Cała argumentacja zwolenników aborcji dowodzi, że nie mają własnych poglądów, na przykład nie wiedzą, po co właściwie chronić ludzkie życie.
Świadczy o tym próba dowiedzenia, że ludzkie życie należy chronić w późnym okresie płodowym, a we wczesnym nie trzeba. Taki sąd opiera się zazwyczaj na pokrętnym dowodzeniu, że w późniejszym stadium rozwoju prenatalnego mamy do czynienia z człowiekiem, a we wstępnym jeszcze nie. Jako argument przywołuje się różne opinie i różne systemy prawne, które rzeczywiście zezwalają na przerwanie ciąży w pierwszych tygodniach ciąży, a w późniejszych zazwyczaj już nie.
Zwolennikom aborcji nie przeszkadza, że w jednym systemie prawnym aborcja jest dozwolona np. do 6 tygodnia ciąży, a w drugim do 6 miesiąca. Przyznając rację zwolennikom aborcji trzeba by się zgodzić, że w jednym państwie płód przemienia się w człowieka wcześniej, a w drugim później. Nie przywołuje tu państw o niskim poziomie naukowym i kulturze, ale „światłych”, „rozwiniętych” i „cywilizowanych” jak Holandia, Hiszpania, Francja, Czechy czy USA.
Dopuszczalność przerwania ciąży w różnych państwach jest różna, co dowodzi, że ustawodawcy kierowali się innymi względami niż naukowe, medyczne, biologiczne. Jeśli więc naukowcy i ustawodawcy wysnuwają swoje wnioski nie z wiedzy naukowej i doświadczeń empirycznych, to co można powiedzieć o politykach i blogerach, którzy - niejako z definicji – kierują się światopoglądem i/lub polityczną koniunkturą?
Zwolennicy aborcji powinni uczciwie przyznać, że nie są doktrynerami i nie będą opowiadać się za ochroną życia ludzkiego. Że ich światopogląd jest taki i basta. Jest to potrzebne również dlatego, że znaczna część ujawnionych zwolenników aborcji jest jednocześnie zwolennikami eutanazji. A eutanazja to „zjawisko”, gdzie - bez wątpliwości – mamy do czynienia z kwestionowanymi przy aborcji pojęciami: „życiem” i „człowiekiem”.
Profesor, bioetyk i filozof (!) Jan Hartman oburzał się w TV na określenie „cywilizacja śmierci”. Gardłował, że takie określenie mu uwłacza, obraża go. Niepotrzebnie się oburzał, bo w jego pojęciu śmierć to nie zdarzenie, na które nie mamy wpływu i nie zdarzenie, które wiąże się jednoznacznie z bólem i cierpieniem większym niż doczesny ból i doczesne cierpienie.
Jeśli więc śmierć nienarodzonego dziecka, podobnie jak śmierć zadana w celu „zakończenia cierpień” dojrzałego człowieka (eutanazja), nie są zjawiskami jednoznacznie negatywnymi, to oznacza, że nie ma powodu obruszać się na nazwanie tego „cywilizacją śmierci”. Jeśli takie zakończenie życia (aborcja, eutanazja) ktoś uznaje za pożądane, właściwe, niosące szczęście, to powinien wręcz cieszyć i szczycić określeniem „cywilizacja śmierci”.
A może profesorowi przeszkadza słowo „cywilizacja”?
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości