O aferze finansowej w CBA napisaliśmy w Onecie jako pierwsi 17 stycznia. Szef biura Ernest Bejda zaprzeczał wtedy, że z kasy zginęły jakiekolwiek pieniądze
Tymczasem Prokuratura Regionalna w Warszawie ustaliła, że Katarzyna G., kasjerka CBA, wyniosła z kasy biura ponad dziewięć milionów złotych. Wszystko miała przekazywać mężowi, który wydawał je u bukmachera
- Ja te pieniądze wynosiłam głównie w mojej torebce, były to banknoty głównie po 200 zł i 500 zł, więc objętościowo były to jakieś nieduże paczuszki, które nie rzucały się w oczy – zeznawała w prokuraturze Katarzyna G.
Kasjerka twierdzi, że tworzyła sfałszowane protokoły, które były podpisywane przez jej przełożonych. Nikt jednak nie sprawdzał faktycznego stanu gotówki. - Pieniędzy było na tyle dużo, że ich brak nie był odczuwalny w bieżącej pracy – przekonywała
- Jeżeli z kasy CBA wydano dziewięć mln zł, a nic za to nie kupiono, to jest po prostu niemożliwe, żeby nikt tego nie zauważył - twierdzi z kolei były szef CBA Paweł Wojtunik
Z kolei bukmacher, na którego kontach "zamrożono" ponad dziewięć mln zł, uważa, że to on jest poszkodowany. - Zabezpieczone zostały bowiem nie pieniądze wpłacone do firmy w wyniku nielegalnego procederu, a środki należące do spółki zupełnie niezwiązane ze sprawą - tłumaczy
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl