Dowcip dnia.
Czytajcie:
Theseus to zaawansowany program badawczy dotyczący rozwoju nowego Internetu, tzw. Web 3.0. (...) Oczekiwanymi rezultatami projektu będą nowatorskie produkty, narzędzia, usługi (...). Główny nacisk położono na technologie semantyczne, które nie określają treści (słowa, obrazy i dźwięki) konwencjonalnymi metodami (połączeniem liter), ale są w stanie rozpoznać i umieścić znaczenie treści w odpowiednim kontekście.
Wszystko dofinansowuje UE.
Ciekaw jestem, czy eurokraci naprawdę wierzą w to, że wynajdą Web 3.0. Tak, jakby to było coś,
co leży pod jakimś kamieniem w lesie. Wystarczy podnieść właściwy i proszę, już mamy Web 3.0.
Istotą tak zwanego nowego internetu aka web 2.0 aka społeczności był oddolny charakter procesu kształtowania się tego zjawiska. Oczywiście korporacje szybko zwęszyły pieniądz i zaczęły na nowym fenomenie zarabiać. Ale bez
inicjatywy użytkowników lub - jak wolą krytycy - "owczego pędu" nie byłoby web 2.0.
Prędzej spodziewałbym się, że rozwiązanie będące istotą web 3.0 powstanie
w jakimś garażu na przedmieściach Chicago czy San Francisco, niż że wynajdą je w swoich tajnych laboratoriach naukowcy pracujący za pieniądze UE.
Zabawna jest jeszcze jedna sprawa:
Naukowcy pracują również nad nowymi narzędziami cyfrowego zarządzania prawami (Digital Rights Management - DRM), które w przyszłości zapewnią lepszą ochronę intelektualnej własności multimedialnej treści. Zasadniczo, rozwój technologii posunie się o jeden etap do przodu poprzez: cyfrowe znaki wodne, systemy szyfrowania do kontrolowanego rozprowadzania, etykietowanie różnych formatów danych, weryfikację technologii i systemy filtrujące dane oraz wydruki.
Jeśli tak ma wyglądać web 3.0 to mam nadzieję, że marnotrawstwo środków, z którego słynie Unia, w projekcie Theseus osiągnie swoje apogeum.
