Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz
6051
BLOG

To jednak była wina załogi

Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz Polityka Obserwuj notkę 175

O raporcie MAK bardzo trudno wypowiadać się bez emocji. Wszak raport ten, a przede wszystkim sposób jego prezentacji to „upokorzenie i ośmieszenie Polski”, a także „kompromitacja” naszego kraju na arenie międzynarodowej. To, że sformułowania te biorę w cudzysłów nie oznacza, że się od nich odcinam. Zgadzam się, Rosjanie wykorzystali opublikowanie raportu MAK do pokazania Polsce, gdzie jej miejsce. A słowa Tatiany Anodiny o alkoholu we krwi generała Błasika były obliczone tylko na to, by umieściła je w swoich tytułach cała światowa prasa. I to się udało.
Tym niemniej merytoryczna ocena ponad dwustustronicowego raportu MAK musi iść trochę w innym kierunku. Oczywiście, jeśli ktoś jest gotów rzetelnie dyskutować o przyczynach katastrofy, a nie traktować smoleńskiej tragedii jak maczugi politycznej (co niestety zrobili ostatnio też Rosjanie).
Rzetelną ocena przyczyn wydarzeń z 10 kwietnia ułatwia na przykład przyjęcie założenia, że chodzi o katastrofę samolotu z prezydentem na przykład Gabonu na terenie na przykład Zambii. Jak analizowalibyśmy jej przyczyny po przyjęciu takiego założenia?
Otóż zapewne wtedy uznalibyśmy, że w 80-90 procentach za katastrofę odpowiada załoga samolotu prezydenckiego. Bo to załoga zdecydowała się lądować mimo fatalnej, wielokrotnie przekraczającej wszelkie normy bezpieczeństwa pogody. To załoga popełniła kardynalne błędy w pilotażu: Korzystała z niewłaściwego wysokościomierza - radiowego; Źle ustawiła wysokościomierz barometryczny; Obniżała się ze zbyt dużą szybkością przy wykorzystaniu – wbrew obowiązującym zasadom – autopilota ABSU i automatu ciągu AT; Podjęła próbę „odejścia w autopilocie”, który to mechanizm nie mógł zadziałać na lotnisku bez systemu ILS; Wreszcie obniżała się poniżej wysokości 100 metrów, choć od wieży kontrolnej miała zgodę tylko na zejście na tę wysokość.
Wina wieży jest znacznie skromniejsza – to zbyt późne wydanie komendy „horyzont 101”, choć to „zbyt późno” oznaczało cztery sekundy. Wieża nie nakazała też odlecieć prezydenckiemu samolotowi na inne lotnisko, gdy był jeszcze wysoko. Kontrolerzy jednak – trzeba o tym pamiętać - nie wydali zgody na lądowanie, tylko na zejście do „wysokości decyzji” – 100 metrów. Wpływu na katastrofę nie miało natomiast informowanie załogi przez kontrolera, że samolot jest „na kursie i ścieżce”, podczas gdy w rzeczywistości lekko od ścieżki odstawał. Wieża mogła zakładać, że i tak wszystko się „wyrówna” na wysokości 100 metrów. Reasumując winę kontrolerów można porównać do winy policjanta, który w ostatniej chwili dostrzega samochód jadący z nadmierną prędkością, nie zatrzymuje go, a samochód za chwilę ulega wypadkowi. Czy policjant w takich przypadkach odpowiada prawnie za wypadek?

moje ulubione kolory to biały i czarny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka