Piotr Gursztyn Piotr Gursztyn
6968
BLOG

Wstęp do badań nad gnidami

Piotr Gursztyn Piotr Gursztyn Rozmaitości Obserwuj notkę 88

 Właściwie lepiej byłoby komentować wydarzenia bieżące typu zmiany w PSL, czy pełną miłości walkę z nienawiścią. Ale wiadomo krew nie woda i łatwiej pisać o tym, co budzi najżywsze emocje. A zaledwie kilka dni po zagadkowej rozprawie z załogą "URze" trudno uciekać od tego tematu. Zwłaszcza, gdy pojawiają się całkowicie fałszywe opinie wytwarzane przez osoby, które formalnie uchodzą za dziennikarzy i publicystów.

Występy takich osób komentowali już m.in. Piotr Zaremba i Marek Magierowski (który tu na Salonie24 zrobił ironiczną wyliczankę tego typu indywiduów). Marek słusznie zauważył, że to my - ludzie z "URze" - powinniśmy mieć zszargane nerwy, a mają je oni. Ludzie pokroju niejakiego Kumora, Kobiora, czy kogoś takiego z GW (zdaje się, że ktoś taki naprawdę istnieje. Nie jest to żadna Zagozda, ale Google mi dzisiaj coś wolniej chodzą więc nie mogę sprawdzić kto zacz i jak się dokładnie nazywa).

Marek Magierowski drwi sobie ze wzmożenia "życzliwców" komentujących nasze ostatnie kłopoty. Ja - wbrew swej frywolnej naturze - postaram się podejść na poważnie do zjawiska satysfakcji z upadku naszego tygodnika. Na wstępie zaznaczam, że nie wszyscy z tzw. drugiej strony zachowali się jak świnie, czy też tytułowe stworzenia z traktatu Piotra Wierzbickiego. Szereg znajomych, także z Agory i okolic, nie przekroczył granic przyzwoitości. Wielu z nich z żalem i smutkiem komentowało działania pana GH.

Róźnicę w zachowaniu słychać było w piątkowym poranku radia Tok FM. Nie po drodze mi z Jackiem Żakowskim i Wiesławem Władyką, ale ich ocena wydarzeń nie obraża przyzwoitości i faktów. Nie była życzliwa (bo nie musi), ale wystarczy, że nie przekłamywała faktów. Nie da się tego powiedzieć o Tomaszu Lisie i Tomaszu Wołku. Ten drugi pozwolił sobie nazwać naszą grupę "wędrowną hordą"  przemieszczającą się z redakcji do redakcji. Warto przypomnieć tym, którzy nie pamiętają, że owa "horda" przynajmniej raz uratowała tyłek panu W.

W furii na to, że jeszcze żyjemy można zauważyć dwa zjawiska. Pierwsze dotyczy psychiki tych, którzy chętnie by nam teraz mocniej dokopali. To strach. Korporacja z ulicy Czerskiej na potęgę zwalnia, także tych najwierniejszych. Najwięksi wazeliniarze i najbardziej dyspozycyjne cyngle nie znają dnia ni godziny. A najgorsze jest to, że giną samotni. Nikt za nimi się nie ujmuje, telefon milknie, a oni gdzieś giną w otchłani zapomnienia. Pozostawieni z kredytem, długami i poczuciem osamotnienia. A tu, za takim Lisickim poszło trzydzieści osób. Nikt nas bowiem nie wyrzucał, co więcej - całkiem pięknie kuszono, abyśmy zostali. Za nami idą czytelnicy! Obiecałem nie drwić, ale natura silniejsza ... wyobrażcie sobie Państwo, że wyrzuceni z Agory Czuchnowski, Kublik, Pacewicz, Komur, Stasiński, czy Lis z Wołkiem, ogłaszają w Internecie manifest, że teraz zakładają własne pismo. Wobraźcie sobie, że znajdują inwestorów i czytelników. Ciekawe pod jaką ideą?

Dość tych drwin. Druga kwestia jest jeszcze bardziej smutna. GW, Newsweek Lisa i im podobne media finansowo cienko przędą - jak cały ten rynek w czasie kryzysu. Patrzą na ręce tylko opozycji, nie władzy, bo ta druga ich karmi. Bez takiej kroplówki ich los byłby bardzo ryzykowny. To nie te lata, gdy GW nie dogadawszy się z kumplami z rządu odpala aferę Rywina. Wtedy były to deale między partnerami o porównywalnej sile. Dziś mamy do czynienia z relacją pan i sługa. Po prostu czysty klientelizm.

W takiej sytuacji nie ma miejsca nawet na pozory. Udawanie obiektywizmu, przestrzegania standardów itp. "przesądów" z poprzednich lat. Jeśli to była tylko hipokryzja, to doceńmy ją jako hołd oddawany cnocie. Czeka nas teraz młócka i rąbanina bez żadnych hamulców. Usłyszymy moc frazesów w odwołaniach się do Europy i jej standardów, ale w rzeczywistości będziemy żyli jakby w kraju, który przez całe lata jest członkiem WNP.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości