Wariant pierwszy nie jest prosty, wręcz prostacki, ale na lemingów wystarczy i da im przekaz dnia do dalszego kolportowania: Może i nie słychać Błasika w kabinie, ale to nie dowód, że go tam nie ma.
Edmund Klich nie bawi się w dywagacje był czy nie był w kabinie: „To jak odczuwa się presję to indywidualna sprawa.” Czyli według Klicha generał Błasik był i koniec dyskusji.
Wariant drugi nieco łatwiejszy, bo wykorzystuje frazę lansowaną przez wiele miesięcy w przeszłości, więc wdrukowaną już w świadomość: Badanie przyczyn katastrof lotniczych i śledztwa trwają bardzo długo (tu pada przykład Lockerbie), więc wiecie-rozumiecie, prawaki poganiały, pisiaki beształy i komisja Millera, badając zbyt szybko (pod presją złych prawaków i pisiaków, którzy, przy okazji kolejnych wyborów upolityczniali sprawę normalnego wypadku lotniczego mówiąc że to zamach na prezydenta), popełniła błąd. Kto uniemożliwił rzetelne badanie? Sami widzicie.
Takie "narracje" nie jest łatwo sprzedać, ale mając liczne i wierne zastępy publicystów, ba – całych koncernów medialnych, polityków („Nie ma znaczenia, czy w kokpicie tupolewa był generał Błasik, czy nie - ofiarom katastrofy nie przywróci to życia"), „ekspertów” od katastrof lotniczych i „specjalistów” od czytania z ust, można wszystko.
No, prawie wszystko…