Jedna wypowiedź premiera Tuska na temat „chemicznej kastracji”, a kilka dni medialnych debat i – głównie - zachwytów. Dlaczego?
Przecież „kastracja chemiczna (farmakologiczna)” to nietrwałe uniemożliwienie pedofilowi jego niecnych praktyk. Aby w miarę skutecznie uniemożliwić pedofilowi siać zgorszenie i zagrożenie, trzeba by zastosować zabieg z minimalną ilością „chemii”, a maksymalną „fizyki”.
Aby pedofilowi ograniczyć stosowanie jego chorych praktyk za pomącą farmakologii, trzeba by mieć nad nim stałą kontrolę, gdyż jego popęd seksualny za pomocą „chemii” spada jedynie czasowo. Nie zażycie zaleconego specyfiku zniweczy plan „zneutralizowania” pedofila. Jeżeli zaś możemy mieć nad pedofilem „stałą kontrolę”, to dlaczego do tej pory żadna „stała kontrola” nie została zastosowana w stosunku do zidentyfikowanych już dewiantów molestujących dzieci? Przecież takie działania stanowiłyby, w znacznym stopniu, ograniczenie ich chorej aktywności.
I ostatnia kwestia. Czy za pomocą „farmakologii” można kogokolwiek „karać”? Przecież „kastracja farmakologiczna” byłaby terapią, zabiegiem medycznym. Ponadto, o jakich zmianach prawa mówi premier? Przecież obecnie istnieją przepisy zezwalające na przymusowe leczenie, a tym przecież byłaby farmakologiczna ingerencja zmierzająca do obniżenia poziomu testosteronu u mężczyzny.
Dlaczego w takim razie ten zachwyt, nad wypowiedzią Premiera, którego „pomysł” niczego nowego nie wnosi?
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka