Mateusz Morawiecki oraz Donald Tusk. / foto: screen YouTube (kolaż)
Mateusz Morawiecki oraz Donald Tusk. / foto: screen YouTube (kolaż)
Radosław Piwowarczyk Radosław Piwowarczyk
528
BLOG

Wojna plemienna ma trwać

Radosław Piwowarczyk Radosław Piwowarczyk Polityka Obserwuj notkę 10
W 2024 rok weszliśmy jak u Hitchcocka, bo zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później napięcie jedynie wzrosło. Nie opadł jeszcze dobrze proszek z gaśnicy po interwencji Grzegorza Brauna, nie opadło jeszcze napięcie po siłowym przejęciu mediów reżymowych przez koalicję październikową, a naszym urokliwym bantustanem już wstrząsnęła seria dramatycznych zdarzeń.

W Nowy Rok wybuchło oburzenie w związku ze słowami kabareciarza Jana Pietrzaka, który na antenie TV Republika zszargał największą świętość, a więc pamięć o Holocauście, wplatając w żart baraki z niemieckich obozów koncentracyjnych. Dowcip, choć dość gruby, ale za to niezbyt zabawny, spowodował lawinę niewspółmiernych zdarzeń. Uaktywnił się znany z donosów Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, minister sprawiedliwości Adam Bodnar poprosił Prokuratora Krajowego o zajęcie się sprawą, a jeden z członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zwrócił się do jej szefa o wszczęcie postępowania skargowego wobec stacji telewizyjnej.

Nietrudno było przypomnieć sobie tekst piosenki Lady Pank:

„A wolność słowa też piękna rzecz,

I możesz krzyczeć, co zechcesz lecz,

Lecz jest poza tym dobro i zło,

Prokurator wytłumaczy ci to”.

W pierwszych dniach stycznia każdy, kto chciał być dobrze widziany w Towarzystwie, musiał zatem przystąpić do rytualnego potępienia Pietrzaka i odcięcia się od haniebnej wypowiedzi. Mogło się zdawać, iż wśród głosów krytyki zabrakło jedynie Konfederacji, która na przełomie roku wiodła prym pod tym względem. Być może przyczyn braku reakcji ugrupowania należy upatrywać w tym, iż Pietrzak nie był jej członkiem. Gdyby bowiem było inaczej, to by mu Przemysław Wipler mógł pokazać, co sądzi o jego słowach. W takich okolicznościach poseł musiał jednak zadowolić się publicznym skarceniem oraz odcięciem się od Brauna.

Goszcząc w RMF FM u Roberta Mazurka, Wipler mógł się wydawać początkowo nieco nieśmiały, ale ostatecznie, skłoniony namowami gospodarza, jął pomstować na Brauna. Kiedy już poseł zaczął nadawać na jednego z założycieli ugrupowania, do którego dołączył zaledwie kilka miesięcy temu, można było wygodnie rozsiąść się w fotelu, gdyż Wipler nie zamierzał prędko skończyć. Odnosząc się do zgaszenia chanukii, stwierdził stanowczo, iż Braun zaszkodził „Polsce, Konfederacji, Krzyśkowi Bosakowi, całej ich formacji”. Szczególnie rozczulająca dla odbiorców musiała być owa troska o kolegę z marszałkowskiego fotela.

Wydarzenia w naszym umęczonym kraju nie czekały jednak na rozstrzygnięcie wewnętrznych sporów w partii „skrajnego centrum”, ale pędziły, pomimo problemów Konfederacji. Początek drugiego tygodnia roku przyniósł kuriozalny obrót spraw. W poniedziałek 8 stycznia sąd wykonawczy wydał nakazy aresztowania Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, którym marszałek rotacyjny Szymon Hołownia wygasił mandaty poselskie, a niezgadzający się z takim spojrzeniem na tę sprawę prezydent Andrzej Duda zaprosił Wąsika i Kamińskiego nazajutrz do pałacu prezydenckiego.

Kiedy 9 stycznia rano policja pojawiła się pod domem Wąsika, funkcjonariusze nie zastali polityka, który prawdopodobnie już wówczas „przebijał się” na Krakowskie Przedmieście. Zdarzenia, do jakich doszło w kolejnych godzinach, pokazały, iż mówienie o naszym umęczonym kraju per urokliwy bantustan może być obraźliwe, ale dla urokliwego bantustanu. Poszukiwani przez policję Wąsik i Kamiński odnaleźli się bowiem na uroczystości w pałacu prezydenckim, a następnie wyszli do dziennikarzy, by wygłosić swoje stanowisko i ponownie schronili się w siedzibie prezydenta. Nieco później gruchnęła wiadomość o tym, że obaj zostali zatrzymani, choć początkowo nie było wiadomo, jak do tego doszło.

Nic zatem dziwnego, że dociekliwy „suweren” zaczął tworzyć memy, obrazujące przypuszczalny obrót wydarzeń. Na jednym z nich Wąsik zauważa, że ktoś puka do drzwi, na co Kamiński odpowiada: – Pewnie Andrzej zapomniał kluczy. Otworzę.

Prawdziwy przebieg zatrzymania Wąsika i Kamińskiego to gotowy scenariusz na komedię kryminalną. Policja weszła bowiem do pałacu prezydenckiego pod nieobecność gospodarza, który w tym czasie znajdował się w Belwederze. Jak wynika z medialnych doniesień, zgodnie z wolą prezydenta, policję do gmachu miała wpuścić szefowa Kancelarii Prezydenta RP, ale to dwaj zastępcy szefa Służby Ochrony Państwa, a więc formacji podległej ministrowi Marcinowi Kierwińskiemu, wskazali funkcjonariuszom, gdzie znajdują się poszukiwani mężczyźni. Prezydent Duda, dowiedziawszy się, co się dzieje, chciał wrócić do pałacu, ale pech chciał, że jego kolumnę zablokował autobus komunikacji miejskiej. Radości z tego zdarzenia nie krył prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.

Gdyby w takim opisie zdarzeń ukryć nazwy własne i zmienić osoby na tajemniczych dżentelmenów X, Y i Z, można byłoby śmiało zastanawiać się, której z bananowych republik on dotyczy.

Tymczasem cała sprawa rozgrywa się o to, czy prezydent Duda miał prawo ułaskawić Wąsika i Kamińskiego przed zapadnięciem prawomocnego orzeczenia, czy nie. Zdaniem głowy państwa jak najbardziej, jeszcze jak, zaś strona rządowa utrzymuje, że absolutnie nie. Zwolennicy prezydenckiego stanowiska przypominają, iż Konstytucja mówi jedynie, że prezydent „stosuje prawo łaski”. Co prawda przepisy dotyczące ułaskawienia znajdują się w rozdziale „postępowanie po uprawomocnieniu się orzeczenia” Kodeksu Postępowania Karnego, zaś art. 560 KPK mówi o prośbie „o ułaskawienie skazanego”, ale któż by się przejmował takimi szczegółami, kiedy wojna plemienna ma trwać. W jej ramach Prawo i Sprawiedliwość zmobilizowało w czwartek 11 stycznia prawdopodobnie ponad sto tysięcy sympatyków na „Protest Wolnych Polaków”, a Donald Tusk zaprosił na spotkanie 13 stycznia – w piątą rocznicę tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Nieżyczliwi komentatorzy szybko przypomnieli premierowi, jak sam mówił, iż „wolałby się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną”, ale w końcu karierę polityczną Tusk zbudował już dawno. O utrzymywaniu się u władzy zaś nie było mowy.

Redaktor, publicysta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka