Justa Justa
864
BLOG

Miejskie widoki nadrzeczne

Justa Justa Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Była piękna, lipcowa niedziela. Poprzedniego dnia wróciliśmy do domu po dwutygodniowym rejsie po Wielkich Jeziorach Mazurskich. Jeszcze nie wszystko rozpakowane, rzeczy niewyprane, zdjęcia nieprzejrzane, widokówki nieposegregowane. Jeszcze czujemy kołysanie pokładu pod stopami i wiatr we włosach. Pogoda w ostatnich dniach nas zbytnio nie rozpieszczała, ale za to dała okazję do sprawdzenia swoich umiejętności w trudniejszych nieco warunkach i zasmakowania żeglarskiej przygody, dlatego wyjazd zaliczyliśmy do prawdziwie udanych i żałowaliśmy bardzo, że już się skończył.

Kraków przywitał nas ponad trzydziestostopniowym upałem, który odebrał nam z miejsca wszystkie siły. Nawet pies, zawsze pełen energii do zabawy, podczas spaceru szybko się męczył i wolał wracać do domu, gdzie w przydomowym ogrodzie znajdował ochłodę w cieniu drzew i chłodnej wodzie w oczku. Z tym większym żalem myśleliśmy więc o skończonym dopiero co urlopie. I tym chętniej, mimo wciąż panującego w domu popodróżnego rozgardiaszu,  skorzystaliśmy z rodzinnej propozycji spędzenia niedzielnego popołudnia nad Wisłą, a konkretnie na krótkim rejsie statkiem po rzece. Jakby nam kołysania i zapachu wody było mało... Choć to oczywiście nie to samo, żadnych sznurków do pociągania, steru też nie można dotknąć, no i gdzie te przechyły... Wszystkie te braki rekompensowały w nadmiarze widoki, znane, bliskie i niepowtarzalne, jakich ani na Mazurach, ani nigdzie na świecie nie da się ujrzeć. Ruszaliśmy w  podróż po rzece, historii, legendach i wspomnieniach.

Zaczęliśmy przy moście Grunwaldzkim. Postawiono tutaj pomnik Dżoka - wiernego psa, który po nagłej śmierci swego pana czekał przez rok przy Wiśle na jego powrót. Tą historią żyło wtedy całe miasto.

Wsiadamy na statek. Po prawej stronie zostaje Wawel, wzgórze katedralne, królewskie i smocze, o którym można dużo i jeszcze więcej.

Po lewej falisty kształt Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha.

Zaraz za mostem Dębnickim przystań kajakowa zwierzynieckiego Klubu Sportowego Nadwiślan. W tym roku mija 90 lat od jego założenia. To właśnie reprezentantkami i wychowankami tego klubu są nasze utalentowane polskie tenisistki, siostry Radwańskie.

Daleko z przodu słońce odbija się w szybach zwierzynieckich kamienic przy ulicy Kościuszki. To tutaj przed wiekami włóczkowie zwierzynieccy uratowali Kraków przed tatarską napaścią, pojmując do niewoli tatarskiego wodza. I to tędy, na pamiątkę tamtych wydarzeń, przechodzi w oktawę Bożego Ciała orszak Lajkonika, kierując się od klasztoru Norbertanek w stronę Rynku.

A oto już ujście Rudawy i wspomniany klasztor. I przypomina się kolejna legenda - o dzwonie topielców, który odlewany po trzykroć, po trzykroć okazywał się pęknięty. Podobno wciąż raz do roku można usłyszeć jego nieczysty dźwięk, gdy w noc świętojańską wynurza się z fal i dzwoni aż do północy.

Przy Salwatorze statek zawraca.

Znów przepływamy pod mostem Dębnickim, mając przed sobą serce Krakowa (a wiele osób zgodzi się pewnie, że i Polski) jak na dłoni. Teraz statki mieszczą się tu bez trudu, ale trzy lata temu, podczas majowej powodzi, nie przepłynęłaby tędy nawet łódeczka z kory. Poziom wody był tak wysoki, że niewiele brakowało, aby zaczęła przelewać się górą, trzeba było dociążyć most ciężarówkami z piaskiem, by wezbrana rzeka nie naruszyła jego konstrukcji. Teraz w letnie, słoneczne popołudnie trudno to sobie nawet wyobrazić.

Na bulwarach wiślanych trwa letnia sielanka. W tle widać wieżę telewizyjną na Krzemionkach.

Kościół Paulinów na Skałce - kolejny krakowski panteon. I przypomnienie o tym, że krytykowanie władzy nie jest ani opłacalne, ani bezpieczne... Odwaga jednak i prawość mogą zapewnić wieczną chwałę.

Bulwary Inflancki i Podolski prezentują się malowniczo. W głębi wieża kościoła pw.św.Józefa w Rynku Podgórskim.

Mijamy kolejne mosty. Na pierwszym planie najstarszy z nich - most Piłsudskiego.

Kładka Bernatka, czyli krakowski most zakochanych - wciąż się nieźle trzyma, mimo ciężaru odpowiedzialności za miłosne uczucia, który zrzuciło na niego - w postaci przypiętych doń kłódek - setki, a może nawet tysiące zakochanych par.

O kurczę, ktoś tu świnię podłożył!

Znowu zawracamy na wysokości al.Daszyńskiego i Galerii Kazimierz.

Mijamy powstającą nową siedzibę Cricoteki i Muzeum Kantora.

Zostawiamy za sobą po prawej barki przycumowane przy bulwarze Kurlandzkim,

a dalej po lewej ujście Wilgi.

Przed nami Bulwar Wołyński z unoszącym się nad nim jak zwykle balonem widokowym. W głębi na Dębnikach majaczy wieża kościoła pw.św.Stanisława Kostki - miejsce szczególne na mapie Krakowa. Była to bowiem pierwsza krakowska parafia Karola Wojtyły, który po przyjeździe z Wadowic do Krakowa zamieszkał u wuja na ulicy Tynieckiej. W kościele parafialnym świeżo wyświęcony ksiądz Wojtyła odprawił mszę prymicyjną 3-go listopada 1946 roku, a jako papież wrócił tutaj 17 sierpnia 2002 roku. Jednak widok tego salezjańskiego kościóła cofa me myśli wstecz, ku czasom studenckim - do mszy akademickich, wyjazdów z duszpasterstwem, do pielgrzymki do Częstochowy w sierpniu 1991 roku, a przede wszystkim do osoby księdza Bolka Rozmusa, który był dla nas w tym czasie przewodnikiem duchowym i najlepszym przyjacielem. To był ksiądz, jakiego ze świecą szukać (choć po lekturze notek różanostockich wygląda mi na to, że Salezjanie już tak mają :) - skromny, ciepły, serdeczny, o wesołym usposobieniu, łatwo znajdujący wspólny język z młodzieżą (zwłaszcza, że sam był w sumie niewiele starszy), a przy tym przyciągający głębią swej wiary i duchowości. Zaledwie kilka lat mogliśmy się cieszyć jego obecnością wśród nas, bowiem zginął tragicznie w wieku 35 lat, ale zdążył zapisać się w naszych sercach na stałe.

Wracamy do punktu wyjścia przy moście Grunwaldzkim.

Kończymy chwilowo podróż, której początki giną w legendach.

Justa
O mnie Justa

Kraków to pryzmat, Przez który pięknieje ojczyzna J.Sztaudynger Dziękuję za prezenty: 4Poryroku - za jurajskiego kwiatka Andrzejowi Budzykowi - za psaka Her Manowi - za mecz Intuicji - za ukochaną płytę Kate1 - za zagadkę świąteczną ;) Pannie Wodziannie - za notkę justowną Telokowi - za Skaldów (cija) Telokowi - za Białego Anioła (z okazji) Telokowi - za Vivaldiego (bez okazji) Telokowi - za duuużo zdrowia Telokowi - za obrazki Telokowi - za ptaszki Telokowi - za płomień uczuć (platonicznych oczywista) Telokowi - za muzyczkę Tichemu - za poezję prozą Zaplutemu Antyeuropejczykowi - za rewiry

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości