Ten dzień był od rana jakiś inny. Pokój wewnętrzny mimo łez, które dobijały się do źrenic. Przyszła godzina 14: 30. Cały kościół św. Maksymiliana w Płońsku wypełnił się ludźmi- było prawie jak w niedzielę, ale z jedną różnicą. Po środku stał katafalk, a na nim trumna z prochami Tomka.
Czuć było napięcie. Wstrzymywano huragan łez. Wielu walczyło z płaczem, lecz chyba nie wytrzymało samo Niebo. I pękło. Rozlało się strumieniem deszczu, jakby jego mieszkańcy chcieli zakrzyknąć: „Nas też to boli!”. Ale mimo zmieszanych kropel niebiańskiego deszczu z łzami idących z Tomkiem w ostatnią, ale ziemską drogę- było cicho. Tylko jakby rozlegał się ustawicznie powtarzający się znany barwą głosu szept- Dajcie mi odejść do Pana. Nie martwcie się o mnie. Widzę Mateczkę Maryję. Jest mi dobrze, nawet nie wiecie jak dobrze.
I znowu cisza.
Skąpana deszczem rzesza ludzi odprowadziła Tomka na miejsce, gdzie będą spoczywać jego zwłoki (cmentarz w Płońsku). Nie leży tam Tomek. Tylko jego zwłoki. Tomek jest w innym świecie. Tam nie czasu wymiarów, nie ma cierpienie i niesprawiedliwości. Jest w Miłości obleczony Miłością- tak ja wierzę.
Tomek był jak motyl, który delikatnością swych skrzydeł ulatał ponad przeciętność i marność, ale siłą argumentów potrafił przebić szybę pancerną. Czy Niebo nie jest miejscem dla motyli, dusz subtelnych i mądrych…
Inne tematy w dziale Rozmaitości