PB
PB
Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski
1303
BLOG

100 lat mjr Szuro, Żołnierza Wyklętego, więźnia obozów hitlerowskich i komunistycznych.

Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

„I tak będę żył” to pasjonująca książka mogąca być materiałem na co najmniej kilka filmów sensacyjnych. Podczas lektury jesteśmy m.in.: na polach kampanii wrześniowej na Kresach, w hitlerowskich obozach koncentracyjnych w Pustkowiu i Bergen – Belsen, następnie w komunistycznych więzieniach w Rawiczu i Wronkach… Na łamach kart poznajemy powody, które zaprowadziły bohatera do tak nietypowych lokalizacji – w tym wstrząsające dla współczesnego odbiorcy – realizacje wyroków śmierci na zdrajcach Polski. Jednak przede wszystkim to, zgodnie z tytułem, opowieść o chęci życia. Ale życia nie za wszelką cenę, tylko życia w prawdzie, w wolności i godności, wreszcie w niezłomnym przywiązaniu do polskich wartości z Bogiem, Honorem i Ojczyzną na czele. 

Przygoda rozpoczyna się w przedwojennym Krakowie 19 października 1920 roku, gdzie poznajemy młodzieńcze losy Stanisława Szuro i jego rodziny, silnie związanej również ze Lwowem. Ta, najmocniej familijna część książki (szczególnie interesująca dla miłośników starego Krakowa), dobrze pokazuje realia i obyczajowość tamtego czasu. Od spraw większej wagi po mniejszą np. wielką radość świeżo upieczonego maturzysty „nowodworskiego”, mogącego po raz pierwszy założyć kapelusz na głowę, co w tamtych czasach było wyrazem szacunku – podkreślało wykształcenie i dojrzałość mężczyzny. Przemiany życia społecznego opartego o pewien przyjęty i respektowany ład moralny nieznacznie zapowiadają fragmenty takie jak ten: „Drobniak, Kuza i Fidziński utworzyli Młodzieżowy Klub Falangi Bolesława Piaseckiego i głosili hasła antyżydowskie. Od klubu trzymałem się z daleka, bo pociągała mnie raczej Młodzież Wszechpolska (…) 3 stycznia 1939 roku o godz. 7 rano zamówiliśmy Mszę Świętą za duszę zmarłego właśnie Romana Dmowskiego(…)”. 

Kłopoty w życiu bohatera rozpoczynają się jednak dość szybko – 1 września 1939 r., Historia przez duże H wkracza do życia Polaków – w tym i życia naszego bohatera. Zastaje go na Kresach, w okolicach Lidy, gdzie przebywa na szkoleniu wojskowym. Tak w książce opisany jest ten dramatyczny dzień „1 września jeszcze przed pobudką poderwał nas szum samolotu. Nad nami widniała fala maszyn. Nie umieliśmy rozpoznać ich znaków. W związku z tym, zaczęły się dyskusje, czy to nasi, czy Niemcy. Sprawę rozstrzygnął podoficer, który wrócił z Augustowa z przestrzeloną plandeką od samochodu i z wiadomością o bombardowaniu miasta. W specjalnie wykopanych w ziemi wnękach żołnierze utworzyli gniazda przeciwlotniczych karabinów maszynowych. W drugim dniu wojny serią z takiego kaemu został zestrzelony niemiecki obserwacyjny samolot Storch…” Ta część wojennej epopei (kiedy Polska była jeszcze wolna Polska) kończy się 17 dni później, kiedy wkraczają do niej kolejni okupanci – Sowieci. Tak nasz bohater zapamiętuje ten dzień następująco: „Siedemnastego w południe ruszyliśmy pociągiem do Lidy. Już w pociągu zaczęły krążyć wieści o wkroczeniu bolszewików. Przyjazd do Lidy stanowił przełom w naszym życiu. Dworzec oświetlony, a na dworcu gromady żołnierzy bez broni. Jeden z nich krzyknął do nas: chłopaki, nie ma już Polski. Rusek wziął połowę, a Niemiec resztę. Nasz kapral zmierzył do niego z karabinu, ale on zniknął w tłumie. Zwartym szeregiem doszliśmy do koszar 77 Pułku Piechoty…”

Po zrzuceniu munduru, w ogromnym niebezpieczeństwie rozpoczyna się dramatyczna i wielesetkilometrowa droga „do domu”, do rodzinnego Krakowa, do którego bohaterowi udaje się dotrzeć pod koniec roku i gdzie wkrótce wstępuje do podziemia niepodległościowego. Rozpoczyna walkę z okupantem w sekcji dywersyjnego kolportażu podejmując akcje takie jak np. ta: „W pewnym okresie robiliśmy swoistą akcję dywersyjną. Na czerwonym cienkim papierze drukowaliśmy po niemiecku hasła komunistyczne z podpisem Rote front. Pamiętam jedną z napisem „Drodzy Niemcy, sowiecka Rosja przyniesie wam wolność”. Te ulotki należało podrzucać Niemcom tak, by z nimi wpadali w sieć Gestapo. Rekord pobił kolporter, który paczkę tego typu ulotek wrzucił do samochodu majora SS. Jak potem słyszeliśmy, major został rozstrzelany, a jego kierowca trafił do obozu koncentracyjnego. Czyli dwa zero dla Polski.”

Niestety, wkrótce przydarza się „wpadka” i rozpoczyna się gehenna w obozach pierwszego z naszych oprawców. Najpierw w Pustkowiu, a następnie Bergen – Belsen. Koszmar opisanych tam przeżyć, nieco przytłacza, ale można też odnaleźć w nich nadzieję. Osobiście poruszyły mnie najmocniej dwa z nich:

„…nie straciłem wiary w Boga ani w człowieka. W takich miejscach jak obóz koncentracyjny obok morderców widziało się prawdziwych bohaterów. Tam każdy człowiek stawał bez maski. Wychodziła na jaw jego prawdziwa natura. Co ciekawe przekonałem się, że większość sadystów to przystojni mężczyźni, a tak zwane zakazane mordy, to zwykle porządni ludzie. A większość ludzi, nawet w najgorszych warunkach okazywała się godna szacunku. Miałem chwile, że fizycznie ledwie się trzymałem na nogach, ale psychicznie zawsze walczyłem o życie, liczyłem, że się pozbieram i nigdy się nie poddałem. Czasem tworzyłem sobie własny fikcyjny świat. Opowiadałem sobie niestworzone historie, bo to odrywało od strasznej rzeczywistości. W najtrudniejszych momentach myślałem: nie dam się spalić. I przeżyłem...Inteligencja, najmniej przygotowana do ciężkiej pracy potrafiła wytrzymać psychicznie i przeżyć najcięższe warunki.”

Oraz ten, nieco „ku pokrzepieniu serc”: „Polacy słynęli z tego, ze łatwo nikomu nie odpuszczają i się o wszystko biją. Jak ktoś zadarł z Polakiem, to inni w pobliżu biegli mu na pomoc, tak że nas się trochę bali. W czasie bombardowania zatonęła koło Hamburga barka pełna więźniów. Ocalało około 200 więźniów, tylko Polacy i Ruscy.”

Niejako cudem ocalały, przybywa nasz bohater w 1945 r. do rodzinnego Krakowa i znów zastaje go pod okupacją, tym razem sowiecką. Naturalnie ;-), wstępuje do antykomunistycznego podziemia, do organizacji o nazwie Liga do walki z bolszewizmem powiązanej z Narodową Organizacją Wojskową. Jako już nieco starszy i doświadczony człowiek, zostaje przydzielony m.in. do komórki likwidującej zdrajców. Przytaczam opis jednej z kilku akcji, które znajdujemy w książce: „Trzeba było wykonać wyrok śmierci na Tenenbaumie, konfidencie UB. Zadanie o tyle niebezpieczne, że akcja miała się odbyć blisko więzienia Montelupich, gdzie zawsze krążyły patrole milicyjne z długą bronią, a my mieliśmy tylko pistolety. Ostatecznie spotkałem skazanego na śmierć w klatce schodowej w towarzystwie dwóch kobiet. Trzeba było sprawdzić czy nie ma broni. Kolega Adam Meus sprawdził, że jest nieuzbrojony. Opuściłem w dół lufę a wtedy Tenenbaum niespodziewanie wyciągnął ukryty w nogawce pistolet i strzelił. Towarzyszące mu Żydówki wpadły we wnękę w drzwiach i darły się: pomocy!!! Strzeliłem do Tenenbauma, ale on zdążył się uchylić i też wpadł w jakąś dziurę. Nie było tam więcej co robić, bo w całym domu zrobił się alarm.”

Niestety wkrótce komuniści pozyskują konfidenta do szeregów organizacji i przychodzi kolejna wpadka. Tak nasz bohater wspomina ją na łamach swojej autobiografii „13 listopada obchodziliśmy imieniny Stanisława. Trzech solenizantów. „Fred” powiedział, że musi wcześniej wyjść. Gdybyśmy wtedy wiedzieli, że on był zdrajcą! Każdemu z nas to przypominało Judasza, on też wyszedł pod koniec ostatniej wieczerzy.”

Rozpoczyna się kolejna gehenna młodych patriotów (wśród nich m.in. Jerzy Wacyk, prywatnie ojciec chrzestny ks. Isakowicza - Zalewskiego), szybki proces i wyrok: kara śmierci, zamieniona ostatecznie na 15 lat więzienia. Na kolejnych kartach książki zapoznajemy się z bolesnymi przeżyciami życia więziennego oraz heroiczną i codzienną walką o zachowanie godności i wolności. Jeśli chodzi o te pierwsze, to w książce czytamy „Najpopularniejsze okazywały się tzw. rozmowy pod lampą. Tzn. sadzali Cię na krzesło ze związanymi z tyłu rękami, kazali patrzeć przed siebie, unieruchamiali głowę i świecili w oczy silną żarówką. Tak w praktyce realizowali hasło: Elektryczność wielką zdobyczą socjalizmu”. Jeśli zaś chodzi o te drugie, to poznajemy siłę modlitwy, pracy umysłowej polegającej m.in. na pisaniu wierszy oraz poczucia humoru, choćby wisielczego, ale dodającego otuchy. Największe wrażenie zrobił na mnie napisany wiersz – modlitwa pt. Więzienne rozmyślania na Wielki Piątek (fragmenty):

„Krwią Przenajświętsze Oblicze broczy;

Plecy schłostane pogańskim biczem,

Najświętsze Boki krzyż straszny tłoczy.

Czym, że ja jestem przed tym Obliczem!...”

Ale pozostała poezja m.in. wiersz o Ojczyźnie silnie związanej z Królową Polski

„Że przez kajdany, wieńce cierniowe; 

Duch się zwycięsko do nieba wznosi;

I w górze laurem okrywa głowę.

I przed Królową Polskiej Korony;

Może meldować się bez obawy…”

Czy też wiersz o „przyjaźni” polsko- radzieckiej również porusza: 

„Wznieśmy toast, co płynie z dusz jaźni; 

Co wyrazem jest prawdy, nie pychy; 

Wznieśmy toast na cześć nieprzyjaźni. 

Przecz z przyjaźnią! Hej w górę kielichy!...”). 

Szczególne miejsce w życiu majora w tym okresie zajmowali liczni „bracia w niedoli” zarówno wojskowi, jak major Walerian Tumanowicz, powojenny członek Komendy Głównej WiN czy księża Kościoła Katolickiego. Zwłaszcza oni byli opoką w najtrudniejszych chwilach ratując poważną posługą duchową („Kiedy zabrali nas transportem do Rawicza, był z nami ksiądz Wałek, którego zapytałem o samobójstwo. Odpowiedział, że nigdy nie możesz tego zrobić.”), ale też i tą mniej poważną, humorystyczno-wisielczą („Wy to macie dobrze, bo kiedyś wyjdziecie i święty spokój a ja będę miał jeszcze przeprawę z biskupem. To księdzu nie wolno konspirować zapytałem? – Konspirować wolno, ale nie wolno dać się złapać; Bardzo mi się ten punkt regulaminu kościelnego spodobał.”) 

Ale też nasz bohater pamiętał i zachował w sercu tych wszystkich duchownych, którym nie było dane mieć „jeszcze przeprawy z biskupem”, bowiem zostali zamordowani. Szczególne miejsce zajmował jezuita ks. Władysłąw Gurgacz, na którego uroczystości rehabilitacyjnej 43 lata po jego śmierci Wuj m.in. powie: „Jako były więzień, który podobnie jak ksiądz Gurgacz otrzymał wyrok śmierci, specjalnie uznaje męstwo i szlachetność tego kapelana, który w obliczu śmierci nie ugiął się przed sądowymi oprawcami, a zdał się na boski osąd wypowiadając pamiętne słowa: Iudica me Deus et discerne causa meam.

Ta bliskość z Kościołem nie ustaje również po zakończeniu odsiadki po 1956 r. na mocy „amnestii”. Nasz bohater, wkrótce po ukończeniu Historii na UJ rozpoczyna pracę nauczyciela w “kościelnych” bursach akademickich i szkołach średnich, m.in. w Liceum Ogólnokształcącym Zakonu Pijarów im. Stanisława Konarskiego w Krakowie, Niższym Seminarium Duchownym Ojców Franciszkanów w Wieliczce.Korzystając z pewnej autonomii tego typu szkół, łatwiej „przemyca” kolejnym pokoleniom Polaków prawdę o polskiej historii i jej, podówczas, zakazanych/zakłamanych aspektach jak Powstanie Warszawskie czy Bitwa Warszawska (do dziś obydwa wykłady obecne na youtube są moimi ulubionymi: https://www.youtube.com/watch?v=Yt55-VfFfKA ; https://www.youtube.com/watch?v=9MFDvDyfuwg ). Taki wybór zawodu był też poniekąd wypełnieniem zalecenia ostatniego rozkazu dowództwa AK („Starajcie się być przewodnikami narodu…”). 

Ostatnia część książki poświęcona jest okresowi „kiedy to komuna się zawaliła” i kiedy to nasz bohater oddał się upamiętnianiu polskiego męczeństwa i bohaterstwa m.in. poprzez działanie w Związek Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego czy Zrzeszenie WiN czy dokumentowanie pomocy Żydom przez Polaków podczas okupacji hitlerowskiej. Ta ostatnia sprawa dotyczyła go zresztą również bardzo bezpośrednio, bowiem w pomoc Żydom zaangażowana była jego Żona Danuta. Tak mówił o tym na kartach książki: 

„- Mama w czasie okupacji pomagała Żydom. Czy dla Ciebie, który nigdy nie darzyłeś ich przyjaźnią nie był to problem?

 – Może się zdziwisz, ale opowiadaniami o pomocy w getcie Danusia też mi zaimponowała. Ja ryzykowałem w konspiracji swoje życie, ona życie swoje i całej swojej rodziny…

- To od nich (Haberów) przez całe lata mojego dzieciństwa dostawaliśmy paczki na święta. Mnie jako dziecku Boże Narodzenie zawsze kojarzyło się z Żydami, bo przysyłali czekolady, bakalie czy kakao. Czy nie było to dla Ciebie czymś nie do przyjęcia?

– Na pewno mnie to trochę drażniło, ale z drugiej strony było to z ich strony wielkie podziękowanie za pomoc w uratowaniu życia…Ryszard Haber mieszka w Australii. Nawet chętnie bym się z nim spotkał i pogadał o tych czasach, jak on mieszkający wówczas po drugiej stronie getta wspomina tamte czasy i po latach patrzy na Polaków i Niemców.”

Co ciekawe do spotkania w końcu doszło, bowiem (już po wydaniu książki) po blisko 80 latach od uratowania żydowskiego życia oraz blisko 60 od ustanowienia Medalu Sprawiedliwy wśród narodów świata, medal ten został w końcu przyznany pośmiertnie małżonce Majora zaś Ryszard Haber był obecny na uroczystości.

Jednak spotkanie z prof. Haberem, (wyczekane dość, trzeba przyznać), nie było jedynym wyjątkowym spotkaniem w jesieni życia Majora. Ze względu na szereg przyznanych odznaczeń miał przyjemność spotkać się w ostatnich latach z wieloma ciekawymi osobistościami. Wypada tu wspomnieć o spotkaniu w 2008 roku z Andrzejem Dudą, wówczas prezydenckim ministrem, „który odwiedził mnie w imieniu Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i wręczył mi Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.” Z aktywnych (podówczas) polityków na kartach książki wspomniany jest też śp. Zbigniew Wasserman. Jak wspomina Major „Przed wyborami 1991 poznałem zwolennika dawnej endecji pana Zbigniewa Wassermana, później znanego polityka PIS. Bardzo mu się podobało moje wystąpienie i zaprzyjaźniliśmy się. Poznałem jego córkę Małgorzatę, bardzo ładną blondyneczkę, obecnie jest znanym mecenasem i posłanką na Sejm.” Ta wrażliwość na piękno kobiet była stałą cecha Majora – oddają ją słowa Jana Pawła II: „zamysł Stwórcy i na różne sposoby nieustannie ukazuje piękno — nie tylko fizyczne, ale nade wszystko duchowe, jakim Bóg obdarzył od początku człowieka, a w szczególności kobietę". Warto podkreślić, że także z twórcą tych słów nasz bohater miał honor się spotkać, co również jest pięknie opisane na kartach książki. Na koniec książki zaś mówi: „Chętnie dożyłbym stu lat, ale nie myślę o tym jako o celu. Na pewno chciałbym jeszcze dożyć lata, prawie wedle obozowej zasady, byle do wiosny. Latem czuję się lepiej. Mogę chodzić w samej koszuli, udać się na Planty, posiedzieć na ławce, popatrzeć na innych, zwłaszcza na piękne kobiety...”

Myślę, że ta książka to fenomenalny zapis mądrego, godnego, katolickiego i tym samym moralnego, a jednocześnie „arcypolskiego” życia. UB-ek, Józef Goldberg vel Różański mawiał do #Wyklęci: „My was zniszczymy nie tylko fizycznie, my was zniszczymy przede wszystkim moralnie”. Propozycji takiej śmierci (swojej oraz niejako „śmierci Polskości”), złożonej przez komunistycznych czy hitlerowskich oprawców, zawsze odpowiadałeś Majorze: „I tak będę żył!”. Tak właśnie będzie...

p.s. Książka wydana nakładem rodziny jest do kupienia w kilku polskich księgarniach m.in. https://multibook.pl/pl/p/Jan-Szuro-I-tak-bede-zyl/9465 

Dr, MBA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura