Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz
105
BLOG

Medialne prawdy o śmierci księdza

Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz Polityka Obserwuj notkę 75

Rozwodzenie się o bezmyślności mediów jest zajęciem jałowym. Trzeba jednak czasem do tego wrócić, gdy czyta się rewelacje dziennika "Polska", podchwycone natychmiast przez TVN24 i inne media elektroniczne, a dotyczące "Prawdy o śmierci księdza Jerzego Popiełuszki".

Jako news i prawda objawiona przedstawione zostaje coś, co po pierwsze znane jest od lat, a po drugie bardzo słabo udokumentowane. Nie przeszkadza to jednak Polsce i mediom elektronicznym prezentować tej wersji zdarzeń jako niemal pewnej. "Polska" pisze dodatkowo, że dotarła do tych rewelacji.

Teorię, że ks. Jerzy Popiełuszko został zamordowany nie 19 października, a dopiero około 25 października 1984 roku, prokurator Andrzej Witkowski głosi już od lat 90. Kilka lat temu na tej właśnie tezie oparł swoja książkę o księdzu Wojciech Sumliński. Ten sam, który razem z autorem tekstu w "Polsce" Leszkiem Pietrzakiem zamieszany jest w handel raportem z likwidacji WSI.

Teza ta jednak jest bardzo słabo udokumentowana. Jedyną przesłanką jest fakt, że właśnie koło 25 października jacyś ludzie łowiący ryby w zalewie włocławskim widzieli, iż ktoś wrzuca do tego zalewu coś dużego. Nie ma żadnych innych poszlak na twierdzenia Witkowskiego, Sumlińskiego i Pietrzaka, że księdza Popiełuszkę od grupy kapitana Grzegorza Piotrowskiego przechwyciła jakaś inna grupa. Zupełnymi spekulacjami są dywagacje, że ksiądz między 19 a 25 października mógł być przetrzymywany w radzieckiej bazie.

To oczywiście nie oznacza, że wszystkie inne ustalenia tej trójki muszą być fałszywe. Prawdą może być założenie, że księdza Popiełuszko chciano zmusić do współpracy, ale przesadzono ze stosowaną argumentacją i ksiądz zmarł. Wszystko jednak mogło się stać od razu 19 października. Przecież nawet Piotrowski na procesie toruńskim twierdził, że nie chciał księdza zabijać, tylko postraszyć, ale sytuacja wymknęła mu się spod kontroli.

Bardzo prawdopodobne jest też, że o próbie werbunku Popiełuszki wiedziała góra MSW włącznie z generałem Kiszczakiem. Gdy jednak doszło do wypadku przy pracy, umyła ręce. To jednak nie musi kłócić się z obowiązującą dziś tezą, że decyzję o zabójstwie, w przypadku nieudanego werbunku, podjęto na niższym szczeblu w MSW. Być może w porozumieniu z siłami, które dążyły do zaostrzenia sytuacji w kraju.

Prawdziwa może być także informacja o współpracy Waldemara Chrostowskiego, kierowcy księdza, z SB. Tylko wówczas da się w miarę spójnie wytłumaczyć, dlaczego po jego brawurowej ucieczce mordercy księdza postanowili dokończyć dzieło. Mimo, że mieli świadka.

Niewykluczone też, że zwłoki księdza w zalewie znaleziono już 26 października, ale postanowiono odczekać z ich ujawnieniem do 30 października. Wiadomo, całą operację trzeba było przygotować propagandowo. Przecież dopiero 27 października gen. Kiszczak publicznie ujawnił, że w porwanie zamieszani są funkcjonariusze MSW. Mógł to zrobić dopiero wtedy, gdy wiedział, że ksiądz na pewno nie żyje. Kuriozalne jest jednak opieranie się na opinii francuskiego profesora co do długości pozostawania ciała w wodzie, wydanej na podstawie zdjęć prasowych.

O tym wszystkim jednak "Polska" i media elektroniczne milczą. Mam nadzieję, że tylko z niewiedzy, a nie dlatego, że po uwzględnieniu tych zastrzeżeń news przestałby być newsem.

moje ulubione kolory to biały i czarny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka