piko piko
642
BLOG

Rodzinny obiad w burzowej atmosferze

piko piko Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Zrobiło się sztormowo, wiatr wywiał plażowiczów, rozfalował wodę - morze się spieniło, zabulgotało i zabrało dwie trzecie plaży. A wczoraj było cicho, upalnie, tłoczno i tak jakoś nudno. Lubię takie klimaty – coś się wokół mnie dzieje – natura pokazuje swoje drugie oblicze, jest na czym oko zaczepić, jest ruch, dynamika, gra świateł, szum wody przechodzący w łoskot. W upalne dni też czasami na plaży jest na co popatrzeć, ale teraz bardziej mi odpowiada wzburzone morze i ciężkie od ołowianych chmur niebo niż „obnażone ciała pięknych kobiet”.

Wiatr wywiał plażowiczów, ale ptaków nie zdołał. Ciekawe przy ilu stopniach były by zdmuchnięte. Teraz stoją na mokrym piachu, co chwila końcówka fali podmywa im nogi, a one trwają w dużych grupach dziobami wskazując kierunek z którego wiatr wieje – taki wielki zbiorowy wiatrowskaz.

Kryjąc się przed wichurą za rybacką łodzią obserwowałem krajobraz: morze, niebo i ptaki czyli rybitwy – popielate i czubate oraz mewy – pospolite, złotonogie i śmieszki. Całe to towarzystwo stało zgodnie, walcząc z porywami wiatru. Poszczególne osobniki próbowały coś wyłowić z fal niosących ze sobą różne różności, zazwyczaj nie nadające się do skonsumowania. Większość po prostu stała. Niektóre, aktywniejsze wzbijały się lekko w górę – wystarczyło, że rozpostarły skrzydła – aby za chwilę spaść na domniemaną ofiarę. Z reguły był to wodorost lub patyk. Po takim „ataku” zostawały zwiane o kilka metrów więc już na piechotę przemieszczały się do punktu z którego wystartowały.

Ten dynamiczny obraz, emanujący jednak jakimś spokojem i uporządkowaniem, od czasu do czasu ulegał zakłóceniu. Jego źródłem było pojawienie się martwej ryby.

Wiatrowskaz wówczas psuł się - nie wskazywał już kierunku wiatru tylko miejsce skąd dochodziły wrzaski i trwała walka o zdobycz. Odbywała się ona w kilku kręgach i odsłonach.

Centrum stanowiły duże i agresywne osobniki, głównie mewy, które miały bezpośredni dostęp do zezwłoku. Wokół nich utworzył się wianuszek chcących też coś dziubnąć, który przepychał się ku środkowi, powyżej unosiły się mniejsze jednostki co z powietrza próbowały coś zdziałać – głównie krzykiem. Zewnętrzny krąg stanowili gapie, raczej biernie przyglądający się zamieszaniu. Poza nim znajdowały się ptaszki nie zainteresowane całym zdarzeniem, patrzące po staremu pod wiatr.

 

Wielkość ryby sprawiła, że całe przedstawienie trochę trwało i miało swoistą dramaturgię. Ponieważ nie dało się capnąć zdobyczy i błyskawicznie połknąć - dwie mewy, nie zważając na wichurę, fale i pozostałe towarzystwo - próbowały wyszarpnąć ją jedna drugiej. W momencie, gdy się to jednej z nich udawało inna mewa, z kręgu bezpośredniego, wśród łopotu skrzydeł, wrzasku i piany podejmowała z nią walkę. Po kilku takich zmianach ryba była już w dwóch kawałkach. W tym momencie akcja rozdzieliła się na dwa wątki - każdy związany z osobnym kawałkiem.

W miejscu pierwszego zapanował całkowity chaos, to znaczy tłum rzucił się na niego, rozdziobał i połknął, natomiast druga część wzniosła się w powietrze razem z mewą. Jednostki, które do tej pory robiły jedynie zamieszanie i hałas w powietrzu, trafiły na swoją okazję - rozpoczęły pościg za zdobywcą drugiego kawałka. Niestety jego wielkość nie pozwoliła na połknięcie w locie i po krótkiej walce resztka ryby trafiła znów do wody. Chwilowy zwycięzca został z niczym i już nie był w stanie uczestniczyć w kolejnym boju. Po chwili drugi kawałek ryby podzielił los pierwszego.

Zaraz po tym jak przedstawienie pod tytułem: „Rodzinny obiad w burzowej atmosferze” się skończyło, aktorzy powrócili natychmiast do poprzedniej roli - będący w wodzie wyszli na ląd, utworzyli wiatrowskaz, coś tam dziubali, podlatywali - generalnie sytuacja wróciła do stanu opisanego na początku.

Nikt do nikogo nie miał pretensji, dalej tworzyli zwartą grupę.

piko
O mnie piko

Jaki jestem? Normalny - tak sądzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Rozmaitości