Rosyjska „flota widmo” omijająca sankcje Zachodu nie płynie sama – jej sercem są załogi rekrutowane na okupowanym Krymie. Z fałszywymi dokumentami, przez sieć nielegalnych agencji, marynarze trafiają na tankowce przewożące ropę, która finansuje wojnę Putina. To luka w systemie sankcji, która może uderzyć także w bezpieczeństwo portów UE, w tym Polski.
Rosyjska „flota widmo”, która przewozi ropę mimo sankcji Zachodu, ma w swojej machinie mniej znany, ale kluczowy element – system rekrutacji załóg. To właśnie on pozwala Kremlowi utrzymać w ruchu tankowce, które omijają embargo i finansują wojnę przeciwko Ukrainie. Co gorsza, znaczną część „rosyjskich” marynarzy stanowią mieszkańcy okupowanego Krymu – z paszportami i certyfikatami, których legalności nie uznaje żadne cywilizowane państwo.
Jak to działa?
Na okupowanym półwyspie działa sieć kilkudziesięciu agencji, które formalnie zajmują się zatrudnianiem załóg dla statków. W rzeczywistości część z nich dostarcza ludzi do tankowców powiązanych z rosyjskim przemysłem naftowym. W wielu przypadkach marynarze płacą „pod stołem” za miejsce na pokładzie, a same agencje utrzymują się z szarej strefy i pieniędzy armatorów zależnych od Kremla.
Wbrew unijnemu rozporządzeniu 692/2014, które zakazuje prowadzenia działalności gospodarczej na Krymie, oraz kolejnym pakietom sankcji, rekruterzy z Sewastopola czy Kerczu wciąż znajdują klientów – szczególnie w krajach, które przymykają oko na pochodzenie załóg. To nie jest problem odległy: w przeszłości w łańcuchach dostaw tych firm pojawiali się armatorzy z Cypru, Grecji, a nawet z państw UE graniczących z Polską.
Fałszywe dokumenty i realne ryzyko
Każdy dokument wydany na okupowanym Krymie – paszport, certyfikat kwalifikacji, dyplom – jest nieważny w świetle prawa międzynarodowego. To oznacza, że tankowiec z takimi członkami załogi narusza konwencje SOLAS i STCW, a więc formalnie nie powinien w ogóle wypłynąć w morze. Mimo to jednostki te trafiają do portów Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu, a po drodze korzystają z infrastruktury krajów, które same potępiają aneksję Krymu.
W 2023 r. Międzynarodowa Organizacja Morska (IMO) jednoznacznie wskazała na zagrożenie dla bezpieczeństwa żeglugi wynikające z rosyjskiej inwazji. Europejski Trybunał Praw Człowieka w orzeczeniach z 2024 i 2025 r. potwierdził, że takie dokumenty są nieważne. Ale dla Kremla nie jest to przeszkoda – wręcz przeciwnie, jest to element strategii.
Dlaczego Polska powinna patrzeć na ręce
Polska jest krajem tranzytowym i morskim, który sam ma strategiczne porty w Gdańsku, Gdyni i Świnoujściu. Jeśli do europejskich terminali trafi tankowiec z załogą rekrutowaną na Krymie, istnieje ryzyko złamania sankcji i kompromitacji wizerunkowej całej UE. Co więcej, obecność ludzi z fałszywymi dokumentami na pokładach statków przewożących miliony baryłek ropy to realne zagrożenie dla bezpieczeństwa morskiego.
Przykłady i powiązania
Śledztwa ujawniają, że agencje z Krymu współpracują z firmami w Grecji, na Cyprze, w Turcji czy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Część z nich specjalizuje się w rekrutacji do pracy na platformach naftowych w Zatoce Perskiej, inne – w obsłudze tankowców przewożących rosyjską ropę z portów Morza Czarnego.
Co istotne, związki personalne między rosyjskimi rekruterami a zachodnimi armatorami często sięgają jeszcze okresu sprzed 2014 roku. Te dawne kontakty ułatwiają dziś omijanie sankcji. W praktyce rosyjska sieć rekrutacyjna działa jak „furtka” do światowego rynku morskiego dla statków i marynarzy powiązanych z agresją na Ukrainę.
Wniosek?
Marynarze z Krymu, agencje okupacyjne i powiązani z nimi armatorzy powinni znaleźć się na listach sankcyjnych. Ich działalność to nie tylko problem prawny – to element rosyjskiej machiny wojennej, która wykorzystuje morze jako kanał finansowania i narzędzie nacisku.
Dla Polski, która opowiada się za twardym kursem wobec Moskwy, oznacza to jedno: potrzebny jest dokładny monitoring pochodzenia załóg wchodzących do naszych portów i presja na partnerów w UE, aby zamknęli kolejną lukę w sankcjach. Inaczej Kreml nadal będzie miał w ręku cichy, lecz skuteczny instrument w wojnie z Ukrainą – i z całą Europą.
Inne tematy w dziale Polityka