Śledząc w mediach informacje i komentarze o „publikacji IPN”, która „pominęła Lecha Wałęsę”, zastanawiałem się, co to za zbiór. Czy jest to zbiór wszystkich opozycjonistów, którzy byli prześladowani, czy też… inny zbiór?
Kilka kliknięć w internecie i jest odpowiedź: „Katalog osób represjonowanych w czasach komunizmu jest jednym z czterech, które IPN musi publikować w internecie na mocy ustawy. Trafiają tam nazwiska osób, które - według archiwistów Instytutu - były prześladowane, a jednocześnie nie współpracowały z bezpieką i nie były jej funkcjonariuszami.” (za Dziennik.pl)
Kilka pyknięć pilotem TV i mam uzupełnienie: „Ustawodawca, zlecając Instytutowi przygotowanie katalogów represjonowanych wskazał, że umieszcza się w nim dane osób, na które służby specjalne PRL zbierały informacje, a wobec tych osób nie stwierdzono dokumentów świadczących, iż służyły, pracowały lub były tajnymi współpracownikami organów bezpieczeństwa państwa.” (rzecznik IPN)
Dlaczego wielu polityków, publicystów i komentatorów udaje święte oburzenie i atakuje IPN za rzekomą manipulację?
Dlaczego realizacja ustawy przegłosowanej przez Sejm, Senat i podpisanej przez Prezydenta RP obciąża wykonywającą jej zapisy instytucję, w tym wypadku IPN?
Odpowiedź jest chyba oczywista i wręcz banalna. Krytycy i krzykacze są przeciw lustracji i ujawnianiu agentów. Są zatem przeciw IPN, który agentów ujawnia. Kropka.
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka