W dzisiejszej Wirtualnej Polsce niezastąpiony Tomasz Lis popełnił felieton pt. „List otwarty do Janusza Palikota”, który jest raczej „listem otwartym” do czytelników WP. Nie ma tam bowiem zbyt wiele rad dla posła PO, ale jest kilka uwag i sugestii dla nas, „pochłaniaczy” mediów.
Nie będę analizował trafności całego tekstu (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,List-otwarty-do-Janusza-Palikota,wid,10444056,felieton.html), odniosę się jedynie do jednego zdania, które jest – moim zdaniem – całkowicie fałszywe: „W dobie rządów parlamentarzystów, którzy swych myśli nie mają, a jedynie myśli liderów zgadują, ktoś kto stoi na swoich nogach, mówi swoim językiem, to już naprawdę wiele.”
Czy Janusz Palikom jest suwerenny w swych kontrowersyjnych sądach? Czy poseł PO wygłasza swoje tezy bez przyzwolenia premiera Tuska i przewodniczącego Chlebowskiego? Czy władze PO chcą, ale nie mogą (nie potrafią) uciszyć Palikota? Czy nie znajdują adekwatnej do skandalicznych (tak określają to również koledzy z PO) słów i gestów, kary?
Jestem przekonany, że poseł Palikot działa z pełnym przyzwoleniem władz Platformy Obywatelskiej. Jest dla PO niezwykle cenny. I to co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze Palikot wali obuchem, np. prezydenta Kaczyńskiego, ośmiesza go, spotwarza, dyskredytuje, pokazuje prawdziwe lub nieprawdziwe wady, a koledzy z PO, członkowie rządu, nieprzychylni publicyści mówią: to nie ja (my), ja (my) nie zgadzam się z tezami Palikota; są one przesadzone. Ale jednocześnie, że „jest coś na rzeczy” i „nie użył bym takiego języka, ale…”.
Koledzy z PO odcinają się od słów Palikota, czasem grożą mu paluszkiem, zapowiadają że ukażą, zawieszą w prawach członka. Kończy się na niczym, a poseł-trefniś obmyśla nowy plan.
Efektem takiej strategii jest puszczenie w obieg inwektywy, która żyje własnym życiem. Gazety piszą, publicyści cytują, telewizje emitują. „Nieprawdziwy” obraz (np. prezydenta) krąży w mediach i utrwala się w głowie odbiorcy.
Drugim celem PO (bo jak wspomniałem nie wierzę w „samodzielność” i „suwerenność” wyskoków Palikota), jest przykrywanie kłopotów partii rządzącej i rządu.
Nie jestem pierwszy, który twierdzi, że terminy „wyskoków” Palikota i wpadki, błędy oraz katastrofy PO i gabinetu Tuska, pokrywają się w czasie. Czasem wyprzedzają, czasem następują tuż po. Ale efekt jest podobny: zajmujemy się pierdołami, słowami, gestami, rekwizytami Palikota. A setki milionów dla J&S, krach „białego szczytu”, wycofanie się z kolejnej reformy, rejterada przed PZPN, ogólny brak pomysłu na rządzenie, wypychane są z agencyjnych serwisów i pierwszych stron gazet.
Taka postawa kolegów oszczercy jest dla PO i rządu niezwykle wygodna. Gdyby było inaczej, w ile minut po „wyskoku” poseł Palikot pożegnał by się z funkcjami w partii i członkostwem w Klubie, albo przynajmniej z wizytami w mediach?
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka