Płońsk.Redakcja-plonszczanin.pl Płońsk.Redakcja-plonszczanin.pl
154
BLOG

El Comendante i Trzy Jądra

Płońsk.Redakcja-plonszczanin.pl Płońsk.Redakcja-plonszczanin.pl Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Lokalna telenowela- El Comendante i Trzy Jądra nad Ponca- River

 

El Comendante wstał jak zwykle lewą nogą. Było to w jego przypadku najzwyczajniej zwyczajne. Nie miał prawej, a proteza leżała pod pryczą. Sięgnął po nią, nałożył i teraz mógł rozpocząć nowy dzień swoich rządów. Przeciągał się. Tak się wyprężył, aby napięte do granic mięśnie pośladków mogły wypuścić kłębowisko nocnych gazów. Rozległ się gwałtowny trzask. Tak właśnie jego cztery litery witały mieszkańców zawłaszczonego przez niego pueblo.

 

Wybierano go niby w sposób demokratyczny, lecz tak naprawdę tylko pierwszą „kondolencję” miało to miejsce. Później poszło mu jak spłatka. Dobrał sobie za współpracowników wykształciuchów, co to pokończyli uniwersytety „Ola boga, jaki poziom” i mieli jedną charakterystyczną cechę- ich mózg był nieużywany i przebywał na wiecznych wakacjach w „Krainie dzikich łowów”. Tym jego sługusom chodziło tylko o kasę. Za nią sprzedaliby nawet rodzoną matkę, a że w większości byli sierotami, to do takiej transakcji nigdy nie doszło. Moralnie dla samych siebie byli czyści.

 

- Ojcze mój, daj mi dziś dużo kasy, ześlij wszelkie plagi egipskie na moich przeciwników, zaślep mieszkańców, bo tu jest dla mnie jak w niebie- zakończył poranną modlitwę.

 

El Comendante zszedł na dół willi. Wszedł do garażu i spojrzał na swą limuzynę.

 

- Jakiś stary ten mój wózek- pomyślał patrząc na BMW rocznik 2012.- Koniec roku, a ja takim rzęchem jeżdżę?!

 

Wsiadł wielce zasmucony. Miał już tego dość. On, El Comendante i żeby nie mieć prywatnego odrzutowca. Tu zapłakał, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że co wypłacze, tego nie wysika. Tak ruszył do placówki, Urzędu Pueblowego, by móc odebrać kolejnego dnia tysiące pokłonów. Jego spokój wewnętrzny był stabilny jak kamień, z którego przez lata sam sobie wyciosał serce. Głaz przywalił mu sumienie i przydusił je śmiertelnie.

 

Nasz zuch szybko dojechał przed urząd swoim gratem, najnowszym modelem BMW. Wszedł do gmachu, który już wkrótce przez skromność chciał nazwać swoim imieniem. Jak zwykle przywitała go jego zastępca, seniorita Niewrażliwa Kończyna. Nagle. Bach i jej całus poszybował na pierścień El Comendante. Widniał na nim znak lokalnego miłosierdzia- trupia czacha. Seniorita tak się przyssała do sygnetu, jakby chciała z niego wyssać brylant i połknąć go. Była bowiem głodna świecidełek i wiecznie nienasycona szmalem. Przyssana niczym pijawka trwała już w swym ukłoniastym pocałunku dobre 10 minut.

 

- A masz- El Comendante walnął ją w bok prawym sierpowym.

 

Niewrażliwą Kończynę zatkało, ale lubiła tą poranną gimnastykę, składającą się ze skłonów i boksów w podbrzusze. El Comendante rozejrzał się.

 

- A gdzie są wszyscy- zapytał.

- Już pracują- odparła walnięta przed chwilą seniorita.

- Jak można zaczynać nowy dzień bez gimnastyki- zdenerwowany krzyknął.

 

Niewrażliwa Kończyna błyskawicznie pogalopowała po pokojach urzędu. Nie trwało długo, zanim zniewoleni pracownicy stali w holu pueblostratu. Zmuszeni, oddali wodzowi 2312 ukłonów.

 

- Kochają mnie- zamamrotał sam do siebie pod nosem, z którego wystawały kręcone włosy, symbol jego szemranych interesów.

 

- No dobra, a „tera” do roboty! Nie lenić mi się!- Elokwentnie wrzasnął na przerażonych podwładnych.

 

EL Comendante zebrał w gabinecie swoją świtę. Rozpoczął przedwyborcze spotkanie.

 

- „Słuchajta”, mam ponownie wygrać. „Robim” to tak. Mamy 45 pueblańskich manufaktur. Ich dyrektorzy są wierni. Mają powiedzieć pracownikom, że jak ja nie zwyciężę, to oni stracą robotę- zagaił El Comendante.

 

- Ależ to bzdura mój wodzu, przecież prości pracownicy nie stracą. Może, co najwyżej nasze zuchu z zarządów- wychyliła się pracownica i słodkim imieniu Betonowa Łechtaczka.

 

El Comendante zbystrzał. Wstał. Podszedł do mówczyni. Ucałował ją w czoło. Następnie wziął zamach i przywalił jej z forhendu, gdyż poza konopiami indyjskimi uprawiał także tenis.

 

- O ja głupia!- zawyła Betonowa Łechtaczka.

 

El Comendante wraz ze swoją kliką od lat wpajali pracownikom pueblańskich spółek, że tylko on gwarantuje im pracę. Poza tym miał pod sobą prawie cały rynek pracy w grodzie nad Ponca- River. Nie dopuszczał do powstawiania nowych wakatów, gdyż to mogło spowodować wolność wybory mieszkańców, a poprzez to zagrozić jego reelekcji.

 

W gabinecie El Comendante panowało napięcie. Zgromadzone tam siedem osób czekało na jeszcze jedno. Zazwyczaj ich szef na porannych odprawach walił w łeb dwie osoby.

 

- Czy to ja będę następny?- pomyślał Trzy Jądra, pracownik peublostratu.

 

Nie mylił się. El Comendante błyskawicznie szurnął do niego i dał mu kopa w krocze.

 

Trzy Jądra zgiął się i wykrzyknął.

 

- Za co!?- Zgięty w pól wykrzyknął Trzy Jadra.

- Za jajco.- Spokojnie i z wielkim wyważeniem odparł El Comendante, który miał tylko dwa.

 

I tak rozpoczął się kolejny dzień świętoszka z pueblo nad Ponca- River.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości