Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz
1238
BLOG

Papała i inni

Piotr Śmiłowicz Piotr Śmiłowicz Polityka Obserwuj notkę 21

Przeczytałem niedawno książkę Sylwestra Latkowskiego "Zabić Papałę". Wydaje mi się, że to dobre podsumowanie dziesięciu lat śledztwa w sprawie zabójstwa generała. Z książki Latkowskiego można wyciągnąć wniosek, że śledztwo to było bezowocne. Jedyny ślad, na który śledczy wpadli dotyczy Edwarda Mazura, ale dowody przeciw niemu są bardzo wątpliwe, co potwierdziło odrzucenie wniosku ekstradycyjnego przez amerykański sąd.

Bo choć prokurator Jerzy Mierzewski bardzo oburza się na Latkowskiego za wybielanie na siłę Mazura, ja nie mam takiego wrażenia. Przecież Latkowski przytacza w całości wniosek ekstradycyjny, w którym polska prokuratura musiała ujawnić wszystko, co ma. Wielokrotnie zmieniane zeznania Artura Zirajewskiego, wzajemnie ze sobą sprzeczne, zeznania Słowika po konsultacjach z "Bolem" Raźniakiem - wszystko to każe bardzo sceptycznie patrzeć na przebieg słynnego spotkania w gdańskim hotelu Marina w kwietniu 1998 roku. A przecież to spotkanie ma być kluczowym dowodem przeciwko Mazurowi. Dlatego trudno dziwić się sędziemu Keysowi, że odrzucił wniosek ekstradycyjny. To oczywiście nie oznacza, że Mazur jest niewinny. Wiele poszlak wskazuje, że miał jakiś związek z zabójstwem. Może nawet było tak, że nasze organy śledcze miały jakieś informacje wskazujące na winę Mazura, których jednak nie mogły wykorzystać procesowo. Postanowiły więc dorobić trochę dowodów.

Książka ma jedną podstawową zaletę. Pozwala skonstatować, ze wszystkie rozpatrywane hipotezy śledcze nie muszą być ze sobą całkowicie sprzeczne. Bo występujące w nich postacie gdzieś się ze sobą zetknęły. Mazur rozmawiał o zabójstwie z Pruszkowem, a Pruszków to też Bogucki i Niemczyk. Mazur rozmawiał z Kanigowskim, a Kanigowski to Baranina. Baranina przez układ wiedeński współpracował z Kuną i Żaglem, a ci ze Zdzisławem Herszmanem i Markiem Michnbergiem. Na spotkaniu w Marinie mógł być Kazimierz Hedberg vel Wasiak, który z kolei znał braci Długoszów z Radomia. Mazur znał dobrze Józefa Sasina, Hipolita Starszaka i Romana Kurnika. Kurnik utrzymywał bliskie relacje z żoną Papały Małgorzatą. Wiele z tych postaci gdzieś kiedyś otarła się też o podejrzenie handlu narkotykami, a obawa o ujawnienie przez Papałę narkotykowego interesu to najbardziej prawdopodobny motyw zabójstwa. Jeżeli jeszcze przyjmiemy pojawiająca się tu i tam hipotezę, że w proceder narkotykowy zaangażowana była sama policja, wówczas zamyka się krąg podejrzeń. Zaczynamy też rozumieć, dlaczego śledztwo ma tak mizerne efekty.

Książka oczywiście wprost nie daje odpowiedzi na pytanie, kto stoi za zabójstwem. Jest jednak na tyle inteligentnie skonstruowana, że najbardziej prawdopodobną hipotezę można wyczytać między wierszami. Sądzę, że nieprzypadkowo Latkowski na początku opisuje regularne obiadki w restauracji Kuźnia w Wilanowie, w których brali udział Kurnik, Sasin, Starszak i Papała. Nieprzypadkowo w szczegółach pisze o biografii uczestników tych obiadów.

Mam dwa swoje dopowiedzenia do książkowych rozważań. Pierwsze - zastanowiło mnie, dlaczego pseudonim, pod jakim Zirajewski opisuje w jednym z zeznań Edwarda Mazura, a jakim miał się on posługiwać podczas spotkania w Marinie – Bako – to pierwsze dwie sylaby nazwy "Bakoma". Wiadomo, że nazwa "Bakoma" wzięła się od pierwszych sylab imienia żony Zbigniewa Komorowskiego Barbary, nazwiska Komorowski i nazwiska Mazur. Czyli "Bako" to "Bakoma" bez Mazura. Zastanawiające. Tym bardziej, że Mazur całkowicie się wypiera, by kiedykolwiek ktokolwiek nazywał go "Bako".

Drugie spostrzeżenie – Latkowski snuje rozważania, kim miał być tajemniczy "Borowski", który poznał Zdzisława Herszmana z Janem Widackim. Sugeruje, że może to być Marek Borowski, choć sam Herszman twierdzi, że był to minister z URM, a na początku lat 90. Marek Borowski w URM nie pracował. Moim zdaniem może chodzić o Zbigniewa Borawskiego, od końca 1988 roku do początku 1991 roku podsekretarza stanu w URM. Tenże Borawski potem był szefem firmy Billa, w której udziały mieli Kuna i Żagiel, u których pracował z kolei Władimir Ałganow. Czyli idealnie pasuje do układanki.

Z lektury można oczywiście wyciągnąć wniosek, że wszyscy twierdzący, iż w latach 90. Polskę oplatała sieć powiązań polityczno-służbowo-gangsterskich, mieli trochę racji. Nie zmienia to faktu, że używanie tego jako politycznych haseł nie ułatwiało walki z tymi zjawiskami. I pewnie gdy za dziesięć lat pokusimy się o diagnozę obecnej dekady, zobaczymy, że te patologie wcale nie zniknęły, tylko przybrały nieco inną formę.

Tym bardziej, że ukryta przed opinią publiczną rzeczywistość lat 90. to nie tylko patologie. Przeczytałem też ostatnio inną książkę - "Rząd na główne danie" Alicji Basty. To widziana oczami pracownika Centrum Informacyjnego Rządu kuchnia pracy kolejnych Rad Ministrów. Pełna interesujących, a kompletnie nieznanych szczegółów, ukazujących śmiesznostki premierów czy ministrów, uleganie różnym dziwnym interesom czy przeciwnie, kierowanie się interesem ogółu wbrew lobbystycznej presji. Można przeczytać, jak Grzegorz Kołodko obrażał się na Millera i jego rząd, jak minister gospodarki Wiesław Kaczmarek i minister obrony Stanisław Dobrzański toczyli dziwną wojnę o izraelskie rakiety Huzar, o których zakontraktowaniu Kaczmarek zdecydował tuż przed odejściem rządu Cimoszewicza. Dowiadujemy się też, jak tenże Cimoszewicz po przegranych przez SLD wyborach w 1997 chciał natychmiast składać dymisję i został niemal siłą powstrzymany przez innych ministrów. Albo jak sprzeciwiał się lobbystycznym naciskom, m.in. króla żelatyny Kazimierza Grabka.

To bardzo dobre uzupełnienie obrazu, jaki tworzy lektura książki Latkowskiego.

moje ulubione kolory to biały i czarny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka