Kolejny blog z serii „Cyfrowe państwo, analogowy rozum.
Piszę o tym, jak dane mogłyby uporządkować świat – gdyby tylko ktoś pozwolił im działać i wyjść z archaicznego świata słowa pisanego.
Problemy modelowania, powielania i zniekształcania informacji oraz ich wpływu na procesy to temat kilku moich ostatnich blogów.
W BLOGU 1: „Excel, SQL, ORB, czyli wielka niemoc w odwzorowaniu rzeczywistości” skupiłem się na problemie obiektowego odwzorowania rzeczywistości – pokazałem, że podejście obiektowe wymaga radykalnej zmiany myślenia o danych. To wyzwanie nie na miesiące, lecz na dziesięciolecia.
W BLOGU 2: „Niebezpieczne zabawy z tekstem” zaproponowałem alternatywę – powiązanie informacji tekstowej z danymi liczbowymi. Wnioski były jasne: tylko tekst spleciony z faktami pozwala uniknąć zniekształceń.
W BLOGU 3 omówiłem nadmiarowość informacji – współczesną plagę, w której więcej danych znaczy mniej sensu.
W BLOGU 4 przedstawiłem przykład modelu danych w procesie „Wybory kandydata na dowolny urząd”.
A teraz – czas na BLOG 5, czyli „Usprawnienie jednego z najdziwniejszych procesów administracyjnych: prawo dostępu do drogi”.
Każdy, kto choć raz próbował sprzedać nieruchomość, wie, że „dostęp do drogi publicznej” to nie tylko wymóg formalny – to rytuał biurokratyczny.
Formalnie sprawa jest prosta: nieruchomość musi mieć dostęp do drogi publicznej.
Ten dostęp może być:
bezpośredni – działka leży przy drodze publicznej,
pośredni – przez inną działkę (droga wewnętrzna lub służebność).
I tutaj kończy się logika, a zaczyna urzędnicza poezja absurdu.
Jak to powinno wyglądać w normalnym świecie
W modelu obiektowym nieruchomość powinna mieć jedno pole:
D – dostęp do drogi publicznej, z trzema możliwymi wartościami:
bezpośredni,
poprzez drogę wewnętrzną,
poprzez służebność innej nieruchomości.
Każdy wpis odwołuje się do konkretnego ID nieruchomości zapewniającej dostęp.
Jeśli działka N1 zostaje podzielona na N1A i N1B, system automatycznie powinien:
usunąć obiekt N1 (nadać status archiwalny),
utworzyć nowe obiekty N1A i N1B,
sprawdzić i wypełnić dla każdej z nich pole D – dostęp do drogi publicznej.

Proces sprzedaży nieruchomości N1A to wówczas jedno kliknięcie – jeśli pole „D” jest poprawnie wypełnione, transakcja jest dopuszczalna.
A jak wygląda to w rzeczywistości?
Tu zaczyna się teatr. Decyzję o podziale podejmuje gmina. W dokumencie pojawia się tekst o dostępie do drogi. Tekst jest jasny albo niejasny w zależności od redakcji urzędnika oraz od specyfiki dzielonej nieruchomości. Jeśli jest niejasny wówczas notariusz czyta, marszczy brwi i mówi: „Proszę wystąpić o interpretację do gminy”.
Gmina? Nie ma procedury wyjaśnień ani interpretacji.
Osoba sprzedająca rozkłada ręce. Kupujący się niecierpliwi. Notariusz odsyła z powrotem do gminy.
Powstaje łańcuch niekompetencji, w którym każdy odsyła każdego, aż ktoś wreszcie traci cierpliwość lub pieniądze.
W efekcie –z prostego pytania o drogę robi się administracyjny labirynt bez wyjścia.
Do akcji wkraczają prawnicy, geodeci, urzędnicy, rzeczoznawcy. Wszyscy „coś wiedzą”, ale nikt niczego nie rozwiązuje.
Z małej sprawy rodzi się duży problem dla wielu specjalistów i jeszcze większy koszt dla obywatela.
I tu dochodzimy do pytania zasadniczego:
Czy lepiej utrzymywać całą armię urzędników, prawników i notariuszy, którzy godzinami debatują nad jednym zdaniem o „dostępie do drogi”?
Czy może lepiej zlecić jednemu freelancerowi stworzenie prostego mikroprojektu:
model danych + logika walidacji + automatyczne przeliczenie dostępu przy każdej zmianie granic?
Taki projekt powstałby w tydzień (przy założeniu że dane o nieruchomościach są w postaci cyfrowej).
Działałby zawsze tak samo.
I nigdy nie potrzebowałby interpretacji.
Wnioski:
Problem z „prawem dostępu do drogi” nie leży w przepisach, tylko w braku modelu informacji.
Dopóki dane będą zapisywane w formie opisowej („działka ma zapewniony dostęp poprzez działkę nr 42”), dopóty administracja będzie stała w miejscu.
Dostęp do drogi publicznej to tylko przykład – symbol tego, jak wygląda informatyzacja:
mnóstwo tekstów, zero logiki, dziesiątki interpretacji.
Dopóki państwo nie zrozumie, że każdy proces administracyjny to w gruncie rzeczy przetwarzanie danych, dopóty będziemy stać w korku. Nie drogowym a informatycznym.
Inne tematy w dziale Technologie