rolę wentyla bezpieczeństwa i ujadającego burka, który i tak jest na łańcuchu, więc przecież nie pogryzie. (Szczekaj, szczekaj Azorku, o proszę, patrz, tutaj trupy twojego Pana i Pani ciągniemy, ojej, straszne prawda, takie my złe złodziejaszki!, i co nam zrobisz? nic? ojej, no to naprawdę szkoda, teraz to my jesteśmy twój Pan i twoja Pani, masz tu kość, nie szczekaj, zadław się.) Słyszał ktoś o tym, że do domów ofiar wchodzili bezprawnie? To już! Wiooo! Kto mieszka w Warszawie? Nie mówcie mi, że nie macie możliwości nagrywania filmów w swoim super-cyfrowym aparacie. Etc. W tym temacie na razie wystarczy komentarza


1. Medio-wizja

Pojawienie się w publicznej telewizji takich filmów jak "System 09" Klaty, "Towarzysz Generał" Brauna, no i wreszcie "Solidarni 2010" Stankiewicz i Pospieszalskiego świadczy o tym, że w telewizji publicznej, na obecny stan nierównowagi w tej instytucji, istnieje szansa na emisję otwierających oczy filmów (mimo, że w tym samym czasie historycznym reportaż o potraktowaniu córki Wassermana przez rosyjskie służby specjalne został usunięty przez tą samą telewizję z sieci). Za każdym razem wymagało to jednak bardzo dużego lawirowania w ramach różnych układów, nacisków, itp. wewnątrz tej instytucji. Niemniej, jest to (jeszcze) możliwe. W szczególności, w opisanych powyżej przypadkach znaczyło to, że:
* emisja "Systemu 09" była zatrzymana po pierwszym z pięciu odcinków i dopiero różne, nie znane mi, naciski i gry operacyjne (jawne i niejawne) spowodowały dalszą emisję,
* po "Towarzyszu generale" posypała się głowa osoby odpowiedzialnej (a przynajmniej oficjalnie tak się stało),
* parę godzin przed wczorajszą emisją "Solidarnych 2010" nie była jeszcze zakończona walka o to czy film w ogóle się ukaże. A wcześniej były silne naciski na ocenzurowanie fragmentów filmu.
A więc istnieją tu jeszcze pewne formy wypowiedzi, ale osoba bez dojść i nie popierana przez te dojścia nie ma przebicia. Inna rzecz, że istnieje zawsze najbardziej prosta opcja. Pójść i zaoferować jakąś pomoc tym (reżyserom, producentom), co do których się wie, że mają dojścia i że coś robią, zrobili, albo mogą zrobić. Mówiąc przerysowanym Poza telewizją publiczną to nie wiem prawie nic, bo sam telewizora nie mam i nie oglądam, a dość nie mam. Więc nie wypowiem się. Prawdopodobnie można niewiele. Jest wprawdzie TV Trwam, ale w pewnym dość dobrze określonym sensie skazuje ona na uniszowienie i tym samym marginalizację dyskursu. Pewnym rozwiązaniem jest propagowanie w praktyce własnego codziennego życia, opartych na merytorycznych argumentach haseł typu "film dvd zamiast tvn", "rzetelne i krytyczne wieści i komentarze w sieci niż urabianie mógzu w tiwi", etc.

Co do filmów, to dodam jeszcze, że teraz przydałby się jeszcze naprawdę dobry dokument o obecnych przemianach na Węgrzech (i to natychmiast! - kontekst polityczny i społeczny oczywisty), plus dokument dokumentujący precyzyjnie, ale bez dogmatu politycznego, fałszywość obrazu świata przedstawianego w Polsce ad 2009/2010, oczywiście w kontekście katastrofy jako centralnego spoiwa narracji, czy też punktu krytycznego. Ale bez żadnego tropienia Ruska, krwawego Tuska, i złej Jamajki co ma po kieszeniach bezpieczniackie szpryngałki. Jeno czysty thriller faktów kłamstw, matactw i dezinformacji, tym razem pokazany od strony medialnej. Gdyby ludzie dostali teraz takie dwa filmy jeszcze, to byłoby ważne.

2. Medio-papier

Wprost (choć dla niektórych dopiero po widowiskowej likwidacji Króla), Newsweek, Polityka, GW, Tygodnik Powszechny, i parę innych tytułów - nie warto rozmawiać. Ale czemu nie podrzucić komuś czasem jakiegoś sensownego tekstu z Tygodnika Solidarność? (Idea Solidarności w samym NSZZ i w jego organach, ale i w ludziach, wraca - vide wystąpienie Śniadka, reakcja Ziemkiewicza, vide też mocne teksty w tygodniku Solidarność po 10.04, no i wreszcie tytuł filmu Stankiewicz). Dlaczego nie sprezentować znajomym/emu egzemplarza Obywatela? Albo książki "Gazeta Wyborcza, początki i okolice"? Nawet jeśli się jest skrajnym liberałem ekonomicznym w sensie Korwin-Mikkego, albo na odwrót antynomenklaturowym anarchistą, to nic przecież nie stoi obecnie na przeszkodzie do takiej działalności, bo realny podział polityczny w Polsce jest teraz już tylko jeden, i każda treść poza-systemowa opierająca się na twardym rzeczowym języku faktów życia przeciwstawionych medialnej propagandzie jest warta dystrybucji. To taki półtora-obieg :) A na dłuższą metę to ponoć ludzie w ogóle rezygnują z gazet, a przynajmniej chodzą takie słuchy po sieci, ale ja się na tym nie znam, więc tu zmilczę.

3. Akcja bezpośrednia

W obecnej sytuacji, moim zdaniem, liczy się przede wszystkim dywersja semiotyczna. Konkretne przykłady:
a) zebranie nie więcej niż kilku ludzi (i to mimo wszystko naprawdę w konspiracji) i napisanie rzeczowych tekstów (albo jeszcze lepiej przekopiowanie naprawdę dobrych tekstów z sieci, z ewentualnym dodatkiem edytoriali, jakichś zabawnych bonusów, czy czego chcecie) a następnie złożenie na komputerze na obraz i podobieństwo rozdawanego w mieście darmowego pisma o dużym nakładzie, a następnie rozdawanie w godzinach szczytu. Ulotek nikt nie czyta, ale gazety ludzie chętnie czytają, bo to wszak treściwy dar i przyjemne zajęcie czasu. Szczególnie, jeśli nagle te darmowe gazety nie pieprzą, tylko mówią o życiu. I już najszczególniej, jeśli ich forma to podszycie się pod formy kojarzone z zupełnie czymś innym.
b) wrzucanie do skrzynek pocztowych jak leci płyt CD/DVD z nagranym np. Systemem 09 i Solidarnymi 2010. Czyli mieszanka wybuchowa. Oczywiście podpisanymi grzecznie, może nawet w kopercie jakiejś, żeby nie było prowizorki za dużej.
c) zbieranie podpisów pod listami otwartymi do reklamodawców w określonej gazecie. Sukces Frondy w sprawie Machiny pokazuje, że to działa. Ruchliwe centra dużych miast, lub łażenie po sąsiadach w małych miejscowościach działa. W ten sposób też omija się dyskurs, bo nie występuje się przeciwko żadnej opcji politycznej (omijamy klapki w mózgu i blokady dyskursu), ale osiąga się konkretny cel. Odwołanie do wspólnie podzielanych wartości, smaku, przyzwoitości, sprzeciwu wobec oszczerstw, hipokryzji, itd. Takie wspólne akcje też powodują powstanie zaczątku jakieś wspólnoty wypadającej z matrixa. A to kluczowe. W ramach takiej akcji można też zaktywizować oddolne lokalnie istniejące lub tlące się tylko wspólnoty. Wokół czegoś bardziej żywego niż kolejny ochłap z NGO-sów, czy innego wentyla bezpieczeństwa dla "animatorów kultury" czy czego jeszcze chcecie.
 

(Pomiar wysokości lotu z wieży kontrolnej: Jasne, że to wszystko wymaga poświęcenia, czasu, środków własnych. Ale jeśli nie chcesz nic dać z siebie, jeśli nie chcesz czegoś poświęcić, to pozostaje bierna modlitwa i czekanie. Życzę powodzenia i do widzenia, oby nie w murach więzienia. A my wracamy do dalszej analizy problemu.)


Oczywiście, żadnej propagandy. Na odwrót, coś co jest jak najbliższe ludziom codziennym, ale cholernie wbrew medialnej estetyce. Niszczenie systemu poprzez niszczenie jego metod dyskursu. I żadnym tam happeningiem. Jedyną miarą skuteczności walki jest jej skuteczność, mierzona owocami, a nie rozgłosem. Żadnej organizacji, partii. Moim zdaniem świetną lekcją prawdziwej działalności skierowanej na ludzi są WZZ-y, snujące się po niciach zaufania od człowieka do człowieka, tylko, że - moim zdaniem - obecnie nie istnieje jeszcze takie ciśnienie społeczne, które mogłoby powodować spontaniczne tworzenie się wielu niezależnych oddolnych inicjatyw opartych na tak silnych więziach. Trzeba wspierać coś, co można nazwać "rewolucją semiotyczną". Ludzie wyjdą na ulicę wtedy naprawdę (a nie jako prowokanci lub "wentyl bezpieczeństwa" lub nie zmieniające nic burdy), kiedy sprzeciw przeciwko przemocy fizycznej lub semiotycznej będzie zbyt duży. Ale żeby to zaistniało, najpierw musi być ta świadomość. I po to musi istnieć semiotyczna dywersja. System śmierci można wygrać tylko wojując życiem, żywym, nieujętym w szablon języka. Oczywiście, w ostrzu języka kryje się wigor życia, ale to już co innego. A wybór proporcji to już kwestia smaku.

Mierząc grubą miarą przeminiętych czasów, co to nigdy nie są najlepszą wskazówką (choć zwykle takie tylko mamy), raczej chodzi o coś pomiędzy lokalnym SW a WZZ niż o Pomarańczową Alternatywę. Tylko, że teraz nie ma wspólnot wyjściowych, poza niszowymi, które mogłyby być podstawą takiej działalności (a doświadczenie konkretnego, namacalnego "wspólnego interesu" to podstawowy cement prześcia wspólnoty z etapu gadania na etap istnienia). Ten rozkład jest jednym z większych "sukcesów" przemian społecznych i pojęciowych w Polsce po 1989 roku. Poza tym system też jest rozproszony, więc nie ma celu walki, tylko fikcyjne atrapy, jak jacyś chwilowo medialni ministrowie, premierzy, i inni słudzy uniżeni. Jakbyś nawet zaczaił się w krzakach z karabinem snajperskim i odstrzelił, dajmy na to, Komorowskiego (np. jako "znienawidzony symbol systemu", czy co tam chcesz), to zaraz odrośnie nowy, a imię jego, dajmy na to, Olechowski. Załóżmy, że cię nie złapali, i co? Odwalasz tydzień później w czapę Olechowskiemu, a tu klops, bo potem rosną znów kolejne głowy. Jedyne w co można i trzeba uderzyć, to legitymizacja systemu, a tą jest zawsze wiara społeczna w jego słuszność lub po prostu jego bezwyjściowość. Oraz brak semiotycznej podstawy do zanegowania go. Gdy człowiek neguje zastany świat symboliczny, to jest to jakiegoś rodzaju poświęcenie czy wyzwanie, do którego jest zdolny tylko jeśli wyobrażona przez niego alternatywa jest jeszcze bardziej niebezpieczna. I wtedy też bardzo potrzebuje wspólnoty, która zabezpiecza mu "tyły". Jak ze strajkującymi robotnikami, etc. Wracając do myśli o SW i WZZ: jeszcze nie czas na prawdziwie oddolne ruchy, bo tych się nie da wywołać jeśli nie ma wystarczającego ciśnienia. Ale jak się już pojawi, to reakcja idzie lawinowo, i samo się zacznie robić. Wtedy już tylko pozostanie pytanie (dla mnie przynajmniej), jak zrobić tak, by rewolucja nie pożarła znowu swoich dzieci. Ale to nie jest problem na teraz. Najwyżej w roku 2011 po trzytygodniowych zamieszkach w centrum Warszawy, Krakowa i kilku innych miastach, FYM objawi się na jakiejś barykadzie, a my po prostu oddamy mu całą władzę nad ugaszonym dopiero go gmachem na Czerskiej, plus trzy dywizje, i będziemy się modlić co dalej :) Ale wróćmy do rzeczy, czyli do precyzowania pojęcia semiotycznej dywersji.

Pojęcie to oznacza w szczególności głęboką nieufność w stosunku do gadki o wyższościach jakichś tam partii politycznych nad innymi, ich tych niby-programów, całej tej propagandy jaka formacja była lepsza kiedy, bo to powrót na łono zajechanej szkapy pustych słów. Jak ktoś mi mówi o partiach, to zazwyczaj znaczy, że on wierzy w realność tych partii. Moim zaś skromnym zdaniem, człowieka piszącego ten tekst zamiast pójść do sklepu po chleb i mleko (kurczę, zgłodniałem), rzeczywisty podział jest pomiędzy społeczeństwem a sitwą dobrze zorganizowanych i przepoczwarzających się grup interesów wykorzystujących społeczeństwo pod patronatem mediów oraz pod pretekstem państwa, zawłaszczając jego funkcje, a w szczególności cały aparat represji i eksploatacji, czyli gospodarkę finansową, policję, wojsko, sądy, no i oczywiście służby specjalne.

W tej sytuacji, ponieważ sądzę, że ludzie są zwykle tak samo lub bardziej inteligentni ode mnie, więc dlaczego mam im wmawiać wybór jakiejś opcji politycznej? Kim ja jestem, żeby to robić? Nie mam do tego żadnych praw, szczególnie jako pseudonim, ktoś ukrywający swoją twarz, nazwisko, wypłacalność własnych słów w czasie wojny. Gdybym to robił, budzę w innych nieufność, i obniżam jakość dywersji. Jeśli jestem w stanie zaryzykować wiarę w to, że "prawda się sama obroni, jeśli dać jej tylko możliwość głosu", to nie ma już problemu w tym, co ludzie wybiorą. Wybiorą tak, jak będą chcieli dla siebie dobrze. I świetnie. W moim przekonaniu, na obecną chwilę chodzi tylko o samouświadomienie społeczeństwa, że w  w Polsce jedyne realne cięcie i jedyny wybór zachodzi pomiędzy w ogóle możliwością dokonywania jakichkolwiek racjonalnych wyborów, a pogrążeniem się w zniewoleniu - medialnym/mentalnym, gospodarczym/ekonomicznym, geopolitycznym/policyjnym. Tak jak w "Kongresie futurologicznym" Lema, chodzi o zniesienie oddziaływania środków psychoaktywnych i powrót do okropnej rzeczywistości.(*) Bo to, że wszystkim ciężko oddychać, to wie w tym kraju chyba naprawdę większość ludzi, nie wspominając o naszych emigrantach. Chodzi o przełamanie bezsilności pochodzącej z alienacji semiotycznej (bo przecież nie fizycznej, nie licząc emigrantów).

Inaczej to sam wiesz, jak jest. Będziemy żyć w kraju pauperyzującej się masy niewolniczej, z zanikającą zdolnością oporu wobec wszystkich form eksploatacji i przeżyciem tożsamości narodowej. A ja wtedy emigruję do Mongolii, szukaj mnie w zachodnich ajmakach.

Na zakończenie jeszcze parę uwag w charakterze roboczym, pisanych na marginesie powyższej notki:

* Udział w strukturach istniejących wiąże się z zagrożeniem koniecznością kompromisów, zaś organizowanie własnych struktur wiąże się z zagrożeniem prowizorką, fiaskiem, wypaleniem. Jeśli podejmować się tego drugiego, to tylko wokół konkretnie zdefiniowanych projektów, z konkretnym harmonogramem czasu, celu i środków (patrz powyższe konkretne przykłady konstruktywnej semiotycznej dywersji). Jeśli to pierwsze, to jasno precyzować swoje cele i granice kompromisów, i twardo je egzekwować. Nawet jeśli jest to udział w jakieś istniejącej formacji politycznej.
* Konieczne jest unikanie jakichkolwiek prób destruktywnej fizycznej dywersji. Mimo, że wielu bloggerów w Polsce nie miałoby nic przeciwko rzucaniu butelek z benzyną w okna redakcji GW, to nie ten czas. Fizyczne poświęcenie jednostki w tej chwili będzie jedynie wodą na młyn postępującej eskalacji semiotycznej i fizycznej przemocy ze strony walczących o byt grup trzymających władzę. To jest, była i będzie wojna  oparta na fizycznej przemocy. Niektórzy się obudzili, bo zaczęli czuć swąd z pieców smoleńskiej lokomotywy. Ale tak było cały czas, i jedynie słabość społeczeństwa powodowała odwoływanie się do GW zamiast aresztów. Ale tylko przełamując GW wrócimy z semiotycznego uwiedzenia znów do brutalnego konkretu realnej walki o byt. Która wciąż trwała, tylko chcieliśmy (jako społeczeństwo) w to nie wierzyć.
* Warto przeczytać "Gwiazdozbiór w Solidarności" Gwiazdów. To mądra książka, cenne źródło tak historii, jak i teorii oraz praktyki, wbrew pozorom w sam raz na nasze czasy. Oczywiście, każde czasy mają też swoją specyfikę. Ale to już do nas należy rozwiązywanie łamigłówek teraźniejszości :)
* Trzeba gromadzić i rozpowszechniać w internecie tematyczne analityczno-syntetyczne opracowania informacji na określone tematy. Jak na mojego czuja niebawem "przykryją kryszkę tej anarchii w sieci", więc mogą nam nagle zniknąć ważne punkty odniesienia, odsłaniające kłamstwa propagandy. (No bo skoro IPN nie boją się puknąć, to nas w sieci nie pukną? Jasne, że pukną. I to w najbardziej gorącej chwili blogosfery.)
* Zupełnie prywatnie marzy mi się strajk okupacyjny pracowników różnych oddziałów IPN-u, połączonych z obłędnym skanowaniem wszystkiego jak leci do sieci na publiczne archiwa. Rozumiem paskudne negatywne konsekwencje takiej akcji, więc to jest intymna fantazja, a nie realny postulat. To trochę takie marzenie wilka co to ciągle ma poczucie, że go goni myśliwy, zamiast wreszcie stanąć trzeźwo na trzech łapach i osaczać myśliwego, osaczać go razem z resztą watahy...
 

 


ps.
(*) Towarzysz generał powiedział kiedyś (w latach '80) na zjeździe Plenum PZPR: "Konkretny stan świadomości społecznej jest realnością - a na realność nie można się obrażać, można i należy ją aktywnie przeobrażać. Prawdziwe przemiany poglądów i postaw są o stokroć cenniejsze niż pozory na wyrost proklamowanej jedności". Nie wiem kto mu ten tekst napisał, ale to dobry tekst. Szczególnie na dzisiejsze czasy. O ironio!, - bowiem użyty właśnie przez niego właśnie wtedy najdobitniej pokazuje, że tekst bez kontekstu to jedynie pretekst...

ps2.

Wyjaśnienie oficjalne autora (dodane na wszelki wypadek, gdyż senki nem számit a spanyol inkvizícióra!):

Zawarte tu opinie oraz przytoczone ciągi rozumowań są opisem mojego dzisiejszego snu, w którym przyśniły mi się powyższe treści. W żadnym wypadku powyższe wypowiedzi nie stanowią nawoływania do jakichkolwiek działań niezgodnych z jakimkolwiek prawem. Opisałem tu tylko i wyłącznie to, co mi się dziś w nocy przyśniło, z nieposzlakowanej uczciwości relacjonując słowo w słowo treść mojego snu. Zaś niniejsze wyjaśnienie umieszczam na końcu a nie na początku tego tekstu, bowiem moim celem było zwiększenie dramaturgii przekazu, co było zabiegiem o charakterze wyłącznie literackim i artystycznym. Wypowiadam się tutaj o swoim śnie w sposób literacki i poetycki jako osoba prywatna a nie publiczna, dzieląc się jego treścią z zaufanymi przyjaciółmi, za których w młodzieńczej swej naiwności uważam wszystkich czytelników tej strony. Niech będzie mi to wybaczone, bowiem wiem co czynię.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka